Rozdział 4

22 1 0
                                    


Otworzył oczy. Pierwszym co zobaczył był bielutki sufit. Nie śnił mu się James, więc nie był w nim zakochany. Dnia poprzedniego, w niedzielę, poczytał o związkach, oraz o tym, jak rozpoznać, że jest się zakochanym. Napisali, że kocha się kogoś, gdy śni się o tej osobie. Ponoć sny są odzwierciedleniem marzeń. Ale nikt mu się nie śnił. Sama ciemność. W szkole na blondyna czekał Kyoji.
- Hej- Przywitali się uściskiem dłoni- Zastępuję Jamesa przez kilka dni, więc nie musisz się obawiać ataków i tym podobnych
- Dziękuję- Lekko się skłonił i ruszyli na korytarz na którym oboje mieli lekcje.- Robiłeś coś ciekawego w weekend?- Zagadał Kyoji, gdy siadali na jednej z ławek niedaleko klasy. Kilka par oczu przyglądało się im z zaciekawieniem, jednak oni ignorowali wszystkich dookoła.
- Nie, a ty?
- James do mnie wpadł...Jego matka przyprowadziła nowego fagasa- Dodał szeptem.
- Rozumiem. Szkoda mi go
- Litość i współczucie to są ostatnie rzeczy, jakie James by chciał. Według niego "litować można się nad kimś słabym, a on ciotą nie jest"- Zacytował niezbyt mądre według Matthew słowa.- Zauważyłem, że nawet się polubiliście- Zauważył czarnowłosy. Przeleciał po wszystkich uczniach wzrokiem, z niektórymi się przywitał, a innych po prostu zignorował.
- Czy ja wiem?... Mamy spędzić ze sobą długie miesiące to lepiej zakopać wszelakie topory wojenne
- Racja- Na tym zakończyli dialog. Jednak po dłuższej chwili milczenia Kyojin dodał- James chyba cię lubi, ale nigdy ci tego nie powie. Jeżeli nie lubi to przynajmniej cię toleruje- Blondynek zdziwił się i poczuł odrobinkę szczęśliwy. "On mnie lubi" pomyślał, jednak zaraz się opamiętał, przypominając sobie swoją obietnicę złożoną w duchu.
- Rozumiem- Odparł nic więcej nie dodając. Usłyszeli dzwonek, Matty wszedł do klasy, jak zwykle ostatni, a Kyoji pobiegł do swojej.
Nudził się. Cholernie się nudził! Dom jego przyjaciela nie był ani duży, ani mały. Czarnowłosy mieszkał tylko z matką, gdyż jego ojciec zostawił ich jak chłopak miał siedem lat. Kontaktował się z synem bardzo rzadko, utrzymywali jednak dobry kontakt. I pomimo faktu, że owa kobieta była w wolnych chwilach podróżniczą i przywoziła ze sobą wszelakie interesujące rzeczy, nudził się. Fanem telewizji nie był, jednak włączył czarną, średniej wielkości plazmę i skakał po, jak się okazało, nudnych programach; już po kilku minutach wyłączył sprzęt i stwierdził, że przejdzie się do sklepu. Ubrał czarne trampki, jako, że na wojskowe buty było za ciepło i wyszedł z szarego bloku, uprzednio zamykając mieszkanie. Gdy wychodził ze sklepu natknął się na Dereka z młodszą siostrą.
- Cześć- Przywitał się trochę niepewnie bordowowłosy, delikatnie unosząc rękę ku górze. James skinął głową.- To jest moja ukochana siostrzyczka. Przedstaw się, ten pan nic ci nie zrobi- Uśmiechnął się do dziewczynki w szarej sukieneczce. Włosy małej były spięte w dwa kucyki i spoczywały na jej ramionach. Gdy chowała się za bratem, na jej palcu błysnął srebrny pierścionek.
- Dzień dobry Panu. Mam na imię Alice- Pomału wyciągnęła mała i delikatną rączkę ku nieznajomemu. Przyjął ją i delikatnie uścisnął uważając, aby małej księżniczce nic się nie stało.
- James- Odpowiedział, po czym pożegnał się z rodzeństwem. Nigdy nie miał dobrego podejścia do dzieci, więc po kiego wała miał utrzymywać z nimi dobry kontakt? Powrócił do domu przyjaciela, jak zwykle nikogo w nim nie zastając. Były jeszcze lekcje, więc Kyoji na pewno nie był obecny w domu, oraz musiał odprowadzić blondyna po szkole. To czarnulek zaproponował swoją pomoc, James oczywiście ja przyjął. Odkąd poznali się w potrzebie i pomogli sobie nawzajem, nie było mowy o zostawieniu tego drugiego na pastwę losu. Połączeni byli grubą liną, która wiele razy wystawiana była na przeróżne próby, a jednak zawsze je przechodziła pomyślnie. Bał się tylko jednego- blondyn mógł wejść między nich i to go najbardziej irytowało. Chciał zniszczyć wszystkich dookoła jego przyjaciela, którzy nie należeli do jego rodziny. Tak, był o niego chorobliwie zazdrosny, aczkolwiek o nic tak bardzo nie dbał i nigdy od nikogo innego nie otrzymywał tego samego dla siebie. Oboje mogli oddać za siebie życie, jednak bał się, jednocześnie będąc szczęśliwym. Był przerażony myślą, że kiedyś ich drogi się rozejdą i to Matthew może być tego powodem. To dlatego tak źle reagował, gdy widział ich razem; nie potrafił znieść tego, że śmieją się razem, bez niego. Lecz co innego mogłoby się stać, skoro był zwykłym, zagubionym brutalem? Niczego. I niczego nie oczekiwał, ani od siebie, ani od innych. Nie lubił siebie takiego, jakim był, jednak tylko będąc tyranem w stosunku di wszystkich innych mógł ochronić siebie. Nie chciał więcej cierpieć. Wiedział, że nie wytrzymałby i znów planował samobójstwo. Przez takie myśli często nie potrafił zasnąć w nocy. - Dzięki, że czekałeś- Krzyknął Kyoji do Matthew, który stał przed szkołą i czekał na nowego kolegę. Gdy jeszcze nie był przy nim, czuł na sobie nienawistne spojrzenia co poniektórych, oraz słyszał przeróżne szepty. Usta, które wymawiały je nie były mu przychylne, wręcz zjadały go od środka. Tego właśnie nienawidził- być w centrum uwagi i nie mógł się doczekać,aż zasłoni go czarnooki. Na szczęście prawie czytał mu w myślach i szybko zjawił się, jednocześnie ściągając na siebie uwagę, przynajmniej połowicznie. Wskazał ręką na bramę wejściową w niemym pytaniu.
- Pewnie- Lekko się uśmiechnął do niższego chłopaka, po czym dodał- Idziemy do mnie?- Matty zdziwił się. Po raz pierwszy ktoś, kto nie jest z jego rodziny zaproponował mu odwiedziny domowe. Mocno kiwnął głową i ruszyli- Kyoji przodem, a Matthew dreptał tuż za nim.
- Jestem!- Krzyknął czarno włosy, gdy przekroczył próg przytulnego mieszkania. Odłożył klucze do drewnianego plecionego koszyczka koloru jasnego drewna. Zdjął kurtkę, którą powiesił na tej samej barwy wieszaku, na sam koniec zostawiając buty równie ułożone przy ścianie. Matthew również rozebrał się i zostawił ubrania w przeznaczonych na nie miejscach.
- Co na obiaaad?!- Krzyknął James leżąc na łóżku i szperając w telefonie.
- Wejdź- Skierował wypowiedź do blondyna, który stał praktycznie na ścianie na korytarzu. Stresował się, gdyż nie wiedział co zrobić. Co prawda, czytał wiele książek, ale nie posiadał żadnego doświadczenia. Posłuchał się i wszedł kilka kroków w głąb mieszkania. Przez otwarte drzwi do pokoju zauważył Jamesa leżącego na łóżku z głową w dół. Trzymał telefon i nerwowo stukał w ekran. Po chwili urządzenie spadło mu na twarz, potem na ziemię, a właściciel komórki zaklął. Kręcił głową na boki, by zidentyfikować położenie telefonu, jednak zobaczył stojącego blondyna, który mu się przyglądał. James otworzył szerzej oczy i zleciał z łóżka.
- Co ty tu robisz?!- Krzyknął w niemałym zdziwieniu. Szeroki bezrękawnik koloru krwistej czerwieni odsłaniał mu część torsu, prawe ramiączko opadło w dół. Nie rozczesane kosmyki latały na wszystkie strony, a luźne dresy spadały w dół. Matthew stwierdził, że owy chłopak wygląda bardzo uroczo; taki nieogarnięty i z naburmuszoną miną. Nie zapomniał jednak, że chłopak stojący niedaleko jest bardzo chamski i agresywny, dlatego nie podszedł bliżej, stał; nie wydał żadnego dźwięku, milczał. Po prostu nie wiedział co miał w tej sytuacji zrobić.
- Dlaczego stoisz? Wejdź- Jak na zawołanie wkroczył Kyoji z trzema porcjami zupy. Wyminął Matthew i otworzył szerzej drzwi na pomocą nogi. Położył jedzenie na biurku i spojrzał na naburmuszonego nastolatka ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
- Nie fochaj, tylko jedz. Oboje jedzcie- Powiedział, po czym zabrał swoją porcję, usiadł na łóżku i jakby gdyby nigdy nic zaczął ją jeść, ignorując wszystkich dookoła. Dalej obrażony brunet wziął swoją porcję i usiadł koło Kyoji'na, również zaczynając posiłek, Matthew zdecydował się usiąść na obrotowym krześle przy biurku. Cała trójka jadła w ciszy, dopóki nie przerwało jej kichanie blondyna.
- Na zdrowie- Powiedział czarnowłosy, po czym odniósł do kuchni pusty już talerz. Gdy był w kuchni usłyszał kolejne kichnięcie, a po nim jeszcze dwa. Powrócił do pokoju.
- Przełóżmy to, wracaj do domu i weź jakieś leki. Zimno się zrobiło- Rzucił na wejściu do Matthew. ten niechętnie pokiwał głową, odniósł talerz do kuchni, po czym poszedł do przedpokoju ubrać buty i kurtkę.
- Idź z nim- Skierował się do bruneta, który już z pełnym brzuchem leżał i patrzył w sufit. Podniósł się do siadu i skierował palcem w swoją osobę.
- Ja?- Głupio zapytał.
- Tak, ty. Zbieraj się, w końcu to twój obowiązek go odprowadzać. Przy okazji weźmiesz z domu więcej rzeczy- Oparł się pośladkami o biurko i czekał, aż najlepszy przyjaciel zbierze się. Ten niechętnie wstał i ubrał się w przedpokoju. Gdy już obojga w mieszkaniu nie było powiedział do siebie:
- Oj James, jakiś ty głupi i ślepy. Przecież potrzebujesz go tak, jak on ciebie... Szli w ciszy, od czasu do czasu przerywanej przez dźwięk cykad z pobliskiego małego skwerku. Tak jak zwykle, James oddalony był od blondyna o dwa, trzy kroki. Nad nimi księżyc zakryty został przez bajeczne, nie spieszące się nigdzie chmury. Matthew uwielbiał takie widoki- kochał zarówno noc, jak i poranek. Zapominał wtedy, że jest człowiekiem, całkowicie oddaloną od natury wersją stworzenia. Po prostu patrzył i zachwycał się wewnętrznie. Czuł wtedy niesamowitą harmonię, która zastępowała obojętność. Cieszył się, że po raz pierwszy mógł zobaczyć ten widok z kimś obok. Przypomniała mu się jedna jego ulubiona książka, w której niedoszła para spacerowała w takiej samej aranżacji, co on i James. Gdy chłopak odprowadził dziewczynę, pocałowali się. Wyobraził sobie, jakby to było z chłopakiem, który szedł za nim. Zaśmiał się nostalgicznie w duchu. Przecież to nie było w ogóle możliwe, że cokolwiek mogłoby się zdarzyć. Nie przeszkadzałoby mu to z kim to miałoby się stać- tak bardzo chciał coś takiego przeżyć, lecz zamykał to pragnienie wewnątrz siebie i nie pozwalał mu na dojście do głosu. Znowu kichnął, potem kolejny raz i kolejny. Zaczęło trochę mocniej wiać.
- Łap dzieciaku- Usłyszał od Jamesa i poczuł, jak szalik opada na jego ramię. Odwrócił się za siebie- No co? Kyoji kazał mi dać go tobie.- Odpowiedział na pytającą minę blondyna i ruszył przodem. Matthew całą dalszą drogę patrzył przed siebie na duże plecy blondyna. "Kolejny wątek z książki" pomyślał, po czym jego wyobraźnia sama podstawiła tę dwójkę we wszystkich romantycznych scenach z owej książki. - Jesteśmy- Z zamyśleń wyrwał go głos bruneta. Lekko podskoczył ze strachu. Zauważył, że poszedł za daleko o kilka kroków, więc cofnął się. Stanął twarzą prosto do domu, aby sprawdzić, czy jakiś domownik krząta się po domu. Wszystkie światła były zgaszone. Spojrzał na Jamesa.
- T-tak...- Wyszeptał i zapatrzył się na zielonookiego. Gładka, jasna cera, oczy pełne życia, ale i bólu, który ukoiła do snu braterska miłość, zacięta mina, która w tamtej chwili zelżała. W blasku księżyca i światła latarni, w ciemnoszarej kurtce, czarnych spodniach i trampkach wyglądał na całkiem normalnego chłopaka.
Wyglądał pięknie- brunet nie potrafił zaprzeczyć, pomimo usilnych prób. Lekko rozchylone wargi, oraz lekko rumiane policzki i rozwiane włosy aż kusiły. Dając omamić się chwilą, podszedł do blondyna i równie mocno zapatrzył się w te jego błękitne, rozmarzone tęczówki. Zapominając na chwilę o samym sobie, lekko skłonił się do niego i zawinął klika kosmyków za ucho. Matthew zmrużył lekko powieki, aczkolwiek dalej patrzył w te całkowicie łagodne ślepia. Dystans między ich ustami zmniejszał się, gdy nagle zawiał dość silny i mroźny wiatr. James oprzytomniał i najnormalniej w świecie wystraszył się. Szybko puścił blondyna, który stanął jak wryty z lekkim zdziwieniem na twarzy i patrzył za znikająca sylwetką zielonookiego. Lekkie rumieńce wkroczyły na jego twarz i dotknął kawałka skóry, na którym jeszcze chwilę temu czuł ciepło drugiego ciała. "Co to było?" pomyśleli oboje, prawie jednocześnie.

Bring Me To LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz