Z Ianem nie pisałam przez kolejne dni, po prostu nie było go online. Pewnie był zajęty tą przeprowadzką. Mandy, królowa plotek, zapewne wiedziałaby  gdzie zamieszka nasz kolega, ale nie chciałam jej o to pytać. Po pierwsze, zaraz by stworzyła z nas parę albo zaczęła swatać. Po drugie, w sumie nie obchodziło mnie to aż tak. Pochłonęły mnie domowe obowiązki. Prałam, sprzątałam. Zostałam zwolniona z pracy, ponieważ w lokalu pojawiły się szczury i go zamknięto. Zaczęłam rozwijać swoją działalność jako opiekunka do dzieci; ogłosiłam się w Internecie, gazecie i wywiesiłam informacje na słupach. Tego dnia miała przyjść dwójka dzieci. Jedno z nich, pięcioletnia dziewczynka Posy już była, przyprowadziła ją jej babcia z samego rana. Drugie, chłopczyk Vincent, miało przyjść o dziesiątej. Zawsze miałam podejście do dzieci, więc dwójka to dla mnie pikuś. Szykowałam drugie śniadanie dla Posy, gdy zadzwonił dzwonek.

- Och, Posy, chyba przyszedł Twój kolega!

Wzięłam ją na ręce i podbiegłam do drzwi. Przekluczyłam zamek i moim oczom ukazał się Vincent w ramionach Iana. Przez dłuższą chwilę po prostu się na siebie gapiliśmy bez słowa. Chcąc przerwać ciszę, jaka zapanowała rzuciłam tekst

- Nie wiedziałam, że masz dziecko.

Zaraz potem w myślach dałam sobie z liścia. No serio? To raczej nie jest jego dziecko! Co ja wyprawiam?!
Iana to jednak nadzwyczaj rozbawiło.

- Już teraz Twoje - podał mi Vincenta - a tak na poważnie, to mój siostrzeniec - uśmiechnął się. Korzystając z okazji, postanowiłam go wypytać.

- Jak tam przeprowadzka?

- W porządku. Zwozimy ostatnie rzeczy, moje i siostry.

- Powiesz mi, gdzie teraz będziesz mieszkał?

- Na Malinowej. Tam gdzieś - wskazał palcem północny wschód, chyba. Zapaliła mi się w głowie czerwona lampka.

- Tam niedaleko szkoły? - zapytałam, mając na myśli moje stare gimnazjum.

- Tak, właśnie tam. Blisko, no nie?

Blisko. Nawet bardzo. Teraz do domu Iana mam 5 minut drogi, może nawet mniej. Zdecydowanie trzeba się przenieść na przystanek obok szkoły. Stamtąd też mogę jeździć do liceum. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.

- Muszę już iść trochę im pomóc, żeby nie dźwigali moich klamotów sami.

- J-jasne. To... trzymaj się.

- Jeszcze się pewnie zobaczymy.

- Mam nadzieję. To do zobaczenia.

Pomachał mi ręką. Heeeh. To będzie dobry dzień. Wniosłam dzieci do środka i zamknęłam drzwi.

What If I Change My Mind?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz