Rozdział 15 - Latarnia

681 65 45
                                    


Słońce powoli zachodziło za horyzont, przez co niebo stopniowo nabierało pomarańczowo-czerwonego koloru, a chmury przemieniły się ze śnieżnobiałych w granatowe, czy też fioletowe. Na dworze wciąż było w miarę ciepło, mimo to i tak zarzuciłam na ramiona bluzę i zmieniłam spodnie na dłuższe. Miałam wrócić do domu dość późno, więc wolałam się jakoś zabezpieczyć. Zanim na dobre wszyłam, poinformowałam wujków o swoich planach na wieczór. O nic nie pytali, do niczego się nie przyczepili, tylko prawdopodobnie cieszyli się, że znów gdzieś wybywam, w dodatku z innymi ludźmi. Swoją drogą, ciocia Ellie znała Louisa, tym bardziej nie miała nic przeciwko temu, że znowu znikałam właśnie z nim i jego znajomymi.

Kiedy wyjechałam zza domu na rowerze, w oddali widziałam już stojącego i czekającego na mnie Nialla. Im bliżej jego farmy byłam, tym bardziej się stresowałam, niestety nic nie mogłam na to poradzić. Mimo tego, że widywałam go coraz częściej, moje reakcje na jego osobę wciąż pozostawały takie same. Jednak wystarczyło kilka minut, żebym przyzwyczaiła się do jego obecności i zwykle po krótkiej rozmowie nie byłam już tak bardzo spięta.

Gdy tylko dojechałam do dróżki odchodzącej w bok i prowadzącej na farmę Horanów i zobaczyłam z bliska jak Niall uroczo się do mnie uśmiechał, mimowolnie kąciki moich ust powędrowały ku górze. Nie potrafiłam tego kontrolować, ale też nie do końca chciałam. To przychodziło mi zbyt naturalnie i mimo moich skłonności do zawstydzania się, lubiłam czuć to przyjemne ciepło pojawiające się gdzieś wewnątrz mnie za każdym razem, gdy widziałam tego chłopaka.

- Cześć, Urma – rzucił na przywitanie, wsiadając na swój rower. Ten sam, którym jechał, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam niespełna dwa tygodnie temu.

- Cześć – odpowiedziałam jak zwykle lekko zawstydzona i czym prędzej odwróciłam wzrok gdzieś w bok, czując jak moje policzki oblewają się powoli rumieńcem. – To gdzie jedziemy?

- Zobaczysz – powiedział tajemniczym tonem i ruszył w stronę głównej drogi. Tymczasem mnie nie pozostało nic innego jak pokornie pojechać za nim. Ku mojemu zdziwieniu nie skręcił w stronę Glendoyne, tylko w przeciwną, ale nie zapytałam go o nic, domyślając się, że i tak niczego mi nie zdradzi. Pedałowałam zatem jakieś dobre dziesięć minut nie dopytując go o nic, tylko co jakiś czas odpowiadałam zdawkowo, kiedy mnie o coś zagadywał. Nie dało się ukryć, że byłam nieco zmęczona, bo jechaliśmy pod górkę, a moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, w dodatku blondyn narzucił niezłe tempo. Wolałam jednak ponarzekać sobie w głowie, żeby nie wyjść na jakąś zrzędę. Zresztą moja mina mówiła zapewne sama przez się, więc jakiekolwiek uwagi były zbędne. Wystarczyło na mnie spojrzeć, żeby zauważyć, że ta wycieczka póki co zamiast przywołać na moje usta uśmiech, jedynie je wykrzywiła w grymasie zmęczenia zmieszanego z niemałym niezadowoleniem. Niall na pewno to zauważył, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Nie stracił tej charakterystycznej dla niego pogody i pozytywności ani na sekundę.

- Daleko jeszcze? – zawołałam i zaraz tego pożałowałam, mając wrażenie, że od wyplucia własnych płuc, padnięcia w rowie i umierania w agonii dzieliły mnie zaledwie minuty.

- Oho! Ktoś tu się niecierpliwi. – Ewidentnie pogrywał sobie ze mną, co poznałam nie tylko po słowach, intonacji, ale też po jego durnym uśmieszku, który dojrzałam, kiedy się do mnie odwrócił.

Nie, cholera, ktoś tu jeździł konno pół dnia, łaził po dolinach, a teraz jest zmęczony ciągłym pedałowaniem w nieznane i dobrze byłoby chociaż wiedzieć ile jeszcze potrwa ta katorga.

- Po prostu jestem trochę zmęczona. – Tyle pomyślałam, a tyle powiedziałam. Klasycznie.

- Benowi też tak narzekałaś?

Off The Coast | n. h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz