Clary już dobrą siedziała w salonie z rodzicami i czekała na przyjazd Herondale'ów. Znudzona wstała z fotela i ruszyła w stronę drzwi, już miała wyjść kiedy poczuła, że ktoś ją złapał za rękę.
- Gdzie się wybierasz moja panno? - był to głos należący do Valentina
- Do swojego pokoju.
- Nie gdzie nie idziesz. Czekasz z nami.
- A niby czemu ja mam z wami czekać a Jonathan nie? - spytała podniosłym tonem - Czemu on może robić to co chce a ja nie! - krzyknęła
- Nie tym tonem.
- Nie będziesz mi mówił jakim tonem mam się do ciebie odnosić! - krzyknęła mu prosto w twarz, wyrwała rękę ojcu i wyszła trzaskając drzwiami. Po chwili zastanowienia skierowała się do swojego pokoju. Przekroczywszy próg pokoju podeszła do szafki i wyjęła z niej szkicownik. Usiadła przy oknie i zaczęła przeglądać rysunki. Siedziała tak do momentu w którym zmorzył ją sen.Stała u podnóża wzgórza na którym stał chłopak i wpatrywał się w dal. Jego włosy o kolorze ciemnego złota były rozwiane przez wiat. Przyglądała mu się uważnie. Na początku rzuciły jej się w oczy runy pokrywające jego ręce. Podeszła trochę bliżej i zobaczyła przez cienką bluzkę zarys mięśni. Chłopak czując, że jest obserwowany odwrócił się. Gdy ją zobaczył uśmiech wkradł się na jego usta, a ona widząc jego oczy przypominające płynne złoto zaniemówiła. Była tak zaopatrzona w jego oczy, że nawet nie wiedziała kiedy do niej podszedł.
- Jesteś taka piękna. - powiedział i uniósł jej podbródek. Pochylił się nad nią i zbliżył swoje usta do jej ust. Złożył na nich delikatny pocałunek. Odsuną się od niej i wrócił na wzgórze, a ona stała jak słup i patrzyła się na niego. Chciała coś powiedzieć, ale nie umiała wydusić słowa. Spojrzała na niego ostatni raz. Obudziła się ze świadomością, że ktoś ją obserwuje.Powoli otworzyła oczy i zobaczyła chłopaka siedzącego naprzeciwko niej. Zerwała się na równe nogi nadal patrząc na chłopaka. Przyjrzała mu się uważnie zatrzymując dłużej wzrok na jego oczach o kolorze płynnego złota takiego samego jak chłopaka we śnie.
- Po pierwsze ci robisz w moim pokoju. Po drugie kto cie wpuścił. Po trzecie kim ty w ogóle jesteś? - powiedziała w miarę spokojnie
- Więc jak widać siedzę. Wpuścił mnie twój ojciec. I jestem Jonatan Herondale, ale możesz mi mówić Jace. - powiedział takim samym tonem jak ona i wstał . - Ponoć miałaś mnie oprowadzić po rezydencji. - dodał.
- Jakby nie mógł tego zrobić Jonathan - powiedziała szeptem tak aby nie usłyszał
- Więc jak? Oprowadzisz mnie?
- Tak, ale wyjdź z mojego pokoju.
- A może ja nie chce wyjść. - powiedział w chytrym uśmieszkiem
- Jeśli zaraz z tond nie wyjdziesz to tamten sztylet... - pokazała na sztylet wbity w ścianę - Znajdzie się w twojej szyji.
- Zadziorna jesteś - powiedział nadal się uśmiechając - Lubie takie.
- Wyjdź stąd albo...
- Albo co?
- Sam tego chciałeś - warknęła i podeszła do miejsca w którym znajdował się sztylet wyjęła go i błyskawicznie znalazła się przy blondynie. Przygwoździła go do ściany i przyłożyła sztylet do gardła.
- Zadziorna i do tego sprytna. - powiedział szczędząc się
- Wyjdź stąd albo zaraz zedrę ci ten uśmieszek. - powiedziała wkurzona
- Pod jednym warunkiem
- Jakim?
- Pocałujesz mnie - powiedział
- Chyba cie pogrzało. Nie będę cie całować.
- Jeszcze zobaczymy - powiedział i przybliżył się do niej nie przejmując się ostrzem przyłożonym do jego gardła. Musnął jej wargi swoimi. Clary jak opatrzona odskoczyła od niego.
- Teraz mogę iść. - powiedział a na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek. Kiedy doszedł do drzwi Clary rzuciła sztyletem który wbił się w ścianę obok nich. Blondyn odwrócił się na chwile i spojrzał na nią. Już miała się na niego rzucić, ale on zdarzył opuścić pokój szczęrząc się jak idiota.
CZYTASZ
World of Shadows
FanficClarissa Adel Morgenstern to 16-letnia Nocna Łowczyni krocząca przez życie, nie potrafiącą zaufać nikomu oprócz rodziców i brata. W jej 17 urodziny zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jej ojciec znika bez śladu, a prawda wychodzi na jaw. Jak potoczą...