5.

99 8 1
                                    

Dziewczyna jednak ocknęła się szybko i spojrzała na człowieka stojącego przed nią. Miał niebieskie oczy i czarne, lśniące włosy. Wyciągnął do niej rękę, a ona wydostała się spod swojej czarnej bluzy, w której się trochę zaplatątała.
- Nic ci nie je... Córka Sherlocka Holmesa! Cieszę się, że mam zaszczyt cię zobaczyć - powiedział kłaniając się nisko przed nią. Cornelia trochę oszołomiona nic nie odpowiedziała, więc dodał - Oliver Wilson
- Cornelia Holmes - wydukała wreszcie- może mi pan powiedzieć co mi się stało?
- O - oczywiście - prawie krzyknął, ale gdy dziewczyna spojrzała się na niego dziwnie natychmiast się uspokoił i wyjaśnił - Niech mi panienka...
- Cornelia. Niech Pan mówi do mnie Cornelia - przerwała
- Dobrze. Więc Cornelio wybacz mi, że tak się uniosłem ale jesteś moją idolką od dosyć dawna i zawsze chciałem cię poznać więc teraz...
- A może prościej? - znów mu przerwała
- To ze szczęścia - rzekł szybko i zaczerwienił się. Córka Holmesa spojrzała znów na niego podejrzanie. - Ale co on tu robi? - zastanawiała się
- A więc co panienka tu robi ? - zapytał
- Już mówiłam że jestem Cornelia a nie panienka ! - powtórzyła już po raz... chyba trzeci
- Rozumiem Cornelio. Więc co tu robisz? - spytał jeszcze raz
- Przyszłam oddać portmonetke pewnemu jegomościowi
- A jak się on nazywał?
- Barlie. Edward Barlie - powiedziała tonem, który pan Wilson mógłby uznać za lekceważący, gdyby nie to, że dziewczyna była jego idolką od wieków. Przypatrzyła się mu uważniej, bo coś dziwnego wyczuwała. Czemu Oliver chciał znać imię Pana Barlie?
- To podejrzany typ - rozmyślała - trzeba będzie go sprawdzić.
Ale powiedziała coś zupełnie innego:
- Bardzo mi było miło Pana poznać ale muszę już iść. Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie jest ulica Valden? - spytała szybko
- Oczywiście - rzekł i rozpromienił się - to jest jak panien... znaczy jak ty Cornelio pójdziesz w lewo, a potem przez cały czas prosto. Niedługo powinien się pojawić znak twojej ulicy- zakończył. Oniemiała dziewczyna podziękowała cichutko i odeszła we wskazanym kierunku. Oglądała się co jakiś czas za siebie żebyzobaczyć czy tajemniczy osobnik nadal tam stoi ale on twardo opierał się jedną ręką o dyliżans, a drugą machnał jej z tym samym wielkim uśmiechem na twarzy i wyglądał jakby wrósł w ziemię i nie zamierzał się stamtąd ruszyć. Nie dane jej było jednak dziś wrócić do domu, bo patrząc do tyłu nie zauważyła słupu, a właściwie latarni, która była przed nią. Uderzyła w nią i z hukiem upadła na ziemię. Oliver od razu pobiegł do Corneli i nie zastanawiając się wziął ją na ręce i zaniósł do dyliżansu, po czym zawiózł do szpitala. Dziewczyna ocknęła się na sali i natychmiast próbowała wstać ale niestety jej się to nie udało. Poczuła ból w głowie i upadła znowu. Podbiegła do niej pielęgniarka i wciągnęła ją powrotem na łóżko. Córka Holmesa nie była tak głupia by pytać gdzie jest, bo białe pomieszczenia, pielęgniarki i leki poustawiane na półkach równa się szpital.
- Nawet nie próbuj - rzekła pielęgniarka i pogroziła palcem dziewczynie widząc że ta znów próbuje się wymknąć. Holmesówna porzuciła ten zamiar ale tylko do czasu... Do nocy

Ciąg dalszy nastąpi...

Cornelia HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz