Rodział 2

4 0 0
                                    

   Kim
Jest 10 stycznia a czuję się jakby zima trwała wiecznie. Nienawidzę jej całym sercem. Ale czy chcę czy nie ona co roku do mnie przyjdzie kopiąc mnie w dupę i mówiąc "a masz" .
   Dzisiaj wcześni skończyłam zajęcia. O 12:30 jestem wolna jak ptak. Odwołano mi trening, wiec mam 2 godziny do próby w teatrze. Szkoła od budynku teatru mieści się jakieś 1,5 godziny drogi na pieszo, więc postanawiam się przejść. Dzisiaj mamy jedną z ostatnich prób jeszcze 5 i wystawiamy sztukę. Trochę się tym martwię.
   Idąc na próbę czytam scenariusz. Jestem w niego tak zaczytana, że nie zauważam człowieka na którego wpadam.
- Jezu przepraszam - mówię do nieznajomego przez którego sie przewróciłam. Jest bardzo wysoki ma jakieś 195 cm wzrostu dobrze zbudowany.
- to ja przepraszam, zamyśliłem się i nie zauważyłem Cię - mówi do mnie podając mi rękę abym wstała. Wszystkie moje kartki rozwiał wiatr, wiec w pośpiechu je zbieram. Tajemniczy człowiek mi w tym pomaga.  Spoglądam szybko na zegarek na którym widnieje godzina 14:00 mam tylko 30 min a przede mną jakieś 45 min drogi. Zbieram kartki przede mną, chwytam te z rąk nieznajomego i biegnę co sił w nogach.
- zaczekaj ! - krzyczy do mnie mężczyzna. Ale ja nie mogę się zatrzymać. Docieram na próbę na styk. Nie mogę przez chwilę złapać tchu.
   Wychodząc z teatru jestem wykończona. Wsiadam do autobusu i jadę do domu. Mój dom można porównać do Hadesu. Czuje się tam jak w krainie umarłych. Cóż nie można mieć wszystkiego. Gdy wreszcie wchodzę do mojego pokoju zamykam się na klucz i padam na łóżko. Dzięki Bogu dzisiaj piątek jutro mogę spać do całej 8 rano. Ta prawdziwe pocieszenie.  No ale cóż... Podczas rozpakowania torby zauważam, że brakuje mojego kalendarza. Jestem cała roztrzęsiona na myśl, że ktoś mógł go znaleźć i przeczytać zapiski. Zrzucam plecak z łóżka.
- cholera jasna by to wzięła ! - krzyczę sama do siebie. Po chwili słyszę dźwięk przychodzącego SMS.
"Spotkajmy się w sobotę o 18 w Czytelni Kawy, mam twój kalendarz". Brzmi to trochę jak jakiś szantaż, jak by kogoś porwano ale odpisuję krótko
"Ok"
Nie wiem kto mógł znaleść mój kalendarz. Jestem zbyt zmęczona by o tym myślec kładę się i zasypiam.
Jakob
Idę właśnie na trening. Jest godzina mniej więcej 14. Jestem wkurzony jak cholera ! Samochód nie chciał zapalić i musiałem jechać autobusem. Nienawidzę jeździć autobusem. Idę w stronę hali pisząc SMS do mojego mechanika. Gdy nagle czuje, że ktoś uderza w moją klatkę piersiową. Widzę przed sobą wysoką na 175 cm blondynkę o niebieskich oczach. Przeprasza mnie, że na mnie wpadła ale to moja wina to ja byłem zagapiony. Gdy ją podnoszę z ziemi widzę jak wiatr unosi w powietrze kartki papieru które upuściła. Szybko je zbieram. Nawet nie wiem jak ma na imię zabiera mi kartki, spogląda za zegarek i biegnie przed siebie co sił. Jej smukłe, długie nogi wręcz tną powietrze. Gdy jeszcze ją widzę dostrzegam w zaspie śniegu jakiś zeszyt. Wołam ją ale ona mnie nie słyszy. Wkładam go do torby i rownież biegnę na trening. Podczas gry nie mogłem się skupić na niczym innym prócz tajemniczej nieznajomej. Gdy wracam do domu marże tylko o kąpieli i śnie. Tak tez robie. Koszykówka jest męczącym sportem. Po szybkim prysznicu, gdy leżę w łożku mam chwile aby zerknąć na zeszyt. To kalendarz. Juz na pierwszej stronie widnieje numer telefonu, imię, nazwisko oraz adres zamieszkania. Po szybkim przeglądzie zeszytu widzę, że jest tam masa rysunków, zapisków, karteczek i cytatów. Bez chwili zastanowienia pisze SMS do jak się okazuje Kim. Umawiam się z nią na jutro 18, aby oddać kalendarz. Nie czekam aż odpisze. Jestem zbyt zmęczony zapadam w sen.

PrzypadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz