Stało przed mną trzy osoby: dwoje mężczyzn i kobieta. Podeszli do mnie i zaczęli się przedstawiać.
- Ja jestem John Ericker - powiedział pierwszy.
- A ja Max Eller - odparłem.
- Ja zwiem się Daniel Odeckiv - powiedział to drugi mężczyzna ze słyszalnym akcentem rosyjskim.
Popatrzyłem na około 20 letnią kobietę. Była piękna. Miała błękitne, lśniące oczy. Brązowe, długie włosy spływające po ramionach. Była nieśmiała.
- A ty? - pierwszy zapytałem.
- Ja..? Yyyy... Ellie Andrews... - miała cichy, ale słodki głos.
Ledwo oderwałem od niej wzrok. Chyba John to zobaczył, bo zachichotał. Było to dosyć wkurzające, ale opanowałem nerwy.
- Niech każdy pokarze jaką ma broń - kazałem im.
John miał nóż myśliwski i snajperkę z sześcioma pociskami. Daniel miał łopatę, a Ellie łuk i kołczan strzał.
Zaczeliśmy myśleć jakie mamy opcje ucieczki. Rozbić szybę i wyskoczyć przez okno? Nie.... Wyjść na zewnątrz przez drzwi i przeciskać się przez tłum bronią? Pewna śmierć... Może przeszukać bar, żeby znaleźć jakieś tajemne przejście? Może się udać...
Każdy zaczął szukać. Po 5 minutach szukania Daniel znalazł jakąś klapę w posadzce. Znależliśmy też 10 ciężkich pocisków do snajperki i 2 magazynki lekkich do pistoletu.
Otworzyliśmy klapę. Pomieszczenie na dole było puste oprócz jednej świecącej lampy naftowej. Musiał ktoś tu niedawno przechodzić...
Wziąłęm lampę. Zbliżałem je do ścian. Na jednej widniały litery napisane krwią. Układały się one w to zdanie: "Oto nadszedł dzień zagłady ludzkości!!! "
Znalazłem też drzwi. Otworzyłem je. Przed mną był (chyba) długi korytarz. Zawołałem moich przyjaciół. Ellie mówiła, żeby nie wchodzić, lecz wytłumaczyłem jej, że to jedyna droga ucieczki. Weszliśmy. Nagle drzwi się zamknęły. Pot spłynął mi po czole, ale nie ze zmęczenia, lecz ze strachu. Szliśmy ostrożnie i spokojnie. Nagle doszliśm do rozwidlenia. Poświeciłem na ściany. Na jednej było napisane: "Tu wchodż" ,a na drugiej: "Nie waż się tu wchodzić!!! " Po chwili narady wykryliśmy w tym podstęp z zamiarem zwabienia nas w pułapkę. Poszliśmy w ten drugi korytarz. Chwilę podążaliśmy wyznaczoną nam drogą po czym nagle oślepiło nas światło. 150 kroków od nas znajdowało się wyjście. Zaczęliśmy biec. Wtem Daniel się zatrzmał i pokazał na ziemię. Podświetliłem ją, a tam zobaczyłem przyciski. Z pewnością pułapki. Rzuciłem na jeden z nich kamiń leżący na podłodze. Strzałka wyleciała z jednej ze skalnych szczelin i wbiła się w na przeciw ległą ścianę. Zawołałem gestem towarzyszy po czym powiedziałem, żeby stawali nogi tam, gdzie ja.
Po paru napiętych minutach stanęliśmy tuż przed wyjściem. Gdy tylko zrobiliśmy krok usłyszeliśmy ryk zombie. Na szczęście one (kolejne chyba) ani nie widziały nas ani nie słyszały.
CZYTASZ
The Walking Dead
FanfictionKsiążka stworzona na podstawie komiksu, książki i gry, ale bohater i opowieść jest nowa!