Miejsce jest okrutne. Zabawne , że gdy za moich czasów władzy tutaj , jako królowa nie znałam wszystkich zakątków tego pałacu. Pachnie tu jak zgniłym jabłkiem albo gorzej wszędzie wokół cuchnie śmiercią. Komnata jest ciemno szara , ma dużo przestrzeni i mnóstwo skomplikowanych zakrętów , prowadzących do następujących więźniów Demona. Nie umiem określić ile tu ich jest , jednak wyczuwam ich moc i czyste cierpienie. Całe pomieszczenie kryję w sobie magiczną ochronę , blokada dla chcących stąd uciec. Nikt nie przeżył , są za słabi. Po mimo mojego stanu , widzę w najmroczniejszych dniach najdrobniejszy szczegół. Bezustannie słyszę i patrzę na krzyczących z bólu ludzi , którzy niegdyś posiadali bijące serce. Przychodzą tu i pożywiają się nimi , odbierają ich człowieczeństwo i wszystko co kiedyś tak zachłannie kochali. Nie należą do najzwyklejszej grupy , są z rodu pierwotnego demona , który urodził się w czasach powstawania gleby , wody , moment w którym Bóg stworzył ziemię dla ziemian jego natarczywy wróg własną krwią zbudował demona w postaci człowieka. Miał na imię Amon , ojciec Lily i Asmodeusza. Gdy przebywałam z nim samotnie w ciemnej otchłani , nigdy nie mogłam ujrzeć jego twarzy , częstą przyłapywałam go nad głębokim rozmyślaniem. Nigdy za wiele o sobie nie mówił , za to ja część swojego życia mu powierzyłam. Teraz wiem , jakie było to złe posunięcie z mojej strony. Drzwi od naszego więzienia agresywnie zostały otwarte , tego zapachu nie da się zmylić z żadnym innym. Odrażająca woń przybliżała się do najciaśniejszej klitki jaką sobie możecie wyobrazić. Jest bliżej mnie , niż kiedykolwiek był. Dzieliły nas tylko kraty długie i mocne , sięgające do wysokiego sufitu. Teatralnie westchnął , udając wyczerpanego. - I jak ochłonęłaś? - Miałam ochotę go chwycić w swoje szpony i uśmiercić. Tyle , że moja moc jest na to za mała. - Płaszcz się dalej! Nic nie dostaniesz! - warknęłam. Szybko tego pożałowałam. Otoczył mnie swoim czarnym demonicznym dymem , zaczęłam się krztusić i dusić w ciągu jednej chwili. A w drugiej , przerwał cierpienie zmuszając mnie do mówienia. - Nic ci nie powiem! jesteśmy już kwita AMON! - wysapałam półprzytomnym szeptem lecz nie kryjąc w tym pogardy. Przeistoczył się w swoją naturalną postać , po raz pierwszy od pół wieku poczułam lęk i prawdziwy żal do siebie, pragnęłam tylko skulić się i błagać go o wybaczenie , zbierało mi się na jękliwy płacz, nie mogłam przestać dyszeć , jakby się mną właśnie żywił i zabierał moją duszę. Bo przecież właśnie to robi.
***
Wiał mocny , chłodny wiatr , rozwiewający z mojej twarzy kosmyk rudych włosów. Szłam samotną ścieżką wśród niezwykle jasnego księżyca , patrząc w górę na miliard gwiazd zapragnęłam tak po prostu dosięgnąć nieba palcami , zapomnieć choć na moment o będących tu na ziemi licznych i wciąż narastających problemów , które polubiły naszą siódemkę od tamtego czasu. Jedno co mnie przed tym zatrzymuję to idący tuż obok mnie żenujący brunet. - Nadal będziesz się boczyć?! - spostrzegł moje spojrzenie i nie mógł je oczywiście zignorować , no bo co to była za fajerwerk-a bez ognia? Podsumowuję mój umysł. - Nie rozumiem twoich postępowań. - Odparłam zimnym tonem. Najpierw przeleć , rzuć dla innej i udawaj , że nic nie miało miejsca. Zawsze mu ulegałam a on zawsze w podobny sposób uciekał , zamieniając to w żart , w przyjacielski stosunek i tak dalej. - Ale czym? Byłaś smutna i taka samotna.. - Nie mogłam dopuścić go do większych słów , zrobiłam się cała gorąca. Czułam jak barwa oczu przemienia się w kolor ognia , a pomału z mojej skóry wylatują czerwone iskierki. - Bardzo dobrze znasz historię mojego plemienia , naszą klątwę! nie wykorzystuj jej nigdy więcej! - syknęłam , będąc już w otoczeniu swojej natury. Ian trzymał się mocno drzewa i tworzył z niego schronienie a zarazem obronę przed ogniem. Przede mną. Wiedząc , że to nic go nie zaboli rzuciłam w jego tarczę pierwszy płomień , drzewo natychmiastowo zlikwidowało wilgoć i zwyczajnie wyschło , jakby cała jego linia życia uległa zniszczeniu. Nie słyszę jego jęku ani nawet złośliwego śmiechu. Stoję tak na przeciwko jego schronienia i dumam kiedy ponownie go zaatakować , ale nic. Nadal udaję martwego , tchórz. Po nie całej sekundzie z samego serca drzewa zaczęły wyrastać długie , grube, już naprawione gałęzie , które biorą moją ognistą postać w ramiona. Parcie uniemożliwia mi swój kolejny ruch , przemieniając mnie ponownie w rudowłosą kobietę o złocistej barwie. Upadłam na zieloną trawę a wraz ze mną ten jadowity szaleniec. Miał teraz nade mną całkowitą władzę , czułam na sobie jego umięśnione ciało. Obserwował mnie bacznie i z uwagą , napierając na mnie swoim ciężarem , nie miałam możliwości na ucieczkę. - Przecież to doskonale wiem i wcale tego nie wykorzystuję na swoją korzyść! - wziął szybki wdech. - Ja się tylko troszczę o swoją przyjaciółkę! - Wciąż wzmacniał nacisk na nadgarstkach , bojąc się najgorszej reakcji z mojej strony. Pewnie miał rację , jak zwykle wszystko bagatelizuję , ale nie może się w nieskończoność nade mną litować , bo obydwoje stracimy nad tym panowanie i cały czar naszej więzi pryśnie za jednym mrugnięciem. - Nigdy więcej się nade mną już nie użalaj! - Zagroziłam machając palcem wskazującym przed jego nową zieloną barwą oczu, przez którą wszystko zrozumiałam , jak bardzo jestem dla niego istotna , jak nasza skomplikowana rodzina jest dla niego ważna , mimo pozorów. - A teraz weź ze mnie złaź! nie ważysz pięciu kilo! - Poinformowałam go pół żartem. Naprawdę nie jest lekki. Zrobił to leniwym ruchem , jednak nie hamując przy tym swojego seksapilu. Wykonał pieszczotliwy gest podając mi rękę i podciągając do równych sobie. Druga połowa drogi przeminęła szybko i beztrosko. Nikt się nie pogryzł , nie pozabijał, tylko toczył w swoim towarzystwie przyjemną , beztroską rozmowę. Bardzo dziwny z niego typ , przy wszystkich zachowuję się jak skończony dupek i idiota , ale będąc z nim czasem tak sam na sam , potrafi pozbyć się swojego alter ego. Pogawędka toczyła się o wszystkim i o niczym , o Matce , planecie Nepfus , o tych ważnych i ważniejszych sprawach. Wszystkie te emocje się zjednoczyły , chwytając chwilę odwagi ośmieliłam zadać te pytanie. - Co się dzieję miedzy tobą a Shannon? - faktycznie zbyt dużo ostrożności nigdy by nie zaszkodziło , może i jest dobrym aktorem , jednak napięcie wszystkich mięśni jego ciała ,tłumaczy wszystko. Co nowy kolejny krok na przód zbliżaliśmy się do celu , tym bardziej zżerał mnie niepokój. Wolałabym teraz po prostu się najebać w trzy dupy i zapomnieć o istnieniu , jednak z całej szóstki tylko my nie mieliśmy napiętego grafiku. Idący mężczyzna w czarnym ubiorze , podrapał się teraz po czole , nie urywając głębokiego zanurzenia wzroku na jedną wręcz największą choinkę w lesie. - Chyba tylko i wyłącznie po to by załagodzić całą to pieprzoną relację miedzy nami wszystkimi. Zauważ fakt , że zwykle nie zwracamy na nią większej uwagi szczególnie na te jej zwariowane pomysły. Za czasów naszej wspólnoty w całym gromie , każde żyło swoim życiem , miało swoje kąty i nie zbyt wszystkiemu zwracaliśmy uwagę. Cała ta przygoda z ucieczką z planety przyziemnych , mogła dać - zawahał się - mi do myślenia. Athen musimy działać wspólnie , tym razem diablica ma rację , tylko , że mi nie chodzi o złączenie siły nadprzyrodzonej , tylko połączyć , zżyć się ze sobą! -W końcu zaczerpnął powietrza , kończąc ten dramat opowieści. - Ci chyba na poważnie w głowie się popierdoliło! - wykrztusiłam ledwie powstrzymując rechot z ust. Niby mam w to wszystko uwierzyć? że robi to bez żadnej korzyści?! Toć to nie byłby nasz wkurzający Ianek! - No już wyjaw swój sekrecik maleńki , mnie nie oszukasz. - no i padło na mnie , że wszystko obróciłam w śmiech dosłownie. Wszystko było nie na miejscu. Las , w którym się znajdujemy a prawie już zbliżamy się jego końcowi, przeistacza się w mój głośny śmiech , co nie wróży nic dobrego. Spojrzałam się na bruneta z wielkimi przepraszającymi oczami. W okamgnieniu znalazłam się w jego objęciu , czując jak razem z nim wpełzam do środka pierwszego lepszego drzewa , za to wyjątkowo ciasnego. Byłam przyparta do niego murem. Jego mięśnie brzucha i wszystko inne wbijało się upierdliwie do mojego tułowia. Towarzyszyła mi boląca rażąca w oczy ciemność i zapach prawdziwej sosny. Nie tak wyobrażałam sobie naszą podróż do strefy wampirów. Miało być zupełnie inaczej a ja głupia wciągnęłam się w to bagno i sama je ubarwiłam. Brunet trzymał dłoń na moich wargach , nie pozwalając mi na choćby westchnienie. Jako ognistna nie mogłam podsłuchiwać i poczuć bliskość wrogów , za to ten stojący dżentelmen tuż za mną , miewa bliskie pojednanie z przyrodą. Każda roślina jest mu posłuszna i pod jego władzą. Nie opierałam się jego rozkazom , czekałam cierpliwie , do momentu aż mnie puści wolno w obliczu bardziej przestrzennego miejsca. Tak po dłuższym czasie się to uczyniło. Mechanicznie wzięłam sporo powietrza na jednym oddechu. Odwróciłam się w jego stronę z oczekującą miną na twarzy. - Prawie przez ciebie nie zostaliśmy wydani! Następnym razem zachowaj swoje niedożyte emocje w kieszeni! - Mówił to opanowanym a zarazem wściekłym głosem. To mnie w nim najbardziej przeraża. Jest taki za spokojny , bez względu na sytuację, jakby nic już go nie miało w życiu zaskoczyć. Podszedł do mnie szybkim krokiem , zakazując palcem mi odpowiadać. - Nic nie mówili , ale na pewno nadużyli dziś swoje noski przy wąchaniu przeróżnych roślinek. - parsknął śmiechem. - A teraz rudy lisie poprowadź nas do swojego wilczka. - zażądał , zdejmując palec z moich ust. Przyśpieszyłam tempo na przód , nie odwracając się za siebie.
CZYTASZ
Siedem Dusz
FantasyŚmierć.. co drugi człowiek na tej ziemi zastanawia się nad jej sensem. Zadajecie sobie pytania typu "Po co żyje? jaki jest cel życia? jak i tak go tracę?" Nie zagłębiaj się dowiesz się w swoim czasie. Może mnie nie widzisz , nie kojarzysz z ulicy je...