Rozdział 8

103 12 0
                                    

                      -Tak bardzo cię przepraszam. -wyszeptał Mike i przyklęknął przy moim łóżku szpitalnym.

-Daruj sobie! Wyjdź stąd! -wykrzyczałam ze łzami w oczach ,a do sali właśnie wbiegła mama z Drakem.

-Boże,dziecko kto cie tak urządził!?!-zapytała załamana ,a ja skierowałam wzrok na Mike.

-Jak mogłeś! Co ona ci zrobiła!

-Nic proszę pani..-wyszeptał i wyszedł z sali.

-Mamo. Ja już nigdy nie stanę na nogach. Rozumiesz?!?-znowu poryczałam się jak głupia idiotka.

-Będziemy walczyć o ciebie i o to żebyś stanęła na nogi córeczko.-mocno przytuliła mnie do siebie.


Dwa tygodnie później....

Nareszcie wychodzę z tego okropnego i głupiego szpitala. Tylko czemu na wózku? Czemu wtedy musiał jechać ten samochód? Nie chcę żadnych rehabilitacji po co mi one?!?

-Cześć Rose. Jak się czujesz?-zapytał John witając mnie przed szpitalem. W przeciwieństwie do Michaela pojawiał się on u mnie codziennie. Bardzo go polubiłam.

-Hej. Nie najgorzej macie dzisiaj trening?

-Tak spotykamy się w parku. Czemu pytasz?

-Mogę iść znaczy jechać z wami???-zapytałam z niepewnym uśmiechem.

-Pewnie jeśli tylko twoja mama się zgodzi.-uśmiechnął się

-No nie wiem. Kto po nią przyjedzie ,żeby wróciła do domu?-powiedziała mama. Zdziwiłam się..

-Mamo, nie wracam do domu mieszkam tam gdzie mieszkałam.

-A ten Michael on też tam mieszka! Nie zgadzam się.-poczerwieniała natwarzy.

-Nie mieszka. Podobno się wyprowadził.

-No dobrze ,ale przyjeżdżam do ciebie co tydzień. Rozumiesz?-odrzekła, a ja prawie podskoczyłam na wózku.

-Dziękuję Ci bardzo. Kocham Cię. Drake już tam czeka. Nie bój się poradzę sobie. John mi pomoże.-odparłam i spojrzałam właśnie na niego.

-Papa córciu.-pocałowała mnie i wsiadła do auta.

-Pa.-pomachałam jej na pożegnanie i gdy tylko samochód zniknął rozpłakałam się. Byłam twarda tak długo jak tylko mogłam ,ale nie przeżyję tego,że jestem na wózku. Wiem to nie koniec świata ,ale dla mnie tak.

-Malutka nie płacz.-John przytulił mnie mocno i pocałował w czoło.

-Przepraszam, ja nie wytrzymałam.-powiedziałam lekko uspokojona.

-No dobrze. Jedziemy do parku.-uśmiechnął się i porwał mój wózek jak jakąś wyścigówkę .Zaśmiałam się nieznacznie po raz pierwszy od wypadku.

Do parku dotarliśmy bardzo szybko no i spotkałam tych wszystkich,którzy odwiedzali mnie w szpitalu. Byłam im za to ogromnie wdzięczna . Uwielbiałam,a w zasadzie kochałam ich wszystkich.

-Widzieliście Mike od tamtej pory?-zapytałam. Nienawidziłam go ,ale coś kusiło mnie żeby ich o to zapytać.

-Ja raz. Wyglądał strasznie.-powiedziała rudowłosa Kate.

-Ja tylko w barze pijanego ,ale zadowolonego z siebie. On jest po prostu chamem.-powiedziała Mily.

-Wiem.-odpowiedziałam.-Zaczniecie tańczyć czy nie?

-No dobra. Nie denerwuj się tak księżniczko.-powiedział John i znowu pocałował mnie ,ale tym razem w policzek.

Chyba ten pomysł na patrzenie jak tańczą nie był za dobry ,bo poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nagle wszyscy stanęli jak wryci.

-Nie no co wy nie przestawajcie. To tylko łzy.-wyszeptałam.

-Rose, nie o ciebie nam chodzi. Odwróć się.-powiedział jeden z tancerzy Tim, a ja niezdarnie odwróciłam wózek do tyłu.

-Wybacz mi.-wyszeptał i stanął przede mną nikt inny tylko Mike. Trzymał w ręku ogromny bukiet białych róż. Był ubrany w ciemna długą bluzę i dresy. Wyglądał strasznie miał ogromne siniaki pod oczami. Czy to przez płacz? Mógł płakać dwa tygodnie?

-Weź stąd idź!-John stanął na przodzie.

-Nie!Chciałabym z nim porozmawiać.-powiedziałam.

-Jesteś pewna?-zapytali wszyscy.

-Chyba tak. -ruszyłam do przodu ,a wraz ze mną Mike.

-To dla ciebie.-wyszeptał wręczając bukiet.

-Nie dziękuję ,nie przyjmę ich. Mów co chciałeś powiedzieć ,jeśli w ogóle coś chciałeś.

-Tak. Ja naprawdę nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Uwierz mi proszę... Ten głupi zakład. Ja miałem cię wtedy poderwać i miałaś dołączyć do naszej grupy. Wiem ,że te uczucia wtedy były udawane ,ale jesteś dla mnie naprawdę ważna.-powiedział i łzy poleciały po jego policzkach.

-Skrzywdziłeś mnie . Nigdy nie stanę na nogi przez ciebie ,albo samą siebie? Sama już tego nie wiem! A ten zakład. Po co on ci był nie mów ,że jestem dla ciebie ważna ,bo to nie jest prawda i wszyscy to wiemy. Cześć.-oddaliłam się na wózku. Kątem oka zobaczyłam ,że Mike kopnął kamień i usiadł na ławce z rękoma na głowie.

-Powiedział ci coś nie miłego?-zapytał John gdy znowu do nich wróciłam.

-Nie chyba nie ,ale chciałabym wrócić do domu.-chłopak skinął głową i za niespełna dwie godziny zjawiłam się pod apartamentem.

-Wejść z tobą?-zapytał.

-Nie dziękuję. Spotkamy się jutro. Pa .-wręczyłam mu pocałunek w policzek i wjechałam do holu.

Hope. ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz