~ Part 3 ~

39 3 3
                                    

Miejsce jest okrutne. Zabawne , że gdy za moich czasów władzy tutaj , jako królowa nie znałam wszystkich zakątków tego pałacu. Pachnie tu jak zgniłym jabłkiem albo gorzej wszędzie wokół cuchnie śmiercią. Komnata jest ciemno szara , ma dużo przestrzeni i mnóstwo skomplikowanych zakrętów , prowadzących do następujących więźniów Demona. Nie umiem określić ile tu ich jest , jednak wyczuwam ich moc i czyste cierpienie. Całe pomieszczenie kryję w sobie magiczną ochronę , blokada dla chcących stąd uciec. Nikt nie przeżył , są za słabi. Po mimo mojego stanu , widzę w najmroczniejszych dniach najdrobniejszy szczegół. Bezustannie słyszę i patrzę na krzyczących z bólu ludzi , którzy niegdyś posiadali bijące serce. Przychodzą tu i pożywiają się nimi , odbierają ich człowieczeństwo i wszystko co kiedyś tak zachłannie kochali. Nie należą do najzwyklejszej grupy , są z rodu pierwotnego demona , który urodził się w czasach powstawania gleby , wody , moment w którym Bóg stworzył ziemię dla ziemian jego natarczywy wróg własną krwią zbudował demona w postaci człowieka. Miał na imię Amon , ojciec Lily i Asmodeusza. Gdy przebywałam z nim samotnie w ciemnej otchłani , nigdy nie mogłam ujrzeć jego twarzy , częstą przyłapywałam go nad głębokim rozmyślaniem. Nigdy za wiele o sobie nie mówił , za to ja część swojego życia mu powierzyłam. Teraz wiem , jakie było to złe posunięcie z mojej strony. Drzwi od naszego więzienia agresywnie zostały otwarte , tego zapachu nie da się zmylić z żadnym innym. Odrażająca woń przybliżała się do najciaśniejszej klitki jaką sobie możecie wyobrazić. Jest bliżej mnie , niż kiedykolwiek był. Dzieliły nas tylko kraty długie i mocne , sięgające do wysokiego sufitu. Teatralnie westchnął , udając wyczerpanego. - I jak ochłonęłaś? - Miałam ochotę go chwycić w swoje szpony i uśmiercić. Tyle , że moja moc jest na to za mała. - Płaszcz się dalej! Nic nie dostaniesz! - warknęłam. Szybko tego pożałowałam. Otoczył mnie swoim czarnym demonicznym dymem , zaczęłam się krztusić i dusić w ciągu jednej chwili. A w drugiej , przerwał cierpienie zmuszając mnie do mówienia. - Nic ci nie powiem! jesteśmy już kwita AMON! - wysapałam półprzytomnym szeptem lecz nie kryjąc w tym pogardy. Przeistoczył się w swoją naturalną postać , po raz pierwszy od pół wieku poczułam lęk i prawdziwy żal do siebie, pragnęłam tylko skulić się i błagać go o wybaczenie , zbierało mi się na jękliwy płacz, nie mogłam przestać dyszeć , jakby się mną właśnie żywił i zabierał moją duszę. Bo przecież właśnie to robi.

***

Wiał mocny , chłodny wiatr , rozwiewający z mojej twarzy kosmyk rudych włosów. Szłam samotną ścieżką wśród niezwykle jasnego księżyca , patrząc w górę na miliard gwiazd zapragnęłam tak po prostu dosięgnąć nieba palcami , zapomnieć choć na moment o będących tu na ziemi licznych i wciąż narastających problemów , które polubiły naszą siódemkę od tamtego czasu. Jedno co mnie przed tym zatrzymuję to idący tuż obok mnie żenujący brunet. - Nadal będziesz się boczyć?! - spostrzegł moje spojrzenie i nie mógł je oczywiście zignorować , no bo co to była za fajerwerk-a bez ognia? Podsumowuję mój umysł. - Nie rozumiem twoich postępowań. - Odparłam zimnym tonem. Najpierw przeleć , rzuć dla innej i udawaj , że nic nie miało miejsca. Zawsze mu ulegałam a on zawsze w podobny sposób uciekał , zamieniając to w żart , w przyjacielski stosunek i tak dalej. - Ale czym? Byłaś smutna i taka samotna.. - Nie mogłam dopuścić go do większych słów , zrobiłam się cała gorąca. Czułam jak barwa oczu przemienia się w kolor ognia , a pomału z mojej skóry wylatują czerwone iskierki. - Bardzo dobrze znasz historię mojego plemienia , naszą klątwę! nie wykorzystuj jej nigdy więcej! - syknęłam , będąc już w otoczeniu swojej natury. Ian trzymał się mocno drzewa i tworzył z niego schronienie a zarazem obronę przed ogniem. Przede mną. Wiedząc , że to nic go nie zaboli rzuciłam w jego tarczę pierwszy płomień , drzewo natychmiastowo zlikwidowało wilgoć i zwyczajnie wyschło , jakby cała jego linia życia uległa zniszczeniu. Nie słyszę jego jęku ani nawet złośliwego śmiechu. Stoję tak na przeciwko jego schronienia i dumam kiedy ponownie go zaatakować , ale nic. Nadal udaję martwego , tchórz. Po nie całej sekundzie z samego serca drzewa zaczęły wyrastać długie , grube, już naprawione gałęzie , które biorą moją ognistą postać w ramiona. Parcie uniemożliwia mi swój kolejny ruch , przemieniając mnie ponownie w rudowłosą kobietę o złocistej barwie. Upadłam na zieloną trawę a wraz ze mną ten jadowity szaleniec. Miał teraz nade mną całkowitą władzę , czułam na sobie jego umięśnione ciało. Obserwował mnie bacznie i z uwagą , napierając na mnie swoim ciężarem , nie miałam możliwości na ucieczkę. - Przecież to doskonale wiem i wcale tego nie wykorzystuję na swoją korzyść! - wziął szybki wdech. - Ja się tylko troszczę o swoją przyjaciółkę! - Wciąż wzmacniał nacisk na nadgarstkach , bojąc się najgorszej reakcji z mojej strony. Pewnie miał rację , jak zwykle wszystko bagatelizuję , ale nie może się w nieskończoność nade mną litować , bo obydwoje stracimy nad tym panowanie i cały czar naszej więzi pryśnie za jednym mrugnięciem. - Nigdy więcej się nade mną już nie użalaj! - Zagroziłam machając palcem wskazującym przed jego nową zieloną barwą oczu, przez którą wszystko zrozumiałam , jak bardzo jestem dla niego istotna , jak nasza skomplikowana rodzina jest dla niego ważna , mimo pozorów. - A teraz weź ze mnie złaź! nie ważysz pięciu kilo! - Poinformowałam go pół żartem. Naprawdę nie jest lekki. Zrobił to leniwym ruchem , jednak nie hamując przy tym swojego seksapilu. Wykonał pieszczotliwy gest podając mi rękę i podciągając do równych sobie. Druga połowa drogi przeminęła szybko i beztrosko. Nikt się nie pogryzł , nie pozabijał, tylko toczył w swoim towarzystwie przyjemną , beztroską rozmowę. Bardzo dziwny z niego typ , przy wszystkich zachowuję się jak skończony dupek i idiota , ale będąc z nim czasem tak sam na sam , potrafi pozbyć się swojego alter ego. Pogawędka toczyła się o wszystkim i o niczym , o Matce , planecie Nepfus , o tych ważnych i ważniejszych sprawach. Wszystkie te emocje się zjednoczyły , chwytając chwilę odwagi ośmieliłam zadać te pytanie. - Co się dzieję miedzy tobą a Shannon? - faktycznie zbyt dużo ostrożności nigdy by nie zaszkodziło , może i jest dobrym aktorem , jednak napięcie wszystkich mięśni jego ciała ,tłumaczy wszystko. Co nowy kolejny krok na przód zbliżaliśmy się do celu , tym bardziej zżerał mnie niepokój. Wolałabym teraz po prostu się najebać w trzy dupy i zapomnieć o istnieniu , jednak z całej szóstki tylko my nie mieliśmy napiętego grafiku. Idący mężczyzna w czarnym ubiorze , podrapał się teraz po czole , nie urywając głębokiego zanurzenia wzroku na jedną wręcz największą choinkę w lesie. - Chyba tylko i wyłącznie po to by załagodzić całą to pieprzoną relację miedzy nami wszystkimi. Zauważ fakt , że zwykle nie zwracamy na nią większej uwagi szczególnie na te jej zwariowane pomysły. Za czasów naszej wspólnoty w całym gromie , każde żyło swoim życiem , miało swoje kąty i nie zbyt wszystkiemu zwracaliśmy uwagę. Cała ta przygoda z ucieczką z planety przyziemnych , mogła dać - zawahał się - mi do myślenia. Athen musimy działać wspólnie , tym razem diablica ma rację , tylko , że mi nie chodzi o złączenie siły nadprzyrodzonej , tylko połączyć , zżyć się ze sobą! -W końcu zaczerpnął powietrza , kończąc ten dramat opowieści. - Ci chyba na poważnie w głowie się popierdoliło! - wykrztusiłam ledwie powstrzymując rechot z ust. Niby mam w to wszystko uwierzyć? że robi to bez żadnej korzyści?! Toć to nie byłby nasz wkurzający Ianek! - No już wyjaw swój sekrecik maleńki , mnie nie oszukasz. - no i padło na mnie , że wszystko obróciłam w śmiech dosłownie. Wszystko było nie na miejscu. Las , w którym się znajdujemy a prawie już zbliżamy się jego końcowi, przeistacza się w mój głośny śmiech , co nie wróży nic dobrego. Spojrzałam się na bruneta z wielkimi przepraszającymi oczami. W okamgnieniu znalazłam się w jego objęciu , czując jak razem z nim wpełzam do środka pierwszego lepszego drzewa , za to wyjątkowo ciasnego. Byłam przyparta do niego murem. Jego mięśnie brzucha i wszystko inne wbijało się upierdliwie do mojego tułowia. Towarzyszyła mi boląca rażąca w oczy ciemność i zapach prawdziwej sosny. Nie tak wyobrażałam sobie naszą podróż do strefy wampirów. Miało być zupełnie inaczej a ja głupia wciągnęłam się w to bagno i sama je ubarwiłam. Brunet trzymał dłoń na moich wargach , nie pozwalając mi na choćby westchnienie. Jako ognistna nie mogłam podsłuchiwać i poczuć bliskość wrogów , za to ten stojący dżentelmen tuż za mną , miewa bliskie pojednanie z przyrodą. Każda roślina jest mu posłuszna i pod jego władzą. Nie opierałam się jego rozkazom , czekałam cierpliwie , do momentu aż mnie puści wolno w obliczu bardziej przestrzennego miejsca. Tak po dłuższym czasie się to uczyniło. Mechanicznie wzięłam sporo powietrza na jednym oddechu. Odwróciłam się w jego stronę z oczekującą miną na twarzy. - Prawie przez ciebie nie zostaliśmy wydani! Następnym razem zachowaj swoje niedożyte emocje w kieszeni! - Mówił to opanowanym a zarazem wściekłym głosem. To mnie w nim najbardziej przeraża. Jest taki za spokojny , bez względu na sytuację, jakby nic już go nie miało w życiu zaskoczyć. Podszedł do mnie szybkim krokiem , zakazując palcem mi odpowiadać. - Nic nie mówili , ale na pewno nadużyli dziś swoje noski przy wąchaniu przeróżnych roślinek. - parsknął śmiechem. - A teraz rudy lisie poprowadź nas  do swojego wilczka. - zażądał , zdejmując palec z moich ust. Przyśpieszyłam tempo na przód , nie odwracając się za siebie.

Siedem DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz