"(...)
Minęli zakręt i znaleźli się naprzeciw sporych rozmiarów drzwi, do których zbliżał się cień. Posuwał się on z wyrachowaną gracją, lecz pęd niszczył cały obraz tajemniczości. W smudze światła, dobiegającej ze świecznika zawieszonego nad głowami Gryfonów, odbiła się ostra i wyraźnie pobladła twarz Rudolfa Lestrange'a, który już po chwili dopadł klamki do drzwi. Nim zdołał je zamknąć, w szparę pomiędzy nimi a framugą wylądowała stopa Pottera, powstrzymująca drzwi przez zamknięciem się. W przeciągu sekund Gryfoni dostali się do pomieszczenia, w którym czuło się łazienkową wilgoć i okropny, przeszywający na wskroś chłód.
Na parapecie po drugiej stronie łazienki siedział Robert, bawiąc się jakimś małym zawiniątkiem. Jego twarz nie wyrażała żadnej, choćby najmniejszej emocji.
- Jesteś...
- Wzrok cię nie zawodzi, Lestrange.
- Nie dworuj sobie ze mnie - warknięcie Rudolfa nie jednemu odważnemu zmroziłoby krew w żyłach, ale Robert wyglądał na całkowicie niewzruszonego. - Masz to?
- Poproś ładnie.
- Nie zaczynaj ze mną. Myślisz, że skoro jesteśmy w tym samym domu, to nie będę w stanie urwać ci łba?
McGregor podniósł teraz leniwie wzrok na drugiego Ślizgona, uśmiechając się cierpko pod nosem.
- Spróbuj swojego szczęścia, Rudolfie - po tych słowach zeskoczył z parapetu sprytnie niczym kot i rzucił w kierunku Lestrange'a zawiniątko. - Ale przysięgam, że zanim podniesiesz rękę, ja będę już celował prosto w twoje serce.
(...)"
Całość znajdziecie na:
http://story-of-gemma-arterton.blogspot.com/
YOU ARE READING
Don't you dare to take my little sunshine away form me
FanfictionWszystko zaczyna się w 1960 roku w małej mieścince o osobliwej nazwie Flowery Fields. Na świat przychodzi drugie dziecko państwa Arterton i historia wydawałaby się jedną z tych najpiękniejszych, gdyby nie okrutny los, poznany przez wielu śmiałków. ...