Jeśli niebiosa kiedykolwiek przemówiły
Ona jest ich ostatnim, prawdziwym przekazem
Każda niedziela staje się coraz bardziej posępna
Świeża trucizna każdego tygodnia
W świecie, w którym nic nie jest jasne, a każda strona ma dwa oblicza istnieje zupełnie inny wymiar, który jest trudny do pojęcia dla przeciętnego śmiertelnika. Gdyby zadrzeć głowę do góry i ujrzeć chmury, przesuwające się po błękitnym niebie, i spróbować wyobrazić sobie, że wszechświat może skrywać ogromne sekrety? Ujrzałbyś piękno ukryte w tajemnicy, która raz jest gorzka, raz słodka. Ale pamiętaj, w niektóre rzeczy musisz uwierzyć nie widząc tego.
Culley
Miałem wrażenie, że ziemia pod moimi nogami zadrżała. Chociaż może to nie było złudzenie. Szafka przy oknie wydała dziwny dźwięk, a porcelana mej matki zastukała. Dobrze, że biedaczki tymczasowo nie było w domu. Wbiłem wzrok w podłogę, wsuwając ręce do kieszeni spodni. Zacisnąłem dłonie w pięści i czekałem. Nie mogłem bardziej rozgniewać ojca. Ostatnio grałem mu na nerwach. Był drażliwy na punkcie wszystkiego, co zrobiłem. Powoli miałem dość całej tej grzeczności panującej wokół. Wiedziałem, ze nachodzi ten czas. Moment, w którym musiałem dorosnąć i sprostać nowym problemom i wymaganiom mego ojca.
Byłem młody, w oczach Aniołów i Archaniołów mogłem być jedynie dzieckiem. Mając dwadzieścia osiem lat i zatrzymując się na wyglądzie dwudziestolatka, nikłem przy rodzinie. Mogłem odczekać kolejne dekady, kolejne wieki, by przekroczyć próg setki, a nawet więcej, ale nie widziałem perspektyw. Jaka czekała mnie tu przyszłość? Nudnego aniołka, który żył w dobroci i dostatku.
– Coś powiedział?! – ryknął ojciec, jakby chciał powtórki. Czyżby nie usłyszał? Starość nie radość.
Na jego twarzy malowała się wściekłość zmieszana z rozczarowaniem. W oczach można było dostrzec iskierki, które nie zapowiadały dobrej wiadomości. Archanioł Uriel stał przede mną w białej szacie, na nogach miał trampki, co nie pasowało do jego stroju, ale nie zwracał na to uwagi. W zasadzie ja też nie powinienem w takiej sytuacji. Po prostu nie miałem odwagi dłużej patrzyć w jego oczy.
Jestem wypełniony Bożym Światłem. Jestem wiecznie promiennością, kochaniem i mądrością – pomyślałem. Tak był opisywany mój ojciec. Wszakże tylko ja umiałem rozgniewać go tak mocno, że dostawał białej gorączki. Można było to nazwać osobistym talentem, jednak czy to oznaczało, że bylem zły? Czasami cel uświęca środki i jestem pewien, że dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
Wywróciłem na niego oczami, mimo mojej wiedzy o tym, jaki ten gest był niekulturalny. Uniosłem spojrzenie, skanując uważnie jego postać. Wsunąłem dłonie do tylnych kieszeni spodni i wzruszyłem ramionami z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy, co... właściwie kontrastowało z całym nim i jego aktualną postawą oraz krzepkim humorem.
– Zawsze wierzyłem, ojcze, że jesteś zdrów i twój słuch nigdy nie narazi się na szwank – westchnąłem.
– Culleyu, Abramie... – zaczął mówić do mnie dwoma imionami, nie było dobrze. – Nie masz prawa rzucać takich słów bez podstawnie. Jesteś kim jesteś. Nie wyrzekniesz się bycia aniołem.
– Wierzę, że w obliczu Boga wszystko jest możliwe – odetchnąłem i przymknąłem na chwilę oczy, ponieważ kolejna, tym razem bardziej poważna sprzeczka z ojcem doprowadzała mnie do szaleństwa.
W tamtej chwili byłem jak wulkan, który w każdej chwili mógł wybuchnąć, niosąc ze sobą zniszczenie i nowe problemy ale tym razem o wiele większe. Przy nim zawsze próbowałem się opanować. Starcie z nim oznaczało przegraną dla mnie, dlatego starałem się nie doprowadzić do większej afery niż była teraz.
– Culley! – krzyknął, a jego gniew spowodował drugie trzęsienie ziemi pod naszą rezydencją.
Oparłem ręce o stół, by się nie wywrócić. Ile miał siły, by co chwila wyładowywać się na biednym domu. Powiedziałem, co czułem. Nauczyli mnie, żeby nie kłamać i być szczerym. Dlaczego teraz to ja miałem być najgorszy? Wyznałem prawdę. Ale to było jak nie wypowiedziana wojna.
– Jeśli naprawdę nie wyrażasz chęci, bym był sobą, obawiam się, że już więcej się nie zobaczymy – odparłem po chwili namysłu, kiedy się wyprostowałem po rozgardiaszu, jaki mężczyzna spowodował swoją ogromną mocą. – Już postanowiłem, a jeśli masz do kogoś zażalenia o moją wolną wolę, proszę, zwróć się do Pana, bo to jego zasługa. Tego chciał i taka jest moja misja.
– Bóg cię... – Zacisnął zęby, wiedząc, że nie może dokończyć. To byłoby przekleństwo.
Uśmiechnąłem się nieznacznie i wzruszyłem ramionami. Cóż poradzić? Kolejna kłótnia, która nie przyniosła rozwiązania. Tym razem nie zamierzałem ulegać woli ojca. Postawię na swoim. Za wszelką cenę.
~~*~~~
Tak więc witam na drugiej części~. Pojawią się nowi bohaterowie, którzy będą tworzyli kolejne wątki. Komentujcie, oceniajcie, promujcie.
CZYTASZ
Long Way Down |Sequel 365Days|
FanfictionJak mamy nie mówić o rodzinie, skoro rodzina to wszystko, co mamy? Stałeś po mojej stronie bez względu na to, co przeżywałem, a teraz będziesz moim towarzyszem podczas mojej ostatniej przejażdżki. Druga część 365Days, See you again.