Rozdział 3

33 11 0
                                    

Nastał wieczór. 

Pod ścianą, w kącie dużego, oszklonego pokoju siedziały dwie skulone, niczym zaszczute psy postacie. Jake z wielkim trudem zdołał przetransportować tam przyjaciela, ponieważ, każdy, nawet najdrobniejszy ruch sprawiał mu ból. Leżeli tak już od dłuższego czasu wpatrując się w lśniące na niebie gwiazdy.

- Jake? - Mike ledwo wydusił z siebie te słowa.

- Tak? Słucham cię?

- Oni nas zabiją, wiesz o tym... Za dużo wiemy na ich temat, widzieliśmy niektore ich twarze... Znamy wygląd budynku... Nie zaryzykują zostawienia nas przy życiu.

Jake przełknął ślinę, wiedział, że to prawda.

- Spokojnie przyjacielu, damy radę, pamiętasz jak zamknęli w więzieniu w Chicago? Tam było o wiele gorzej niż tutaj, śmierdząca cela i wszechogarniający brud... Tutaj przynajmniej jest czysto, więc nie dostaniesz takiego paskudnego zakażenia jak wtedy. Pamiętasz? Przez miesiąc walczyłeś z tą wstrętną gorączką... Wyglądałeś jak trup..

Mike uśmiechnął się lekko, na tyle,na ile pozwalał mu świeży strup na policzku i wypowiedział zdanie, które od dawna kłębiło się w głowach obydwu przyjaciół:

- Jake... Musimy uciec... A ja mam pomysł jak...

Death Is Just A CoverWhere stories live. Discover now