Rozdział 2

35 3 0
                                    


           -Masz chwilkę?- Czarnowłosy położył delikatnie dużą dłoń na ramieniu Matthew. Podniósł głowę do góry i przyjrzał się oczom przyjaciela jego... Obrońcy. Po nich wywnioskować można, że jest pół Azjatą.
- Tak- Odpowiedział obojętnym i niezwykle cichym tonem głosu. O dziwo wyższy go usłyszał i wskazał ręką kierunek w którym mieli się udać.
Usiedli na starej, drewnianej ławce. Takich już nie produkowali, a blondynowi kojarzyły się z dzieciństwem, niezbyt szczęśliwym ze względu na ciągłe kłótnie w domu o cokolwiek. Jednak, siedząc na drewnie i dotykając go delikatnie i niezauważalnie palcami wspominał swoją nianię, która od zawsze była z nim i wieczorami piekła różne ciasteczka, które często w kłótniach rodzinnych lądowały na drogim dywanie. Siedzieli w ciszy, oczywiście, błękitnooki bał się odezwać i nie wiedział też po co przyszedł w to miejsce. Bał się również patrzeć na nieznajomego chłopaka, gdyż ten mógł to źle odebrać.

          - Posłuchaj, chciałbym ci opowiedzieć trochę o Jamesie, ponieważ raczej będziecie spędzali dużo czasu razem...- Poczochrał swoją fryzurę ,a czarne oczy na chwilę spojrzały się w niebieskie, ale powróciły do podziwiania jakiegoś punktu na ziemi.-...James nie miał łatwego życia. Wszystko zaczęło się od porzucenia pracy przez jego ojca na rzecz bycia dyrektorem tej placówki. Odszedł z dobrej pracy, by spełnić marzenie, co nie spodobało się jego matce. Od razu zażądała rozwodu i wszystkich praw rodzicielskich w sprawie Jamesa. Nie robiła jednak tego, bo kochała swoje dziecko, tylko chciała dopiec mężowi. Otrzymała je po rozwodzie, ale jej były mąż mógł spotykać się z synem kiedy chciał. Ona latała po klubach i przychodziła z nimi do domu, a James w wieku siedmiu lat zostawał wyrzucony z domu na ten czas. Trawo to półtora roku. Półtora roku mój przyjaciel cierpiał, na dodatek nigdy nie było nic w lodówce, a matka nie chciała dawać mu pieniędzy, chociaż dobrze zarabiała. Przez ten okres również wmówiła mu, że jej były mąż jest najgorszą gnidą. Któregoś razu jego ojciec postanowił go odwiedzić bez zapowiedzi. Przejeżdżał obok, a była żona nie odbierała telefonu, ale i tak postanowił zobaczyć Jamesa, pomimo późnej pory. Spotkał własnego syna siedzącego w nocy pod klatką. Zdarzało się to kilkadziesiąt razy. Kolejna rozprawa sądowa. Ojciec dostał prawa rodzicielskie, ale James nie był już takim dobrym chłopcem, marzącym o byciu piosenkarzem, przestał interesować się literaturą. Wychodził późno w nocy i często nie wracał przez kilkadziesiąt godzin. Gdy James nie chciał zrobić czegoś, o co prosił ojciec to szedł buntować się do matki, a ta groziła mu policją. Tak dzieje się do teraz- Zakończył opowieść i spojrzał na twarz współrozmówcy. Nic. Żadnych emocji, jak zwykle. Żadnej odpowiedzi. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcję, a oni jednocześnie wstali i ruszyli każdy do swoich klas w milczeniu.

           Matthew rozmyślał całą lekcję nad tym, co powiedział mu czarnooki." Też nie miał łatwego życia" Stwierdził fakt oczywisty i patrząc w okno rozmyślał nad własnym dzieciństwem, w ramionach niani, w szkole tłamszony, poniżany, wyśmiewany...
- Matthew Smith, do odpowiedzi- Matematyk o krótkich, brązowych włosach i takiegoż samego koloru oczach zwrócił uwagę błękitnookiego.- Podaj mi definicję walca- Poprawił okulary, czekając na odpowiedź.
- ...Walec to bryła wyznaczona przez obrót prostokąta- Cichutko wyrecytował.
- Co powiedziałeś? Nie słyszałem- Podszedł do stojącego blondyna- Mógłbyś jeszcze raz?
- Walec to bryła wyznaczona przez obrót prostokąta...
- Wokół czego?
- Osi jego symetrii...
- ...Lub jego boku. Siadaj i skup się na zajęciach, bo następnym razem, na którego nie liczę, nie dam ci tak łatwych pytań.
- Przepraszam- Lekko się skłonił i usiadł. Lekcja dochodziła od końca małymi kroczkami wyznaczanymi przez wskazówki zegara.
Tak, jak mu kazano, James chodził za Matthew na każdej przerwie, lub po prostu był w pobliżu. Brunet był znudzony, a blondyn obojętny, już przestała go intrygować obecność nowej osoby w jego otoczeniu. Siedział na ławce i wpatrywał się w okno naprzeciw niego. Podziwiał chmury i rozmarzył się. Zawsze lubił białe obłoki sunące po błękitnej tafli, były dla niego nostalgiczne- przypominały ludzi. Tworzyły się, płynęły szybko, lub wolno, w zależności od wiatru. Łączył się z innymi, albo odwrotnie, pozostawiały i podróżowały dalej, aż w końcu całkowicie znikały. Żadna z nich nie była taka sama, nie istniały idealne.

Bring Me To LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz