III

21 4 0
                                    

Nick wyszedł na zewnątrz. Zdawał sobie sprawę, że przyłączył się do czegoś nielegalnego, ale nie za bardzo się tym przejmował, bo przed jego oczami znów ukazała się perspektywa wspólnych świąt z rodziną, za wszelką cenę chciał aby te najpiękniejsze chwile wróciły. Wsiadł do samochodu i bez chwili zastanowienia ruszył drogą wskazaną przez nawigację. Myślał tylko o jednym. O tym, żeby uratować Emilkę.

Słońce zaczynało zachodzić, a Nick błądził po peryferjach miasta. W końcu po godzinie jazdy trafił na wskazane miejsce. Ostrożnie ruszył przed siebie. W korytarzu garaży stało kilkoro ludzi. Nick był w jeszcze większym szoku, bo ci młodzi ludzie to ci sami, elegancko ubrani dżentelmeni z jego księgarni. Starszy mężczyzna stanął jak słup soli i nie wiedział, w którą stronę ma się udać i jak zagadać do nich. Po chwili ruszył do jednego z chłopców.

- Hej, nie wiecie może gdzie tutaj można kupić... - Popukał palcem o nos, dając im znak o co chodzi. Chłopcy szybko spostrzegli, że to ten sam mężczyzna z księgarni i uśmiechnęli się.

- Tamtędy Pani Miles, zapraszamy. - Powiedział jeden z nich wskazując na jeden z garaży. Nick bez słów ruszył w jego stronę, otworzył klapę i jego oczom ukazało się pogrążone w mroku zejście w dół. Mężczyzna odwrócił się w stronę chłopców, a oni zachęcająco pokiwali głowami. Ruszył do środka. Powolnymi krokami z wyciągniętą jedną ręką do przodu szedł w głąb mrocznego pomieszczenia. W pewnym momencie przestał widzieć światło z wyjścia. Zapanował całkowity mrok. Nagle w oddali Nick zobaczył żółte światło niczym światło świec. Po kilku chwilach był już w mrocznym pomieszczeniu, który oświetlały tylko liczne świece, które wcale nie dodawały mu odwagi. Był tam ogromny tłum młodych ludzi, wszyscy wlepili wzrok w Nicka. Ich martwy wzrok nie świadczył o ich przyjacielskich zamiarach. Nagle spośród nich zaczęła wyłaniać się znajoma twarz. To był ten „Szef", wszyscy widząc, że on idzie, schodzili mu z drogi, jakby był tam najwyższą świętością.

- Miło Pana tu wiedzieć. Czemu Panu potrzeba? - Uśmiechnął się serdecznie chłopak. Zabrakło mi języka w ustach. Nagle jakiś wychudzony chłopak z tłumu syknął:

- Odpowiadaj, jak Pan do ciebie mówi! - Na to „Szef" odwrócił się dynamicznie i powalił chłopaka. Zaczął go bić po twarzy, nie przestawał. Nikt z tłumu nawet się nie zawahał, nikt nie ruszył się, żeby pomóc. Nick też, ale tylko dlatego, że wystarczająco bał się tego tłumu i jeszcze ten „Szef". Chłopak wstał, a jego ofiara nadal leżała. „Szef" uśmiechał się dumnie, miał krew na rękach. Nick cofnął się o krok. Nikt nie ruszył się, żeby sprawdzić czy chuda ofiara jeszcze w ogóle żyje.

- P... Po... - Westchnął Nick – Potrzebuję...

- Spokojnie Panie Miles. - Usiłował go uspokoić.

- Potrzebuję od was... Amfetaminy. - „Szef" uśmiechnął się serdecznie i otworzył ręce.

- Było tak od razu. Mariusz, przynieść produkt! - Zawołał. Po chwili z tłumu wyłonił się podobnie ubrany do „Szefa" chłopak. Chyba ktoś ważny. Miał ze sobą wagę i mały worek z produktem.

- Ile Pan potrzebuje?

- Ehm. - Zawahałem się. - Nie wiem, może z pół kilo?

- Wow! Widzę, że chcesz Pan ostro zaszaleć. - Zaśmiał się po czym odważyli pół kilo i wsypali do worka.

- To wychodzi 150 zł. Zawsze zniżka 80% dla nowych klientów. - Uśmiechnął się. Jego pomocnik, Mariusz wpatrywał się w Nicka. Chyba skądś go znał. Był w delikatnym szoku, że widzi tu akurat tego mężczyznę. Nick podał odpowiednią kwotę i stał jeszcze przez chwilę patrząc na dwóch odróżniających się młodzieńców.

Królestwo szczurówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz