Rozdział 3

10.2K 463 56
                                    


- Hermiono, dlaczego nam nie powiedziałaś?! - Harry patrzył na przyjaciółkę wielkimi oczyma.

- Nie było czasu - wyjaśniła. - Nigdzie was nie mogłam znaleźć.

- To czego od ciebie chciał? - Dopytywał się Ron.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i zabrała się do jedzenia sałatki. Chłopcy wpatrywali się w nią nie wiedząc jak mogła ich tak torturować nieświadomością.

- No dalej, o co cię pytał?

- Bzdury jakieś - mruknęła lekceważąco.

Jakoś nie miała ochoty spowiadać się przyjaciołom. Ron był wprawdzie jej chłopakiem, ale niewiele rozumiał, dlatego poczekała aż zjadł i odbiegł odrobić pracę domową z eliksirów. Harry również chciał odejść ale Hermiona go zatrzymała.

- Harry... u profesora Hayes'a było dziwnie. Sama nie wiem co o tym myśleć. Pomożesz mi?

Chłopak nie pytał dlaczego Gryfonka nie chciała podzielić się tym z Ronem. Wyrozumiały i cierpliwy przyjaciel. A prawda była taka, że dziewczyna miała coraz gorsze kontakty z Weasleyem. Był niecierpliwy, nachalny i zazdrosny z byle powodu. Hermiona wolała się nie kłócić i odpuszczała ilekroć podnosił głos. To było... męczące.

Opowiedziała więc Harry'emu o dziwnym spotkaniu z profesorem. Nie przerwał jej aczkolwiek co chwila marszczył brwi ze zdziwienia.

- Po co mu była data twoich urodzin?

- Nie mam pojęcia - dziewczyna przyznała rozmasowując skronie.

Hermiona szczyciła się tym, że umiała przejrzeć każdego. Harry wychował się w rodzinie, która go upokarzała i był gotów stanąć w obronie każdego kto znalazł się w podobnej sytuacji. Dlatego chciał by panowało dobro. Ron był drażliwy ponieważ nie doceniali go w domu. Zawsze był porównywany do rodzeństwa i nie posiadał nic na własność. Malfoy zaś od urodzenia wpajane miał że musi tępić szlamy. Dlatego obrażał Gryfonkę na każdym kroku. Malfoy zrozumiał, że nie było to właściwe, ale jak pozbyć się głęboko zakorzenionych uprzedzeń?

Potrafiła przejrzeć każdego. Więc dlaczego pan Hayes był wyjątkiem?

- Chodźmy do Pokoju Wspólnego, Hermiono. Możemy się zastanowić nad tym przy ciepłym kominku. Nie mam ochoty patrzeć na tych obrzydliwych bubków.

Hermiona spojrzała w tamtą stronę i musiała przyznać mu rację. Grupa Ślizgonów śmiała się na cały głos z drugoklasisty, który się przewrócił. Dziewczyna ze zdziwieniem odnotowała, że nie ma wśród nich Malfoya.

Udali się więc do wieży Gryffindoru. Pokój Wspólny wypełniał przyjemny zapach domowego ciasta i ciepło płynące z kominka. Głośna wrzawa dopełniała wrażenia przytulności. Oboje z Harrym usiedli na wolnych fotelach i wyjęli z toreb książki. Ron (który miał pisać esej na eliksiry) rzucał z Seamusem zębatym frisbee i nie zauważył nadejścia swoich przyjaciół. Hermionie to nie przeszkadzało.

- Ciekawi mnie po co nauczyciel wzywał do siebie uczennice.

- Nie wszystkie, Harry. Zrobiłam weryfikację. Profesor brał do siebie tylko dziewczyny z siódmej klasy. Każda była brunetką z ciemnymi oczami. Te wspólne cechy rzuciły mi się w oczy.

- Czyli był to pozornie przypadkowy skład, ale jednak... ciekawy jestem czy profesor Hayes może być zagrożeniem. Jego zachowanie jest naprawdę podejrzane.

- Harry, nie możemy go oskarżać o bycie Śmierciożercą z powodu podejrzeń. Tak naprawdę to nic złego nie robił, tylko przeprowadzał ankietę - Westchnęła dziewczyna.  

- Hermiono, dobrze się czujesz?

- Yhymm... - mruknęła nieco sennie. - Jedno mnie zastanawia. Dlaczego wszystko tak wyśpiewałam? Pilnowałam się, a jednak słowa ciekły ciurkiem z moich ust. Jakbym nie mogła zakręcić kranu.

- Cóż, mógł dodać veritaserum jak podejrzewała Parvati. Wypiłaś przecież herbatę, prawda?

- O matko... Ale jestem głupia. Wprawdzie nie były to istotne pytania, ale... - podawanie uczniom veritaserum  było surowo zakazane, ale przecież mężczyzna był nauczycielem! Hermiona nie wyobrażała sobie donieść na nauczyciela.

- Hermiono, na pewno wszystko w porządku? - Harry zatroskał się, widząc jak dziewczyna przechyla się do przodu spuszczając głowę.

- Chyba pójdę się położyć. Dobranoc, Harry.

~***~

Draco siedział na murku słuchając pohukiwań sów, które już wybrały się na nocne łowy. Dziedziniec świecił nienaturalną pustką, jednak tak pożądaną przez Ślizgona...

Nic nie zrozumiał z podsłuchanej rozmowy. Tylko tyle, kiedy Granger ma urodziny (swoją drogą już za tydzień).

Martwił się również o bezpieczeństwo rodziców. Z pewną wrażliwością myślał o matce, która zawsze go rozpieszczała i troszczyła o zagubionego syna. Ojciec zaś, choć surowy, nauczył Dracona wiele rzeczy, zyskując tym samym szacunek u młodego Ślizgona. Podziwiał ojca jeszcze jako mały chłopiec za stanowczość, zasadność i zdolność manipulowania innymi. Był jednak arystokratą, a co za tym szło: nie wiedział komu może ufać. Lucjusz Malfoy polegał jedynie na rodzinie. Podobnie robił jego potomek, Draco. Mieli tylko siebie i jeśli cokolwiek stałoby się jego rodzicom...

Nagle od strony błoni doszedł jakiś hałas. Chłopak naprężył się szukając dłonią różdżki. Jego oczy błądziły po otoczeniu, lecz ciemność uniemożliwiała zwiad. Zeskoczył więc z murku i powoli ruszył kierowany cichym szelestem.

Widząc dyrektorkę i profesora Hayes'a, o mało nie zaklął ze zdziwienia. Szli oni od strony Zakazanego Lasu rozmawiając o czymś cicho. Draco w duchu błogosławił za Uszy Dalekiego Zasięgu. Nie było ich widać w ciemności.

Tymczasem nauczyciele przystanęli wyraźnie poróżnieni.

- Nie zgadzam się. To niedorzeczne! Zaczynają krążyć plotki, profesorze.

- Minerwo, już zakończyłem poszukiwania.

- Odkąd zjawił się pan w Hogwarcie, podważany jest mój autorytet.

- W jaki sposób? - Zapytał bezczelnie profesor.

- Chociażby przenoszenie spotkania Prefektów na inny termin i inne miejsce. Chciałam uczestniczyć w zebraniu osobiście, a tu dowiaduję się, że zmienił pan moje plany! Dlaczego?

- Myślałem, że uczniowie będą chcieli zobaczyć Ceremonię Przydziału.

- Nie! Pan chciał JĄ jak najszybciej zobaczyć. Postępuje pan bardzo nie przemyślanie, pochopnie. I decyzje dyrektorki chyba jeszcze coś znaczą w tym zamku?!

Draco musiał szybko ukryć się za drzewem aby pędząca gniewnie McGonagall go nie zobaczyła. Hayes poczekał kilka minut, chyba po to by ochłonąć i również udał się do zamku. Ślizgon stał jednak w miejscu. Dwie podsłuchane rozmowy tego samego dnia. Równie niezrozumiałe i bez sensu.

Przynajmniej miał jasność co do zebrania Prefektów w pociągu. Była to sprawka Hayes'a. A te rozmowy w biurze z uczennicami miały na celu znalezienie kogoś - to również było jasne.
I ostatnia wiadoma rzecz: Draco miał mętlik w głowie. Cieszył się, że mógł już pójść do łóżka. Dzisiaj patrol miał jakiś Puchon.

Odetchną ostatni raz świeżym powietrzem i wrócił do szkoły.


Dramione |Potrzebuję Zmian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz