VI

14.1K 825 1.8K
                                    

Dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje, wybudziło go ze snu. Uchylił swoje powieki i pierwsze co dostrzegł, to zielone tęczówki. Harry obudził się kilka minut wcześniej i do tej pory przyglądał się śpiącej twarzy szatyn, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku.

- To przerażające – wychrypiał, odsuwając się od kędzierzawego i przeciągając – Długo się tak gapisz?

- Kilka minut – wyszczerzył się, pokazując swoje dołeczki – Tak w ogóle, dzień dobry.

- Dobry – mruknął, pochylając się i cmokając Harry'ego w usta. Kędzierzawy objął go, przyciągając do siebie, nie chcąc kończyć pocałunku, jednak chłopak wyplątał się z jego objęć. Powoli wstał z łóżka i z lekkim trudem (spowodowanym przez dość spory brzuch) sięgnął po bokserki, zakładając je na siebie.

- Wychodzisz? – poczuł ukłucie w sercu. Co prawda nie obiecywali sobie z Louisem związku i wspólnego poranku, ale mimo to miał nadzieję, że tym razem szatyn nie zniknie tak szybko.

- Muszę do toalety, dzieciaki naciskają mi na pęcherz – wyjaśnił ze śmiechem, spoglądając na zielonookiego – Ej, co to za mina? – widząc w tym momencie taką niepewność u Harry'ego, Louis miał ochotę podejść i mocno go przytulić – Zaraz wracam, w końcu to mój pokój – puścił mu oczko i wyszedł.

Tak szybko jak pozwalał mu brzuch, udał się do łazienki, gdzie załatwił swoje potrzeby i jak najszybciej wrócił do swojej sypialni. Harry w tym czasie wygodniej ułożył się na łóżku, okrywając mocniej kołdrą i przymknął oczy, powoli odpływając. Ocknął się, kiedy poczuł chłodne ciało, które się do niego przytula.

- Ej, znowu idziesz spać? – szturchnął zielonookiego, zmuszając go, aby otworzył oczy i spojrzał na niego.

- Tak jakoś wyszło, wygodnie mi tu – mruknął, uśmiechając się – Jak w ogóle spałeś?

- Dobrze – wyszczerzył się – Nawet bardzo dobrze. O dziwo, dzieciaki nie dowodziły w nocy.

- Cieszy mnie to – naprawdę był zadowolony z tego powodu. Od jakiegoś czasy Louis narzekał, że maluchy zawsze w nocy kopią, przez co nie może spać. Niby odsypiał to za dnia, ale niewiele to dawało i Harry widział, że Louis jest zmęczony. Tak bardzo chciał mu wtedy ulżyć, ale nie wiedział jak.

- Harry – przerwał ciszę, która towarzyszyła im przez ostatnie kilka minut, podczas który po prostu się przytulali i cieszyli swoją obecnością.

- Hmm?

- Dlaczego...dlaczego dalej mnie lubisz? To znaczy... - czerwone rumieńce zaczęły pokrywać policzki szatyna, a w głosie można było usłyszeć odrobinę nieśmiałości. Harry po raz pierwszy widział go takiego – p-powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie rozumiem jak to możliwe, byłem dla ciebie dupkiem.

- Wiem i uwierz mi, nie raz to bolało, ale nawet jeśli zachowywałeś się tak w stosunku do mnie, wiem, że jesteś dobrą osobą. Kochasz swoją rodzinę i dbasz o nich, chociaż często jesteś rozkapryszony i humorzasty – zachichotał, kiedy szatyn lekko klepnął go w pierś - Jesteś w stanie zrobić wszystko dla przyjaciół. Do dziś pamiętam jak spotkałem cię w parku, na placu zabawa z siostrami. Widziałem jak się z nimi bawisz, jak dobry z nimi jesteś. To wtedy zdobyłeś moje serce.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Harry – wtulił się mocniej w jego ciało.

- Lou...

- Nie Harry, byłem dla ciebie okropny. Wyśmiewałem się z ciebie i upokarzałem. Teraz mógłbyś mnie zostawić i rozpowiedzieć w szkole, że Louis Tomlinson, którego wszyscy znają przespał się z największym kujonem w szkole i zaszedł w ciąże. Wtedy to ja stałbym się pośmiewiskiem.

Our childrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz