Rozdział 1

175 8 1
                                    

Clary siedziała w swoim pokoju w posiadłości Morgensternów i rysowała ogród widoczny przez okno. Na jej twarzy można było zobaczyć skupienie. Ołówkiem delikatnie sunęła po kartce. Była tak zajęta pracą, że nie zauważyła matki wchodzącej do pokoju. Jest to piękna, drobna kobieta, o długich ciemno rudych włosach i oczach zielonych jak szmaragdy. Ubrana była w zwiewną błękitną sukienkę sięgającą kolan i buty na niedużym obcasie. Po niej Clary odziedziczyła urodę, drobną budowę ciała i talent do rysowania. Po ojcu jedynie odziedziczyła umiejętność walki.
- Clary? - rudowłosa uniosła głowę znad szkicownika.
- Cześć mamo. Czy coś się stało? - spytała
- Nie kochanie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że za godzinę jest kolacja. - powiedziała Jocelyn i ukradkiem spojrzała na rysunek córki. - Piękny rysunek,
- Dzięki mamo, ale i tak twoje są ładniejsze. - mówiąc to odłożyła szkicownik, i podeszła do matki. Jocelyn przytuliła córkę a ona odwzajemniła uścisk. Nagle na korytarzu rozległ się głos Valentina.
- Jocelyn? Gdzie jesteś?
- U Clary. - odpowiedziała i wtedy do pokoju wszedł ojciec Clarissy. Jest to wysoki, szczupły, umięśniony mężczyzna o wyraźnych rysach, ciemnych oczach i blond włosach tak jasnych, że prawie białych. Ubrany był w czarne spodnie i jasną koszulę przez, którą prześwitywały ciemne znaki pokrywające jego ciało. Te znaki a dokładniej runy pokrywały też ciało Jocelyn, Clary i Jonathana. Widząc przytulone do siebie dwie kochane mu osoby uśmiechnął się.
- Jocelyn, chciałbym z tobą porozmawiać - mówiąc to podszedł do żony i pocałował ją w czoło. - A ty Clary. - zwrócił się to córki. - Poszukaj proszę twojego brata. Nie chciałbym aby opuścił kolacji. Tym bardziej, że muszę wam coś powiedzieć. - rudowłosa skinęła głową i wyszła z pokoju zostawiając rodziców samych.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać. - zaczęła Jocelyn
- O tym, że zaprosiłem do nas Jace'a Herondale'a i starsze dzieci Lightwoodów. Pomieszkają u nas jakiś czas i potrenują z Clary i Jonathanem.
- Kiedy mają przyjechać? - spytała
- Jutro po południu.
- Dobrze. Tylko trzeba porozmawiać z Clary. Dobrze wiesz, że odkąd wpadła na młodego Herondale'a w Idrisie niezbyt za nim przepada. - powiedziała
- Prawda. Będzie trudno i to bardzo. - westchnął Valentine

***

Po wyjściu z pokoju Clary skierowała się do miejsca w którym najprawdopodobniej znajduje się Jonathan, a mianowicie do biblioteki. Nie pomyliła się, gdy uchyliła drzwi ujrzała brata siedzącego w fotelu i czytającego książkę.
- Jonathan! - krzyknęła a on podskoczył na fotelu kiedy ją usłyszał.
- Na Anioła! Cary przestraszyłaś mnie.
- Naprawdę? Myślałam, że ciebie nie da się przestraszyć. - powiedziała na z lekkim sarkazmem.
- Jeśli przyszłaś tu tylko po to by się ze mnie nabijać to sobie daruj. - odparł patrząc na nią spode łba.
-Nie po to tu przyszłam. Choć to było naprawdę zabawne.
- Przejdziesz do rzeczy.
- Tata kazał ci przekazać, że masz być obowiązkowo na kolacji, która będzie za godzinę ponieważ chce nam obojgu coś powiedzieć. - Jonathan westchną i z niechęcią podniósł się z fotela.
- Wiesz może o co chodzi? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie zdążyłam ich podsłuchać ponieważ musiałam szukać ciebie. - warknęła
- Chciałaś podsłuchać ich rozmowę!? - zapytał zszokowany
- Naprawdę cię to tak dziwi?
- Tak
- Czemu.
- Bo...bo to nie w twoim stylu. - odparł po chwili namysłu.
- Chyba raczej nie w twoim. - mówiąc to odwróciła się na pięcie i wyszła. Skierowała się do pokoju aby się przebrać a następnie do sali treningowej. Gdy tylko przekroczyła próg ustawiła tarcze i wzięła łuk w celu polepszenia celności. Za każdym razem strzała trafiała w sam środek. Uradowana Clary odłożyła łuk i podeszła do drabinki. Przypięła się linkami i weszła na górę. Kiedy była w połowie belki drzwi do sali się otworzyły a w nich staną Valentine. Clary zatrzymała się i zaczęła się przyglądać ojcu. On podszedł do pułki, wziął z niej miecz, którym zaczął atakować manekina. Rudowłosa zorientowawszy się, że ojciec jej nie zauważył postanowiła to wykorzystać. Odpięła linki zrobiła salto i wylądowała cicho w przysiadzie obok pułki z mieczami. Wzięła jeden z mieczy i zaraz znalazła się za ojcem. Gdy się odwrócił Clary skrzyżowała swój miecz z mieczem ojca. Kiedy Valentine ją zobaczył na jego twarzy malowało się zaskoczenie, które natychmiast zastąpił uśmiech.
- Widzę, że ktoś chce powalczyć.
- Z tobą zawsze. - uśmiechnęła się i zaatakowała. Valentine zrobił unik i nie pozostając dłużny córce zaatakował. Clary robiła uniki i atakowała. W pewnym momencie Valentine się zachwiał. Rudowłosa wykorzystała to i podcięła go. Zaskoczony upuścił miecz który Clary podniosła i przyłożyła leżącemu ojcu do gardła a on tylko szeroko się uśmiechnął. Dziewczyna zabrała miecz i pomogła ojcu wstać.
- Jesteś coraz lepsza kochanie.
- Tak sądzisz. - na potwierdzenie pokiwał głową
- Idź się przebrać na kolację a ja odłożę broń.
- Dobrze. - powiedziała oddała ojcu miecze i wyszła. Ruszyła w kierunku swojego pokoju. Po wejściu do niego skierowała się do łazienki . Wzięła szybki prysznic wytarła i rozczesała włosy, owinęła się puchatym ręcznikiem i wyszła z łazienki. Podeszła do szafy zastanawiając się co założyć. W końcu zdecydowała cię na Błękitną sukienkę przed kolano z przedłużonym tyłem, czarne botki do tego naszyjnik w kształcie róży i kolczyki do kompletu. Zrobiła sobie delikatny makijaż a włosy zostawiła rozpuszczone. Gotowa ruszyła w kierunku jadalni. Kiedy do niej weszła wszyscy już tam byli. U szczytu stołu siedział Valentine, na przeciw niego siedziała Jocelyn a po jego lewej Jonathan ruszyła w kierunku swojego miejsca. Kiedy już wszyscy siedzieli służba przyniosła kolację. Po skończonym posiłku Valentine rozpoczną rozmowę.
- Dzieci chciałbym wasz o czymś poinformować. - zaczął. - Jutro po południu przyjadą do nas goście.
- Kto przyjedzie? - spytał Jonathan
- Alec i Isabelle Lightwood i Jace Herondale. - na dźwięk tego nazwiska Clary zakrztusiła się.
- Co!?
- Pomieszkają u nas przez jakiś czas. - powiedział Valentine
- O nie. Nie będę się użerać z tym zapatrzonym w siebie Herondalem! - krzyknęła Clary i zerwała się z miejsca.
- Clary... - zaczął Valentine, ale ona wybiegła zatrzaskując za sobą drzwi.

***

Po opuszczeniu Jadalni Clary pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła się w nim i rzuciła na łóżko. Wzięła sztylet z szafki i rzuciła nim w ścianę. Siedziała tak do momentu otworzenia się drzwi. Do jej pokoju weszła Jocelyn.
- Clary zrozum twój ojciec nie zaprosił go po to żeby ci dokuczyć. Ma nadzieje, że się z nim dogadasz.
- To się raczej nigdy nie stanie. Nie będę się użerać z tym Herondalem. Prędzej rzucę w niego sztyletem niż się z nim zaprzyjaźnię.
- Clary proszę. Spróbuj być choć trochę dla niego miła. Zrób to dla mnie nie dla ojca tylko dla mnie.
- Dobrze, ale tylko dla ciebie.

World of ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz