11. Fire Fire

183 15 8
                                    

[PS. Jak chcecie, mogę założyć specjalny zeszyt w którym będę się wam tłumaczyć z nieobecności i braku rozdziałów.]

Weszłam do kuchni i nalałam sobie kawy do mojego kubka. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam po obecnych. Tylko ja z pośród wszystkich tutaj pozwalam sobie na normalne poranki. Wally, Megan, Artemis i Conner dyskutowali na jakiś dziwny, odległy temat. Ruda nakładała śniadanie, łuczkiczka siedziała na blacie, braciszek wisiał nad Marsjanką, a Superboy siedział na krześle obok mnie. Oparłam twarz o ręce i przymknęłam oczy. Spać..

-Co na śniadanie? - Megan stuknęła mnie paznokciem w rękę.

-Nie wiem - ziewnęłam. 

-Idź się przebrać czy coś - Mały Flash skrzywił się. - Najlepiej nie wracaj.

Spojrzałam po sobie. Czarne szorty do spania i luźna czerwona bluza bez suwaka i dodatków.  

-Zamknij twarz - westchnęłam ciężko. Zaczęłam bawić się dłońmi co chwilę popijając ciepłe paliwo. - Wiadomo co z tamtym chłopakiem?

-Red Tornado obserwował go całą noc - wspomniała Artemis. - Długo pisał w tym zeszycie, który przyniosła mu Canary. Później skulił się w kącie i zasnął.

-A jadł coś? - uniosłam jedną brew. W domu Wayne'a nauczyłam się matczynej nadopiekuńczości. Głównie od Alfreda. 

-Nie wiem - wzruszyła ramionami. 

-------------------------------------------------------

-Wpuścisz mnie do niego? - Podeszłam odważnie do Tornado.

-Jeśli to konieczne - otworzył metalowe drzwi. Po chwili stałam tuż za nimi.

-Dzień dobry - powiedziałam spokojnie.

-To znowu ty - stwierdził nie podnosząc się. Leżał w rogu pokoju. Przyjrzałam się dokładnie pomieszczeniu. Na jednej ścianie jawiło się wielkie lustro, a coś podpowiadało mi, że jest weneckie. Usiadłam na łóżku.

-Jak się dziś czujesz? - spytałam niewzruszona.

-Kiedy mnie stąd wypuścicie? - zignorował moje słowa. 

-Gdzieś ci się śpieszy? - podniosłam jedną brew.

-Każdemu gdzieś się spieszy. 

-Skąd ta pewność? - przyjrzałam się mu. Nie podobała mi się smętna pusta na jego twarzy. Tak być nie mogło. Muszę go z tego wyciągnąć, ale najpierw wolałabym poznać jego zamiary wobec świata.

-Każdy ma cel. - Wpatrywał się w ścianę, ale jednak jego wzrok był nieobecny. - Każdy do czegoś dąży. Niektórzy bawią się w materialistów, ale nie to jest moim zadaniem. 

-A co jest twoim zadaniem? - spytałam, co złączyło nasze oczy w długim kontakcie. Mogłabym przysiąc, że na granicach naszych głów, pojawiła się oplatająca nas zielono-niebieska nić porozumienia. 

-Muszę zlikwidować pewnego mordercę - odparł w końcu bez emocji

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Muszę zlikwidować pewnego mordercę - odparł w końcu bez emocji. Zamrugałam w niezrozumieniu i usiadłam obok niego.

-Jeśli go zlikwidujesz, sam staniesz się mordercą. - Zmrużyłam oczy. - To nie jest dobre rozwiązanie.

W odpowiedzi zaśmiał się leniwie bez uśmiechu. Było w tym śmiechu coś melancholijnego i pełnego ironii.

-To on mnie zabił.

~*Q*~

[Przepraszam za nieobecność ;x]

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 19, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Heroes are among us.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz