Rozdział 9

124 14 2
                                    

Rosalie


Wracałam do domu dosyć skołowana. Nie wiem, no po prostu nie wiem skąd znam Geoffreya i jego ojca. Ruszyłam przed siebie. Po chwili zaczęłam biec. Biegłam i biegłam, aż dostałam zadyszki. Zatrzymałam się i usiadłam na pobliskiej ławce. Ciężko mi się oddychało. Mój organizm nigdy nie tolerował zbyt wielkiego wysiłku.
- Wszystko w porządku? - zapytał jakiś męski głos.
Podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka, wydaje mi się, że był w moim wieku.
- Tak, po prostu się zmęczyłam. - odparłam i podniosłam się z ławki.
- Zaczekaj! - zawołał. - Mam na imię Danny, jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. - dodał podając mi swoją wizytówkę.
-Dziękuje, miło z Twojej strony.

Zdziwiłam się, że chłopak tak po prostu, bez żadnego skrępowania dał mi swoją wizytówkę.

-Nie ma za co, taki już jestem – chłopak uśmiechnął się życzliwie.

-Może pójdziemy na jakiś spacer, lepiej się poznamy? – zapytałam się.

Nie chodziło o to, że chciałam się z nim umówić, lub coś w tym stylu. Potrzebowałam przyjaciela, a wydawało mi się, że Danny nada się idealnie!

-Z przyjemnością – odparł.

Ruszyliśmy powoli w nieznanym kierunku. Miałam okazję mu się dokładnie przyjrzeć.

Miał kręcone, blond włosy. Szczerze mówiąc były przeurocze. Każdy odchodził w inną stronę, od razu skojarzyły mi się z barankami... Miał niezbyt kształtną twarz i jasno niebieskie oczy. Powiedzmy sobie szczerze, nic szczególnego. Nikt nie jest perfekcyjny.

-Opowiedzieć ci coś o sobie?– zapytał się i zaśmiał się cicho.

-Pewnie!– odparłam z uśmiechem na twarzy.

-Więc, mam na imię Danny, mieszkam w Londynie od urodzenia! Jestem totalnym niezdarą, a więc mój ulubiony cytat to: "Achilles miał tylko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa."

W tym momencie wybuchłam śmiechem.

-Co Cię tak śmieszy? – zapytał się, a w jego oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia.

-Szczerze mówiąc to sama nie wiem – znowu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.

-Dobrze, teraz ty opowiedz mi coś o sobie – poprosił chłopak.

-Zacznijmy od tego, że mam na imię Rosalie. Uwielbiam czytać, a moim marzeniem jest napisanie własnej książki. Nie mam prawdziwego przyjaciela. Mój ulubiony cytat to: „Każda rewolucja zaczyna się od iskry". Hm, zgadniesz z jakiej trylogii i kogo jest ten cytat? – zapytałam się tonem jakbym rzucała mu wyzwanie.

Wiedziałam, że nie da rady!

-Susanne Collins-Igrzyska Śmierci – odpowiedział jak gdyby nigdy nic.

Miliłam się, dał radę...

-Woow, kolego. Nie sądziłam, że dasz radę – powiedziałam z podziwem.

-Śmiałaś we mnie zwątpić?! – udawał oburzonego.

-Oh, najwyraźniej tak! – powiedziałam i zaśmiałam się cicho.

-Rosalie, twój prawdziwy przyjaciel właśnie idzie koło ciebie, głuptasie! – odrzekł i przytulił się do mnie.

-Dziękuje... - wyszeptałam.

-Zawsze do usług – powiedział radosnym głosem i ukłonił się żartobliwie.

Rozmawialiśmy jeszcze jakieś dwie godziny. Przeważnie o samych głupotach i rzeczach mało istotnych. Nagle zobaczyłam, że zaczęło się ściemniać.

-Danny, miło się rozmawiało ale muszę już iść – odrzekłam smutno.

-Szczerze mówiąc ja też powinienem już iść – powiedział.

-Do widzenia! – wypowiedziałam to troszkę za głośno.

-Pa, pa Rosalie. Zadzwoń, jeśli będziesz chciała się spotkać – wyszeptał.

-Na pewno zadzwonię.

Każdy z nas odszedł w swoją stronę. Wiem, że to dziwne ale od razu poczułam z tym chłopakiem jakąś więź. Na dworze było coraz zimniej i ciemniej. Jak najszybciej chciałam być w domu. Wiedziałam, że nie byłam daleko od domu. 9-12 minut nieprzerwanym biegiem. Po raz kolejny tego dnia zaczęłam biec. Jejku, ja to się dziś nabiegałam. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu, o Geoffreyu,, o Bradleyu, o Dannym. Poznałam trzech chłopaków w jeden dzień. Niezły wynik, co nie? Szczerze wolałabym nigdy nie spotkać Geoffrey'a. Czułam, że za nim kryje się jakaś tajemnica. Straszna tajemnica. Tylko na ten moment nie wiedziałam jaka. Po wyczerpującym biegu w końcu ujrzałam dom. Otworzyłam plecak i wyjęłam z niego klucze. Wsunęłam je do zamka, przekręciłam i drzwi się otworzyły.

-Po prostu magia – pomyślałam i zaśmiałam się w myślach.

W salonie już czekali na mnie rodzice.

-Dzień dobry, jak było w szkole? – zapytała mama.

-Cześć, dobrze – skłamałam, przecież wcale mnie tam nie było.

-To wspaniale – odpowiedział znudzony tata.

Od razu pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i w końcu miałam spokój. Marzyłam o tym, aby wziąć prysznic i iść spać. Zdecydowanie za dużo zdarzeń jak na jeden dzień. Wzięłam moją piżamę i poszłam pod prysznic. Siedziałam tam dobre 20 minut. Uwielbiam długie i gorące prysznice. Jestem po nich zdecydowanie bardziej spokojna i nie stresuję się już tak bardzo dzisiejszym dniem. Czysta i pachnąca położyłam się do łóżka. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam ją czytać. Po jakimś czasie oczy same mi się zamykały. Spojrzałam na zegarek 23:28. Nie dziwiłam się, że moje oczy odmówiły posłuszeństwa. Wsunęłam zakładkę na miejscu w którym skończyłam czytać. Książkę odłożyłam na moją szafkę nocną. Zgasiłam światło i zamknęłam oczy. Pomyślałam o tym, że w końcu mam prawdziwego przyjaciela i momentalnie zasnęłam

***

Znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu. Nic nie widziałam. Próbowałam krzyczeć, lecz nic z tego. Nikogo tam nie było. Spanikowałam. Co się ze mną dzieje? Gdzie ja jestem? Dlaczego tak strasznie boli mnie głowa? Ten ból był nie do wytrzymania. Nie wiem ile czasu minęło zanim ktoś wszedł do tego pomieszczenia.

-No to zaczynamy – powiedział dziwny głos. Nie byłam w stanie stwierdzić czy jest męski, czy damski.

Nagle poczułam przeszywający ból. Plecy. Moje plecy. Poczułam na skórze dziwną, ciepłą ciecz. Osoba zaczęła się śmiać. Później  pochłonęła mnie ciemność.

***

Obudziłam się z krzykiem, cała spocona. Znowu ten sen. Mój największy koszmar... Zawsze jest taki sam, każdy szczegół jest identyczny. Wiedziałam, że tej nocy już nie pośpię.

Piątek PierwszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz