Rozdział 3

216 19 9
                                    

Rosalie

Chłopak przyglądał mi się dłuższą chwilę. Wierzcie mi lub nie, ale była to naprawdę krępująca sytuacja. Przedstawić się? Wydrzeć się na niego? Przecież nie jestem eksponatem w muzeum! Może po prostu udawać, że tego nie zauważyłam? Odejść tak bez słowa? Może połączę te wszystkie rzeczy? Czy to możliwe? Spróbujmy.

- Cześć! Mam na imię Rosalie- powiedziałam z przesadzonym entuzjazmem.

Chłopak milczał. Minutę, dwie? Sama nie wiem. Patrzył na mnie jakby nic nie rozumiał lub nie wiedział co ma odpowiedzieć.

- Czy wszystko z tobą dobrze? Czy wyglądam jak kosmitka? Może mówię w jakiś dziwnym języku?! – dodałam lekko poirytowana.

Chcesz być miły dla człowieka, a tu takie coś. Idealny przykład na to dlaczego wolę być wredna i złośliwa. Bezimienny nieznajomy potrząsnął głową, spuścił ją i zaczął mamrotać coś pod nosem.

- Chłopie, mówisz do mnie czy do podłogi?! – zapytałam się wyraźnie zdenerwowana.

Chłopak ponownie zamilkł. Wielu ludzi nie jest w stanie znieść ciszy. Można powiedzieć, że się do nich zaliczam. Wokół nas jest tyle różnych hałasów, odgłosów, dźwięków. Śpiew ptaków, warkot silnika, dźwięki muzyki. Co by było gdyby nagle tego wszystkiego zabrakło? Niektórzy mogą się dziwić jak można tak nienawidzić ciszy. Najwyraźniej można. Siedząc w niej nie ma dźwięku, na którym mogę się skupić i to mnie przerażać. Wtedy od razu przed oczami pojawiają mi się dawne wspomnienia...Brr, koszmar. Jednak nie doczekałam się żadnej reakcji oprócz dziwnego uśmiechu. Ten uśmiech, jakbym kiedyś go już widziała.

-Oh, ty głupia Rosalie... Uśmiech jak uśmiech – wyszeptałam tak cicho, że nawet sama siebie ledwo słyszałam.

Jednak w głębi duszy wiedziałam, że coś z tym uśmiechem było nie tak. Tylko wtedy nie wiedziałam jeszcze co. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Nie chcąc jeszcze bardziej niszczyć sobie dnia tymi dziwnymi rozmyślaniami ruszyłam w stronę pani Wethmeth. To przemiła staruszka, która dba o całą bibliotekę.  Jednak czułam na sobie jego wzrok, który tasuję mnie od góry do dołu.

-Dzień dobry! – powiedziałam zdecydowanie troszkę za głośno i uśmiechnęłam się niezgrabnie.

-Witaj skarbie, nie masz dziś przypadkiem lekcji, że przyszłaś tak wcześnie? – zapytała się podejrzliwie.

-Yh, długo by opowiadać. Po prostu mam fatalny dzień – próbowałam choć delikatnie się uśmiechnąć ale mięśnie na mojej twarzy odmówiły mi posłuszeństwa.

Staruszka bez zawahania przytuliła mnie. Byłam jej wdzięczna za to, że nie zadawała żadnych pytań. Potrzebowałam tylko trochę czułości, a ona mi ją oferowała.

-Poczekaj chwilę – powiedziała tajemniczo pani Wethmeth.

Kobieta szybkim krokiem podeszła do swojej torebki. Obserwowałam ją dokładnie. Szukała czegoś. Czego? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, lecz niezbyt długo żyłam w tej niepewności. Wróciła z całym pudełkiem ciasteczek! Wiedziałam, że są kruche i owsiane. To specjalność pani Wethmeth, a zarazem mój ulubiony smak ciastek.

-Po prostu panią kocham! – powiedziałam, hmm. Nie. Bardziej wykrzyczałam.

Kobieta rozpięła mój plecak i wsadziła do niego pudełko z pysznościami.

-Dobrze młoda damo, możesz już odejść. Doszły do nas wczoraj nowe książki. Znajdziesz je na regale po prawej stronie – oznajmiła mi uprzejmie.

-Dziękuję za informacje – powiedziałam oddalając się od kobiety.

Wtedy zauważyłam naszego nieznajomego. Z ogromnym zaciekawieniem oglądał dział z książkami kryminalnymi. Jego brązowe włosy niesfornie opadały mu na czoło, które delikatnie marszczył. Prawie czarne oczy chłopaka, ukryte pod okularami, które wyglądały jak dwie małe czarne dziury z zaciekawieniem śledziły tekst jednej z książek. Nagle jego wzrok się podniósł i spojrzał na mnie.

-Widzę, że role się odwróciły, teraz Ty się na mnie patrzysz jakbyś jednorożca zobaczyła – zaśmiał się bezimienny.

-Oh, przepraszam. Ja chociaż nie zapomniałam języka w gębie i potrafię coś powiedzieć – uśmiechnęłam się złośliwie.

-Geoffrey - rzekł bardzo niewyraźnie chłopak, ledwo go zrozumiałam.

Musiałam się upewnić czy w ogóle go zrozumiałam.

  -Keufey? – zapytałam się zmieszana.

Z niego od razu wyparowały resztki szczęścia. Jego oczy dziwnie zaszły mgłą. Był nieobecny.

-Geoffrey – powiedział głośniej, wyraźniej i spojrzał na mnie.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać leżałabym już tam trupem. Na szczęście to nie możliwe...

-Odejdź – powiedział tak głośno, że niemal krzyczał.

Emitowała od niego frustracja, złość ale jednak dostrzegłam dziwne rozbawienie tą całą sytuacją. Ja jednak nie miałam  zamiaru się stąd ruszać. Po chwili Keu... Znaczy się Geoffrey był wyraźnie zdenerwowany. Uśmiechnął się złośliwie. Po chwili zabrał książkę, której tytułu nie dostrzegłam i odszedł w kierunku pani Wethmeth. Czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć co temu dziwakowi odbiło? Gdybym tylko wiedziała co się stało... Jednak tego nie wiem...Podeszłam do półki z moim ulubionym gatunkiem książek i wzięłam z niej pierwszą lepszą powieść. Właśnie miałam ruszyć z nią do stolika kiedy usłyszałam głośny trzask. Odłożyłam książkę i podbiegłam w stronę Pani Wethmet.

- Co się stało? - zapytałam zdenerwowana.

- Nie interesuj się - warknął Geoffrey czy jak tam mu było i odszedł.

- Nic pani nie jest? - zapytałam się bibliotekarki.

- Nie, nie. Po prostu ten chłopiec się zdenerwował, bo zapytałam czy jest tu nowy i potem... - głośno westchnęła - I potem zaczął na mnie krzyczeć, a mnie ze zdenerwowania wypadła książka z ręki - skończyła, ale nadal była lekko przerażona.

To co powiedziała wzbudziło we mnie złość. Jak on mógł zrobić coś takiego i do tego najmilszej osobie na tej ziemi jaką znam. Czemu on się tak dziwnie zachowuje?

- Już ja sobie z nim porozmawiam - dodałam sfrustrowana.

- Ależ nie trzeba kochanie. Powiedz mi tylko, znasz go? - zapytała już spokojniejsza Pani Wethmeth.

- Nie, a właściwie... - zawahałam się - A właściwie chyba jest tu nowy - odparłam.

- Mam nadzieję, że nie będzie z nim żadnych problemów. To na pewno bardzo miły chłopiec - dodała już jak zwykle entuzjastycznie.

- Tak, na pewno. Przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia! - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Do widzenia! - krzyknęła, a następnie wróciła do swoich zajęć.

Miałam już dosyć dzisiejszego dnia. Piątki pierwszego są zawsze beznadziejne. Nie chciałam wracać do domu, poza tym było jeszcze na to za wcześnie. Przecież lekcje nadal trwały. Nie byłam w bibliotece długo. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Znowu otoczyła mnie cisza. Musiałam coś z tym zrobić, więc pobiegłam do najbliższego parku nucąc po drodze ulubione piosenki. Dotarłam tam zdyszana, usiadłam na ławce i wyciągnęłam ciasteczka. Chciałam zacząć jeść, ale znowu go zobaczyłam.

- Geoffrey zaczekaj! - krzyknęłam i ruszyłam za nim wiedząc, że to na pewno nie będzie miłe spotkanie.


*Czeeeść! Kolejny rozdział! Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Dziękujemy za ponad 100 wyświetleń! Woow <3 Komentarzy i gwiazdek też wbiliście dużo! Bez Was nie byłoby tego wszystkego :) Piszcie w komentarzach Wasze propozycje i uwagi. Jeśli Wam się spodobało zostawcie gwiazdkę i polećcie to opowiadanie znajomym!*

Piątek PierwszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz