Rozdział 4

86 16 2
                                    

Umarłem.....
Jestem w jakimś dziwnym sterylnym białym pokoju. Obok łóżka na, którym zresztą leżałem stała szawka nocna na przeciwko był telewizor. Widziałem jak reszta zespołu zebrała się wokół mojego łóżka i mając bardzo smutny i przerażony wyraz twarzy. Zaraz.. Coś mi tu nie pasuje. Czemu jestem tu a nie tam? Czemu ich widzę z boku? Nie to mi się wszystko przyśniło. Mia mnie nie skrzywdziła.Przeciesz się kochamy. Elo mieliśmy być szczęśliwą rodziną. Mieć swoje dzieci, swój własny dom, chciałem być najlepszym ojcem pod słońcem. Ale nadal nie wiem co się ze mną dzieje. Co się ze mną stało? Dlaczego taki jestem? Co powinienem zrobić? Słyszę że Rap Monster mówi
-Gdybym go bardziej pilnował nic by mu się nie stało. - Chciałem do niego podejść i powiedzieć że to nie przez niego że wszystko w porządku, że tak poprostu miało być. Podszedłem do nich chciałem go dotknąć ale przeszłem przez niego. Nie mogłem patrzeć na ich twarze.
Chciałem wyjść na korytarz, ale nie mogę przekręcić klamki spojrzałem na swoją chyba rękę i na drzwi pomyślałem, że może mogę przejść przez ścianę. Wkładam rękę w drzwi, a potem drugą i powoli przeszłem przez ścianę na korytarz. Jednak bycie duchem ma swoje korzyści. Usiadlem na krześle. Zastanawiałem się dlaczego tak się stało i doszedłem do wniosku, że nie wiem. Po moich długich rozmyślaniach wróciłem do swojego pokoju i usiadłem na parapecie. A zespół nadal tam był. Nagle coś zaczęło się dziać. Zaczęło coś piszczeć i w całym pokoju roiło się od lekarzy a pielegniarki zaczęły sie szarpać z chłopakami bo nie chcieli wyjść. Zacząłem znikać i już mnie nie było stała się ciemność.

Morał tej historii jest taki - Życie jest tylko jedno:-P
Dziękuję za przeczytanie
Jeśli ci się podobało zostaw gwiazdkę lub komentarz



Trucizna /Bts VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz