Prolog

76 5 3
                                    


Matt: Jak tam?

Matt: Jesteś?

Lauren: w porządku. co u Ciebie?

Matt: Miałaś być ze mną szczera. Gdzie Ty byłaś przez ostatnie dwa dni? Martwię się, dobrze o tym wiesz.

Lauren: przepraszam... nie jest w porządku, Matt. nie wiem co robić.

Matt: Zaraz u Ciebie będę... Trzymaj się.


Odłożyłam swój telefon, ciężko opuszczając rękę na łóżko. Spojrzałam przekrwionymi oczami na mój stolik nocny, a raczej na to, co na nim stało. Nieprzytomnym wzrokiem oglądałam oprawione w ramkę zdjęcie przedstawiające mnie i moich rodziców. Niestety, nieżywych. Zginęli w wypadku samochodowym niecały rok temu. Od tego czasu jestem chodzącym wrakiem człowieka. Czasami jest tak źle, że nie mam ochoty nawet myśleć. Nie cieszy mnie większość rzeczy, a do tego nie mam nikogo bliskiego. Jedynymi osobami, z którymi rozmawiam, i których towarzystwo sprawia, że czuję się lepiej, to mój najlepszy przyjaciel Matthias oraz babcia Angela, z którą mieszkam.

Powoli usiadłam na łóżku. Przydałoby się tu trochę ogarnąć. Zaczęłam od uchylenia okna, a potem zaścieliłam łóżko. Wyniosłam puste talerze i szklanki do kuchni, zgarniając po drodze papierki po słodyczach. Weszłam do łazienki i przyjrzałam się w lustrze swojemu odbiciu. Mój ubiór jest tak szary jak otaczający mnie świat, pomyślałam. Spróbowałam zmyć wodą plamę po jakimś kolorowym napoju ze swojej za dużej koszulki. Rozpuściłam włosy, po to by je jakkolwiek rozczesać i znowu spiąć w niechlujnego koka. Przemyłam twarz wodą i... stwierdziłam, że wyglądam tak samo źle jak na początku. To wszystko nie miało żadnego celu i sensu.

Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili ich ciche skrzypnięcie i głos Matta.

- Wchodzę! Lauren, gdzie jesteś?

- Na górze! Już do ciebie schodzę, - zawołałam.

Schodząc po schodach zobaczyłam Matta stojącego w przejściu, bujającego się z palców na pięty. Ręce miał schowane za plecami, na co mimowolnie podniosłam kącik ust.

- Hej, - wyszczerzył się.

- Hej... Co tam masz?

- Coś słodkiego na poprawę humoru, - wyciągnął ręce do przodu, podając mi siateczkę słodyczy i bukiet kolorowych kwiatów. Uśmiechnęłam się na to szczerze. Gdy tylko Matt dowiedział się co się dzieje, od tego czasu zawsze, gdy źle się czułam przyjeżdżał do mnie, często z niespodzianką.

- Dziękuję, - wzięłam od niego prezent i przytuliłam się do niego. On odwzajemnił uścisk i również się uśmiechnął. - Chcesz iść do mojego pokoju czy... , - nie dane mi było dokończyć.

- Właściwie to jest dziś ładna pogoda, może pójdziemy na spacer? - zapytał niepewnie. Zagryzłam na tą propozycję wargę, ale zgodziłam się nieśmiało. Tak naprawdę nie miałam ochoty wychodzić na zewnątrz. W ogóle.

- Ubierz się cieplej i chodźmy, - zachęcił mnie.

- Okej, zaraz będę... Rozgość się, - rzuciłam mu na odchodnym.

Wróciłam do swojej sypialni. Odłożyłam prezenty na biurko i ubrałam pierwsze lepsze ciuchy, które są ciepłe i jakoś na mnie wyglądają. Przetarłam twarz dłonią i westchnęłam, po czym stwierdziłam, że jestem gotowa. Chwyciłam kwiaty i zeszłam na dół.

Matt czekał na mnie w kuchni, pijąc wodę ze szklanki. Widząc mnie, szybko wypił jej zawartość do końca i odłożył ją do zlewu. Ja w tym czasie włożyłam kwiaty do wazonu z wodą i je powąchałam. Były naprawdę ładne.

- Gotowa? - zapytał, na co kiwnęłam głową.

Wyszłam do przedpokoju i ubrałam swoje buty, kurtkę i szalik. Rozważałam przez chwilę wzięcie ze sobą czapki, ale w sumie walić to. Najwyżej się przeziębię. Matt nie skomentował tego, po prostu otworzył mi drzwi.

Na widok wszędzie otaczającego mnie śniegu westchnęłam z nostalgią. Taka duża ilość śniegu przypominała mi o moim szczęśliwym dzieciństwie. Ukucnęłam w miejscu, gdzie powinien być trawnik i włożyłam swoje gołe ręce w śnieg, chwytając odrobinę. Ścisnęłam go, rzeźbiąc w coś w rodzaju kamiennego pięściaka. Po chwili fascynowania się tą drobną rzeczą wstałam i zauważyłam, że Matt mi się przygląda z zastanawiającą miną.

- To ten... Dokąd tak właściwie idziemy? - zapytałam go cicho.

- Do parku, - uniósł kącik ust i zaczął prowadzić. 


W parku siedzieliśmy na oparciu ławki i rozmawialiśmy trochę o szkole, czy zamierzam wziąć się za swoje oceny i nieobecności. To prawda, nie wyglądało to za dobrze. Ledwo utrzymuję jakiś poziom swoich ocen, tak samo o włos jestem klasyfikowana ze wszystkich przedmiotów. Podejrzewam, że po prostu nauczyciele mnie lubią, albo... albo jest im mnie szkoda.

- Co robiłaś wczoraj? - pytanie Matta wyrwało mnie z zamyślenia.

- Spałam, - odpowiedziałam krótko.

- A dzisiaj?

- Też. I trochę grałam, - podparłam się łokciami na kolanach i starałam się patrzeć wszędzie, tylko nie na Matta.

- Lauren... Mogłaś mi powiedzieć, nie wiem co robić w takich sytuacjach, - wyznał.

- Wiem, przepraszam... Po prostu nie martw się, ok? Nie robię niczego głupiego i nie zrobię nigdy, - obiecałam mu. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, po czym ten westchnął.

- Okej. Okej, wybaczę ci, ale tylko dlatego, że jesteś dla mnie jak młodsza siostra.

- Jesteśmy w tym samym wieku przecież, - uśmiechnęłam się.

- Nie, nie! Ja jestem z kwietnia, a ty z października. To całe pół roku różnicy! - zaśmiał się.

- No tak, racja, przepraszam, - zachichotałam.

Matt zerknął na swój zegarek i podniósł się na nogi.

- Mam niedługo rozmowę o pracę, więc...

- Znowu? - zapytałam, nie dowierzając.

- No taa, wiesz, warto próbować. Muszą mnie gdzieś w końcu przyjąć, - podrapał się w tył głowy.

- Racja. To leć, - również wstałam z ławki. - Dzięki, że wziąłeś mnie na spacer. To odświeżyło mi trochę myśli, - przytuliłam go.

- Nie ma za co, - pomasował mnie po plecach, po chwili jednak mnie puścił. - Zawsze do usług! Napisz do mnie później.

- Okej, papa i powodzenia na rozmowie!

- Dzięki, cześć, - pomachał do mnie i odszedł w swoją stronę.

Przez chwilę zastanawiałam się co teraz. Nie miałam ochoty wracać do domu, więc niepewnie skierowałam się do pobliskiej kawiarni.



c.d.n.

[nowe rozdziały nie będą dodawane regularnie]


Forget your horrorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz