Rozdział 2

67 14 0
                                    

Stał nad łóżkiem, na którym leżała tajemnicza dziewczyna. Przyglądał się jej uważnie. Obserwował lekko rozchylone bladoróżowe usta, długie rzęsy, kruczoczarne włosy wijące się kosmykami po jasnej pościeli. Jej prawe ramię było pokryte szronem. Kwiecisty wzory od lodowego ciosu. Miłosz spojrzał na swoje dłonie, na których widniały podobne mroźne znamiona. Zaciągnął zęby, ostatni raz zetknął na Łowczynię, odwrócił się energicznie i wyszedł z komnaty.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą przejętą twarz kobiety. Zmarszczyła brwi, próbując sobie coś przypomnieć. Powróciły wspomnienia poprzedniego dnia. Przeraziła się, nie mając pojęcia, co się z nią stało. Nieznajoma uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Witaj...- powiedziała głosem, wzbudzającym zaufanie.
-Co się stało? - zapytała zachrypnięta i słaba. Chłód wdzierał się do najgłębszych zakamarków jej jestestwa. Nie ważne ile warstw pierzyn miałaby na sobie. I tak umierałaby z zimna.

-Jest panienka w pałacu Czarnego Pana. Pewnie wydał się panience nieco nieprzyjemny, ale myślę, że w głębi serca jest...

-Zły - rozległ się ponury głos Czarnego Pana.- Nie oszukujmy się... Jestem po prostu zły.

-Skoro jest pan taki zły, to dlaczego jeszcze żyję?- dziewczyna popatrzyła na czarnowłosego mężczyznę w czarnej czacie. Miał naramiennik z czarnych piór mieniących się fioletem. Jego rzęsy były przypruszone płatkami śniegu, a usta miał sinawe, jakby z chłodu. Jego twarz była nieodgadniona. Patrzył na nią oschle. Bez uczuć.

-Ponieważ uznałem, że może mi się panienka przydać. Dużo panienka wie...

-Chcesz zaatakować dwór?!- podniosła głos wściekła.Nie po to broniła dworu przed wrogiem, żeby go teraz zdradzić.

-Spostrzegawcza jesteś... Ja chcę tylko odzyskać należytą mi władzę, nic więcej, na razie...- uśmiechnął się złowieszczo.

-Tron należy do władcy i tylko jego potomek ma do niego prawo!- broniła swojego ukochanego miasta.

-No właśnie... Pewnie słyszałaś już o młodym księciu, Miłoszu- uśmiech z jego twarzy natychmiast zniknął.

-Tak, zamordował ludzi- jej ton był twardy.

-To nie była jego wina. Został przeklęty. Jego serce zamarzło, a w nim obudziła się potężna moc. Moc panowania nad lodem, która stawała się coraz większa i aktywowała się pod wpływem emocji. Jego ojciec bał się go, a może nawet brzydził, więc postanowił zamknąć go w celi. Prowadzony przez kilkunastu strażników do lochów, był przerażony. Wezbrał w nim gniew, pomieszany ze strachem i obudził drzemiącą w nim lodową bestię, która zabiła strażników. Władca mógłby go zabić, ale nie miał odwagi, więc skazał go na wygnanie. Miłosz długo płakał. Żałował tego, co zrobił i brzydził się siebie. Z tego żalu zrodziła się nienawiść do siebie, a potem do władcy. Teraz młody książę chce się zemścić- głos mi nie zadrżał, jego serce było za bardzo pogrążone w mroku. Opowiadał swoją historię po raz pierwszy. - Mów, co wiesz o dworze i jego obronie albo zginiesz.

-Więc zginę- ta odpowiedź była tak zdecydowana i dobitna, że zaskoczyła Czarnego Pana. Uniósł brwi w zdziwieniu.

-Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem... Skoro chcesz umrzeć, to mogę ci przyrzec, że to nie zginiesz, a to miejsce stanie się twoim osobistym piekłem, dużo gorszym niż to, o którym mówią w kościele. Możesz być tego pewna- podniósł głos, obrócił się na pięcie tak, że jego płaszcz uniósł się w powietrzu i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Dziewczyna oddychała ciężko. Ogarnął ją strach, a w serce wlano truciznę samotności. Należała do osób, które nie lękają się śmierci ani bólu. Ich największym wrogiem jest samotność, a boją się klatki, z której nie mogą się wydostać. Czarny Pan o tym wiedział i choć najczęstsze tortury jakie stosował to, te które zadają ból fizyczny, łamią kości, zdzierają skórę, teraz będzie musiał uciec się do zupełnie innych metod.

-Jak panience na imię? - w komnacie rozległ się drżący głos służącej.

-Milena.

-Nie lękaj się mroku Mileno, albowiem ciemność to tylko brak światła.

Wygnany i Łowczyni || Grubszy One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz