/Lydia/
Lato jest zawsze upalne w Kalifornii.
Od kilku godzin siedzę nad notatnikiem wypełnionym obliczeniami i cóż, czasem nawet Lydia Martin, pardon, Martin-Stilinski, może mieć dość liczb. Temperatura nie okazała się pomocna w rozwiązywaniu kolejnych zagadnień. Trzydzieści dwa stopnie to chyba lekka przesada, cały dzień spędziłam jedynie w bieliźnie i narzuconej na wierzch koszulce. Inaczej nie dało się wytrzymać. Czułam się jak jeden kleisty pudding i z ulgą przywitałam temperaturę o dziewięć kresek niższą, która teraz zdaje się kojąco chłodzić moją skórę. Dzięki Bogu za porę dnia nazywaną wieczorem.
Nawet nie zauważyłam, kiedy moje usta wyschły, więc odkładam brulion na szafkę i udaję się do kuchni po szklankę wody.
Już z naczyniem w ręku, zaczynam cicho przechadzać się po mieszkaniu, żeby odetchnąć. Gdzieś strzepuję ręką pyłek kurzu, poprawiam koczek w lustrze, podnoszę zabłąkaną koszulę z podłogi. Ta, ciekawe, do kogo należy...
A propo właściciela.
Na ciemny korytarz pada światło z salonu. Bezszelestnie podchodzę do tego miejsca i zaglądam do pokoju. Zastaję tam Stilesa, przeglądającego stosik dokumentów i zdjęć z miejsc zdarzeń - znowu pracuje nad jakąś sprawą, bodajże przemyt narkotyków?
W normalnej sytuacji a) poszłabym dalej i dała mu spokój lub b) przysiadłabym się do niego i pomogła wpaść na trop. Teraz jednak staję jak wryta i po sekundzie chowam się za framugą. Wychylam jedynie głowę, żeby móc dalej go obserwować. Cholera, co sprawiło, że nagle czuję się jak sparaliżowana?
On także odczuł dzisiejsze upały i siedzi przy stole bez koszulki, podpierając głowę ręką. Niby nic wielkiego, ten widok jest dla mnie dość powszechny po tylu wspólnych latach. Jego palce wplecione są w grzywkę, a na ramieniu zauważam zadrapanie. Ach, no tak, to już moja sprawka. W ustach trzyma ołówek i... moment... to akurat ten głupi z wizerunkiem Darth Vadera. Boże. Kupił całe opakowanie takich w Walmarcie ("Jezus Maria, Lyds, należy mi się trochę przyjemności w robocie."). Nawet nie miałam siły tego skomentować. Czasami mam wrażenie, że ten facet nigdy nie dorósł. Gratulacje dla mnie, wyszłam za mąż za dziesięciolatka.
Stiles wypuszcza powietrze, a ołówek jakimś cudem wciąż pozostaje w jego zębach. Chyba zaczyna dodawać dwa do dwóch, bo robi tą swoją typową minę - mruży oczy i unosi jedną brew - a ja nabieram ochoty, żeby pokazać mu, że to moje usta powinny zajmować miejsce na jego wargach, a nie jakiś szkolny przybór z postacią z filmów sci-fi. Naprawdę nie znoszę takich rzeczy.
Znowu przejeżdża dłonią po włosach. Moje stopy zaczynają robić dziwne rzeczy. Zaraz, co?
Lydia, nie możliwe, żeby takie coś cię nakręcało.
Jego palce zwinnie poszukują kolejnych plików kartek. Myślę, jaki mógłby teraz zrobić z nich użytek... Jabłko Adama drga, kiedy przełyka ślinę i zastanawiam się, czy kiedykolwiek miał w tej okolicy malinkę. Jeżeli jakąś mu tam zrobiłam, to aktualnie nie mogę sobie jej przypomnieć i jestem chętna do dodania mu kolejnej do kolekcji.
To totalnie mnie nakręca.
- Ach, pieprzyć to - mówię i zmierzam prosto ku niemu.
Stiles zdziwiony spogląda na mnie, a ja bezceremonialnie siadam mu na kolanach, wyciągam ten cholerny ołówek i robię uśmiech z serii "Wiesz co teraz z tobą zrobię".
- Umm, Lyds? Tak jakby jeszcze nie skończy... - nie ma szansy dokończyć, bo zamykam mu usta pocałunkiem. Przez moment jest zaskoczony i już mam się wycofać, ale zaraz potem jego wargi zaczynają współgrać z moimi. Dłonie instynktownie błądzą po mojej talii, udach, plecach, a ja owijam swoje ramiona wokół jego szyi. Odrywam się dopiero wtedy, kiedy zaczyna brakować mi powietrza, ale on zaraz zamyka dystans między nami, jedną ręką ujmując moją twarz i całując mnie z taką siłą, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Wydaję cichy jęk i przejeżdżam dłońmi po jego tułowiu. Czuję jak jego palce wkradają się pod koszulkę, a ja bez zastanowienia unoszę ręce i tak oto pozostaję w samej bieliźnie. Gorąco mi.
CZYTASZ
brainstorms and star wars pencils • a stydia one-shot [pl]
FanficW normalnej sytuacji a) poszłabym dalej i dała mu spokój lub b) przysiadłabym się do niego i pomogła wpaść na trop. Teraz jednak staję jak wryta i po sekundzie chowam się za framugą. Wychylam jedynie głowę, żeby móc dalej go obserwować. Cholera, co...