Lydia Martin
Wbiegłam do szpitala, wzrokiem szukając mamy Scott'a. Nawet nie zauważyłam, że na nią wpadłam. Od razu mnie tam zaprowadziła. Na krześle spał szeryf, a po porzeciwnej stronie na podłodze Scott.-Czy mogę do niego wejść?- zapytałam panią McCall.
-Oczywiście i... dużo mów. On wszystko słyszy.Niepewnie otworzyłam drzwi i po cichu weszłam. To co zobaczyłam trochę mnie przeraziło. W białej pościeli, na łóżku leżał on. Nogi i lewa ręką pokryte były gipsem, na głowie miał opatrunek, posiniaczona i podrapana twarz nie przypominała tamtego człowieka i jeszcze był zaintubawany. Dookoła stały różne migające, piszczące maszyny.
Usiadłam na stojącym obok łóżka krześle. Przyjrzałam się jeszcze raz. Wyglądał tak bezbronnie.
Chwyciłam jego rękę i zaczęłam mówić...Stiles Stilinski
Poczułem przyjemne ciepło. Ktoś chwycił mnie z rękę. Usłyszałem ten głos. To była moja Lydia. Jeszcze niedawno zrobiła mi awanturę i kazała zniknąć. Teraz nie krzyczała. Mówiła. Przepraszała. Cały czas przepraszała."Pokaż mi w jakiś sposób, że mi wybaczyłeś..." -to zdanie ułyszałem najwyraźniej.
Zebrałem w sobie całą siłę i lekko ścisnąłem jej rękę.
Lydia Martin
Poczułam delikatny uścisk. Wybaczył mi.
-Dziękuję, ci Stiles...
CZYTASZ
The Sad Story
Teen Fiction-Scott... -Dlaczego mu to zrobiłaś... -Scott... -To dlatego wsiadł do samo... -SCOTT! ZAMKNIJ SIĘ-krzyknęłam- Zaraz będę. Wybiegłam z domu... Rodziały będą pojawiały się w piątki.