Part VI

226 23 10
                                    

~*~*~
Jonghyun


- Chodź już, późno jest. - powiedziałem i odszedłem od drzwi chłopaka. Jak w każdą sobotę, wybieraliśmy się na próbę zespołu. Ostatnio Taemin opuścił jedno spotkanie, bo szykował się do przeprowadzki.

Matko! Przeprowadził się tu dopiero tydzień temu, a ja mam wrażenie, jakby był tu już od dawna. Był tu dopiero tydzień, a już zdążył tak namieszać w moim życiu.

Wszystko zaczęło się od śmierci matki Taemina. A kończyło się jak na razie na tym, że wczoraj wieczorem doprowadziłem go do płaczu, a dzisiaj od rana wisiało między nami coś nieokreślonego, czego chciałem się pozbyć jak najszybciej. Wychodziło mi jak na razie kiepsko, bo widząc minę Taemina, robiło mi się jeszcze gorzej.

Nie czułem złości, ale coś podchodzącego pod smutek i markotność.

Wziąłem swoją i Hyuny gitarę z dwoma piecami i wpakowałem je do bagażnika. Bom ani Taemin nie brali niczego ze sobą - perkusja i fortepian były stałym elementem wyposażenia sali, na której mieliśmy próby. Trudno byłoby co tydzień wozić i od nowa montować perkusję. Zresztą, mojej siostrze nie robi to nawet żadnej większej różnicy, bo w piwnicy mamy identyczny, a nawet chyba nieco lepszy komplet. My z Hyuną moglibyśmy w zasadzie też zostawiać tam nasze gitary, ale stwierdziliśmy, że chcemy je zabierać, bo to nasze ulubione. W domu mamy w zasadzie inne gitary, ale ja osobiście wolę grać na tamtej jednej. Piece mamy jednak tylko dwa, więc, jeżeli chcielibyśmy poćwiczyć w domu, musimy za każdym razem targać je w tę i z powrotem. To w sumie nawet nie tak najgorzej, bo tata nas zawsze wozi.

Taemin po chwili zszedł na dół i wymijając mnie w drzwiach podszedł do samochodu. Zrobiło mi się trochę przykro, że nawet na mnie nie spojrzał, ale nic nie powiedziałem. Smutno mi jakoś było z jego powodu. Chciałem... Miałem nadzieję, że przejdzie mu po jakimś czasie.

I miałem rację. Kiedy tylko weszliśmy na naszą salę prób i doskoczył do niego Kibum i zaczęli rozmawiać, a raczej to Kibum prowadził monolog, co chwila poszturchując chłopaka, od razu się rozpogodził. Cieszyłem się, że Taemin przestał być taki oziębły, jednakże... Denerwowało mnie to, że to Keyowi udało się go rozweselić, a nie mi. W czym jestem od niego gorszy? Ja...

- Jonghyun, gdzie jesteś, bo na pewno nie z nami? - zawołał Donghae tonem prezentera w jakimś tanim talk-show, a reszta roześmiała się. Spojrzałem na Taemina, który w najlepsze rozmawiał z Kibumem.

- Już wracam.- powiedziałem żartobliwie, kiwając palcem, choć wcale mi nie było do śmiechu.

- Uwaga, zaczynamy! - krzyknął Donghae, naliczył i zaczęliśmy grać. Nie skupiałem się nawet za bardzo, graliśmy prosty numer.

Kibum mnie irytował. Swoim zachowaniem. Swoim sposobem bycia. Całym sobą mnie denerwował. Kiedy patrzyłem, jak szepcze Taeminowi do ucha i lata koło niego jak pchła, miałem ochotę spryskać go preparatem owadobójczym. Nie wiem nawet, kiedy zacząłem mieć na niego takie nerwy. Nawet teraz, jak grał wydawał się taki... no nigdy tak na niego nie reagowałem. A teraz wprost nie mogę na niego patrzeć bo ciśnienie mi skacze i-

- Jonghyun, czy ty się dobrze czujesz? - spytał nagle głos, a ja przestałem grać, zauważając, że nikt już nie gra, tylko ja.

- Co? - odpowiedziałem mało inteligentnie.

- Skończyliśmy grać jakieś dwa kółka temu. - odparł Donghae.

- Och... - wyrwało mi się tylko. Kibum prychnął z kpiącym uśmieszkiem.

- Buja w obłokach, pewnie zakochany! - wykrzyknął wesoło, a ja miałem ochotę rozkwasić mu twarz. W zamian, wyszedłem z pomieszczenia.


Taemin

Zagraj dla Mnie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz