Wstęp

706 31 2
                                    

Nazywam się Mia, lat 17. Posiadam starszego brata, który ma 20 lat, jednak nie mieszka już ze mną i rodzicami w domu. Jestem zwykłą nastolatką, która uczęszcza do drugiej klasy liceum w Dortmundzie. Mieszkam na przedmieściach tego wspaniałego miasta. Opowiem Wam historię... Moją, cudownych maszyn i... sami zobaczycie.

Wszystko zaczęło się w czwartek, 30 kwietnia 2015 roku. Wracałam zatłoczonym autobusem do domu. Siedziałam przy oknie, w uszach miałam swoje białe słuchawki. Słuchałam nutki od Alana Walkera "Force" na tyle głośno, aby nie słyszeć paplanin starszych kobiet, które natarczywie mierzyły mnie wzrokiem i kazały ustąpić miejsca. W czwartki miałam po dwie godziny zajęć wychowania fizycznego, więc mi również należał się odpoczynek. Przeczesałam palcami swoje jasnobrązowe włosy i patrzyłam w dal za oknem. Tego dnia słońce świeciło pewnie, pogoda była nieskazitelna. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki.

Po trzydziestu minutach dojechałam na swój przystanek. Na szczęście znajdował się on niedaleko mojego domu, nogi mnie tak bolały, że ledwo szłam. Dodatkowo niosłam ciężki plecak, który łamał mi kręgosłup. Poprawiłam grzywkę i ruszyłam przed siebie.
Miejsce, w którym mieszkałam było bardzo malownicze. Można je nazwać już wsią. Z jednej strony otacza nas sosnowy las, który o poranku tak pięknie pachnie drzewem. Za domem jest żwirownia, z której nikt nie korzysta. Nie mieszka w tej okolicy dużo ludzi, ale paręnaście budynków się tu jednak znajduje. Ogólnie miejsce jest bardzo spokojne.
Nim się obejrzałam już byłam przed żółtym domem (odcień jasny) - tu mieszkam. Spuściłam z siebie powietrze i otworzyłam drzwi frontowe. Na samym wejściu przywitał mnie przecudowny zapach sosu do spaghetti (uwielbiam je!). Szybko rzuciłam plecak w kąt przedpokoju i udałam się do kuchni, gdzie przy kuchence stała mama. Jeżeli chodzi o wnętrza naszego mieszkania - prawie wszystkie pomieszczenia miały w sobie po trochu koloru: brązowego, żółtego i białego. Wyjątkiem była moja sypialnia, która była obdarowana kolorem zielonym.
-Hej mamo! - pocałowałam ją w policzek na przywitanie.
-Cześć Mia, jak było w szkole? - zapytała jak zawsze.
-Dobrze, dostałam piątkę z niemieckiego. Oprócz tego okropnie bolą mnie nogi po wf'ie, graliśmy w kosza... - odpowiedziałam grzecznie wdychając pyszny zapach sosu pomidorowego.

-To teraz siadaj przy stole, obiad gotowy. - uśmiechnęła się i nałożyła posiłek na dwa talerze.
Obie zajadałyśmy makaron ze smakiem. Mama jest mistrzynią robienia spaghetti!
-Tata wraca dziś o dziesiątej? - zadałam pytanie, zawsze zapominałam kiedy dokładnie ojciec wraca z pracy.
-Tak. - przytaknęła.

Po obiedzie zarzuciłam czarny plecak z Pumy na lewe ramię i udałam się po schodach do swojego pokoju. Odrobiłam wszystkie zadania domowe i nauczyłam się na test z biologii, który miał się odbyć następnego dnia.
Uwielbiałam patrzeć jak słońce zachodzi za koronami drzew sosnowych, więc wyszłam na dwór do ogrodu. Usiadłam na jednym z czterech drewnianych krzeseł przy niewielkim stole, który znajdował się na tarasie za domem. Zrobiłam zdjęcie znikającego za roślinami słońca, następnie dodałam je na Instagrama - moją ulubioną aplikację. Wkrótce odłożyłam telefon na stół i oparłam się. Zaczęłam się rozglądać dookoła. Nie było słychać nic, jedynie cudowny śpiew ptaszków.
Po pięciu minutach coś zakłóciło ten piękny spokój, który w tej okolicy gościł od zawsze. W tamtym momencie było słychać jedynie głośne maszyny. Zmarszczyłam czoło, po czym podniosłam brwi. Wstałam z pozycji siedzącej i zaczęłam patrzeć przed siebie - w stronę dużej żwirowni. Moim piwnym oczom ukazały się motory. Ale nie takie zwykłe, jakie było mi widzieć dotychczas...
Na początku ogarnęła mnie złość, że ktoś przyjechał na tą głupią żwirownię i zaczął hałasować i psuć moją aurę przepełnioną spokojem. Jednak kiedy ujrzałam jak nieznajomi mi chłopaki w kaskach zaczęli szaleć pełni pasji i radości zalała mnie fala czegoś niesamowitego. Ciężko mi jest to ubrać w słowa do tej pory. To tak, jakby ktoś oblał Cię wiadrem zawierającym adrenalinę, która rozlewa się po Twoim podbrzuszu i wywołuje falę ognia.

Przyglądałam się tak ich szaleństwom dopóki słońce nie znikło za horyzontem. Stałam i patrzyłam, po prostu. Nie mogłam oderwać wzroku. Jednak kiedy tylko promienie słoneczne zgasły całkiem, wszystko nagle ucichło, a mi zrobiło się przykro. Cudowne motory zaginęły wśród drzew sosnowych. Obudziłam się ze swojego "transu" i wróciłam do domu, ponieważ zaczęło być chłodno na zewnątrz.

Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Nie mogłam usnąć przez dwie godziny, cały czas myślałam o przyjemnie warczących kolorowych maszynach, jakimi było Enduro.


~***~
Jak podoba Wam się wstęp?
*Jeżeli chodzi o książkę "Zaufałem jej" to rozdział pojawi się kiedy tylko znajdę więcej czasu na napisanie go. :)

Chłopak z EnduroWhere stories live. Discover now