16. Śniadanie

45 1 1
                                    

Wzięłam szybki, gorący prysznic. Następnie z torby wyciągnęłam moją kremowo-pomarańczową sukienkę z czarnymi ramiączkami idącymi od środka dekoltu do tyłu, a z przodu dodatkowo jest zaplątana wstążka, oraz we włosy wplątałam czarną wstążkę. [patrz zdjęcie] Na nogi założyłam czarne szpilki. Gdy wyszłam z pokoju od razu pokierowałam się do jadalni. Równo o siódmej zero zero weszłam do jadalni.

-Dzień dobry. - Przywitałam się i zajęłam wolne miejsce koło taty. Na salę weszłam jako jedna z ostatnich.

-Witaj Naomi. Dziś po raz pierwszy zasiądziesz z nami do stołu jako jedna z nas. Od dziś jesteśmy sobie równi. No prawie, ty masz większą władzę jako księżniczka, niż ja jako Główny Radny. - Powiedział, a cała sala się zaśmiała. Jadalnia miała trzy poziomy. Pierwszy cała sala, drugi, to poziom zasłaniający dolną połowę, oraz trzeci równy poprzedniemu. Czyli coś w rodzaju dwóch balkonów. Po chwili do jadalni zaczęli wchodzić służący zastawiając wszystkie stoły jedzeniem. Nie minęła minuta, a wszyscy służący stali grzecznie pod ścianą ze spuszczonymi głowami. W połowie posiłku na salę weszli Devoci i stanęli po drugiej stronie drzwi czyli po lewej, gdyż po prawej stali służący. - Komu krwi? - Spytał Przewodniczący. Devoci zaczęli rozchodzić się po sali. Monre podszedł do mnie. Siedziałam zaraz obok taty z lewej. Tata z prawej strony miał Głównego Radnego. - Monre co tu robisz? - Spytał gdy chłopak znalazł się przy nas.

-Ja mu kazałam dzisiaj tu przyjść. - Odezwałam się.

-W takim razie w porządku.

-Do pełna Monre.

-Tak Pani. - Powiedział i zza pasa wyciągnął sztylet i rozciął sobie żyłę na nadgarstku i nalał mi krwi to szklanki. Następnie owinął sobie nadgarstek serwetką którą też miał przy pasie i odszedł pod ścianę.

Gdy śniadanie dobiegało końca Główny Radny, który nazywa się Kain Horan, odezwał się do mnie.

-Więc, zostałaś uznana. Jesteś córką naszego Wielkiego Władcy, jesteś Księżniczką. Więc zgodnie z tradycją ofiarujemy ci czworo naszych służących lub Devotów. Wybieraj.

-Karvin, Lalae, Monre i ... - Trójka których imiona wymówiłam wystąpiła do przodu. Nie wiedziałam kogo wybrać na czwartą osobę. - Monre?

-Tak Pani?

-Masz tu przyjaciół prawda? Wśród innych Devotów?

-Tak.

-Wybierz jednego który uda się z nami.

-Sangvini.

-Więc niech będzie Sangvini. - Zwróciłam się do Kain'a. Wymienionego chłopaka nie było na sali, bo nie wystąpił przed szereg.

-Niech ta czwórka się spakuje i za godzinę będzie gotowa do wyjazdu przed wyjściem z Pałacu. - Skłonili się i bez słowa opuścili salę.

-Panie Horan?

-Tak?

-Czy mogłabym z pańskiego ogrodu zerwać kilka białych róż?

-Oczywiście, że tak. Co moje, jest także twoje i twojej rodziny.

-A czy ze Złotych Tarasów mogę zerwać złote różę?

-Tak, możesz.

-Dziękuję. - Dokończyłam swoje śniadanie w momencie w którym dużo Radnych już zaczynało wychodzić. Więc i ja wstałam od stołu i wyszłam. Poszłam do ogrodu. Zerwałam dziewięć białych róż. A ze Złotych Tarasów zerwałam cztery złote róże, trzy dla Sean'a i jedną dla mamy. Następnie wróciłam do swojego pokoju, spakowałam torbę i opuściłam pokój. Przy wyjściu z Pałacu czekał już mój ojciec, oraz moja służba z wielkimi torbami, w których mają cały swój dobytek. Ja dzisiaj spakuje cały swój dobytek. Wsiedliśmy w limuzynę, gdyż nasz poprzedni samochód nie pomieścił by sześciu osób. Mieliśmy szofera. Wraz z tatą, służbą i Devotami usiedliśmy razem z tyłu.

-Te róże. Zarówno jak i białe jak i złote. Zerwane przez kogokolwiek wywodzącego się z Rodziny Królewskiej nigdy nie zwiędną. Zawsze będą tak piękne jak w dniu w którym zostały zerwane. - Powiedział mi ojciec.

-Są dla Sean'a. A ta jedna złota róża dla mamy.

-Tylko jedna?

-Mama nienawidzi róż. Nigdy za nimi nie przepadała. Ale tą jedną będzie musiała pokochać. - Tata zaśmiał się lekko na moje słowa.

-Tak. Laura nigdy nie lubiła róż. Pamiętam gdy sam jej kupiłem kiedyś bukiet róż, a ona zdzieliła mnie nimi po głowie i powiedziała. "Tym mnie nie poderwiesz, nienawidzę róż. Postaraj się."

-I co jej dałeś?

-Kaktusa.

-Co?! Kaktus? Dałeś mamie kaktusa?

-Tak. I powiedziałem. "Gdy straci wszystkie kolce, gdy przestanie kuć, gdy przestanie zadawać ból, wtedy ja przestanę kochać ciebie. A póki ty będziesz się o niego troszczyć wiedz że zawsze, gdziekolwiek będę zawsze będę kochał tylko ciebie."

-I ona łyknęła taką denną gadkę?

-Ja ci dam denną gadkę. Pokochała mnie jeszcze bardziej. A kaktus stoi na parapecie po dziś dzień.

DracainaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz