VII

1K 81 11
                                    

Cisza.
Nieznośna cisza przypieczetująca tragedię w świątyni.
Ciała młodych Jedi, wiotkie i bez życia spoczywaly na podłodze poupychane po kątach przez Kylo. Ren bez żadnych wyrzutów sumienia szybkim krokiem skierował się do wyjścia, po raz ostatni spoglądając na świątynię, w której się kiedyś uczył.
Na zewnątrz ni stąd ni zowąd zebrały się czarne chmury wylewajace litry deszu, tak jakby natura rowniez oplakiwala morderstwo.
Mocny, porywisty, zimny wiatr powiewal szatami Sitha nadając mu bardziej przerażający wygląd, jak i dumny oraz wyniosły. Potęga Ciemnej Strony przepełniająca Kylo emitowała z jego osoby mocna aurę mroku, gniewu, niedostępności, Ciemnej Mocy.
Chęci zemsty oraz mordu.
Snoke miał rację, że kolejny mord spotęguje w nim Ciemną Stronę, by mógł oddać się jej całkowicie. Czas powrócić do bazy.
Ruchem ręki dał znak szturmowcom blokującym wyjścia, by poszli za nim.
-Cel wykonany, wracamy - odparł bardziej do siebie niż to nich.
Szybko podążając za nim udałam się na frachtowiec, bacznie obserwując Kylo.
Udał się na medytację do jednego z pokoi w statku, przedtem szczelnie zamykając drzwi i siadł na podłodze zdejmując maskę oraz pokazując prawdziwego Bena.
To tylko maska czyniła z niego Kylo, dlatego tak ciągle ją nosił.
Usiadłam obok niego wpatrując się w jego twarz, śledząc każdy jego ruch.
Im więcej się o nim dowiadywałam, tym bardziej powinnam go nienawidzić za to kim jest, za to co robi.
Za to czułam coś zupełnie odwrotnego do nienawiści, tak bardzo chciałam mu pomóc. Pragnę by rzucił ta maskę, wyrwał się ze szponów Ciemnej Strony i wrócił na Jasną. Tam, gdzie jego rodzina, tam, gdzie jego miejsce. Tam, gdzie nikogo się nie krzywdzi, gdzie żyje się w harmonii Mocy. Potęgę można osiągnąć nawet po Jasnej Stronie.
Przymknęłam oczy, pozwalając, by Moc przeniosła mnie w kolejne miejsce.
Znalazłam się w domu państwa Solo.
Leia siedziała zrozpaczona, ukrywając twarz w dłoniach. Han za to chodził wte i wewte wyraźnie zły.
- Jak my go wychowaliśmy... na mordercę, Han! Co my zrobiliśmy źle? -rzekła Leia spoglądając na Swojego Małżonka.
-Mnie o to nie obwinaj, nie kazałem mu nikogo mordować! - krzyknął Han. - To, że jest jakiś niezrównoważony i zapatruje się w twojego ojca, to nie moja wina!
-Ty mi tu nie wypominaj mojego Ojca! - krzyknęła - nie żyje, daj mu spokój! To po części twoja wina, zawsze zachowywałeś się nieodpowiedzialnie jako ojciec i proszę!
Solo zły uderzył pięścią w blat stołu.
-Za to siebie zawsze bardziej interesowało niszczenie imperium i proszę! Zapatrywał się w mamuśkę kierująca ruchem oporu!
-Wiesz co?! - krzyknęła księżniczka. - Może lepiej, jak każdy sobie pójdzie w swoje strony, przecież ciebie zawsze bardziej interesował przemyt jakichś gratów niż wychowanie naszego syna!
-Jak sobie życzysz! My już nie mamy syna, Leia, nasz Ben przepadł także już nic mnie tu nie trzyma! Żegnaj, wasza wielkopańskość! - wrzasnął i szybkim krokiem wyszedł z domu.
Leia upadła na kolana i zaniosła się płaczem.
-Nasz syn nadal jest, musimy po prostu go znów sprowadzić do domu... - szepnęła.
Poczułam, jak łzy mi napływają do oczu. To nie mogło tak się skończyć. Nie kosztem rozpadu małżeństwa Hana.
Pragnę z całych sił dorwać Rena i mu to powiedzieć, jaki on jest. Z całych sił będę próbować znów sprowadzić go na jasna stronę, lecz czy mi się uda?

----------------------------------
No to mamy rozdział!

----------------------------------No to mamy rozdział!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I See You In The Mirror [Reylo FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz