...przez gardło nie mogło mi to tak po prostu przejść, bałam się, tak strasznie w tym momencie się bałam...
Staliśmy tak wpatrzeni w siebie jak w lusterko, tylko ciche odgłosy naszych oddechów i delikatne stukanie zegara w pokoju było słychać.
Otworzyłam usta, chcąc powiedzieć słowa, nagle cała przeszłość zamarła. Nie czułam nic.
Wybiegłam z pokoju, tak szybko jakby goniło mnie stado wściekłych psów.
Ubrała szybko buty i bluzę, trzasnęłam za sobą drzwi i pobiegłam, nie wiadomo gdzie...po prostu chciałam na chwile odpocząć...przemyśleć wszystko.Po 10 minutach biegu, zmęczyłam się, wiec usiadłam na lekko oświetlonej ławce. Podwinęłam rękawy. Zaczęłam liczyć blizny...
1...2..3..4...20..40...
Zaczęłam płakać. Było mi zimno, bolał mnie brzuch, bolała mnie głowa...poza tym znów czułam czyjeś spojrzenie na moim biednym ciele.
Wstałam...i zaczełam biec przed siebie, ale nie do domu Andyego...nie jestem w stanie na niego nawet popatrzeć, a z drugiej strony, chce do niego...chce poczuć jego ciepło.
Zobaczyłam las, pobiegłam, usiadłam opierając się o drzewo i powoli zasnęłam, wartując się w gwiazdy na niebie...Obudziłam się, było rano, poczułam promienie słońca opadające na moją twarz, było mi tak dobrze, wiatr przeczesywał moje włosy, w tle było słychać przyrodę, kompletnie zapomniałam o wczorajszym dniu, chciałam tam zostać, chciałam zatrzymać tą chwilę i cieszyć się nią jak najdłużej.
Nagle poczułam kłucie w brzuchu. Serce znowu zaczęło przyspieszać, przypominało mi się wszystko.
Zrozumiałam że muszę iść z powrotem.*Andy*
Szukałem jej całą noc...na marne, znikneła...tak po prostu. Wracając do domu, czułem chłód, chociaż było słońce i w miarę ciepło...zaczekam do jutra, jeśli jej nie znajdę...skończe ze sobą...