Rozdział 17 Skradzione drzewo

244 17 3
                                    

*Perspektywa Isaaca*

Nie!

Cholera. Gdzie ja jestem?

Było ciemno, cicho. Pokręciłem głową i zamknąłem oczy. Słyszałem jak moje serce wali. Podniosłem dłonie by wymacać ściany mojego więzienia.

Nie ma ich. Wszystko w porządku. Jestem bezpieczny.

Usiadłem i przejechałem rękoma popodłożu, było miękkie, przyjemne w dotyku. Kołdra? Otworzyłem oczy, nadal nic nie widziałem. Sięgnąłem po telefon i go odblokowałem. Zabolały mnie oczy gdy telefon zaświecił z pełną mocą. Na oślep zmniejszyłem jasność ekranu. Była trzecia nad ranem, piątek. Trzynasty października. Uśmiechnąłem się. Niby pechowy dzień, ale ktoś tu dzisiaj miał mieć szczęście. Jeszcze raz utonąłem w chwili, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem.

Udało mi się dostać do obozu. Był otoczony górskim popiołem, ale udało mi się przez niego przejść. Wtedy nie rozumiałem, skupiłem się na innych rzeczach. Wcześniej obserwowałem długo to miejsce, tak jak nauczyli mnie Argentowie. Kontaktowałem się też z dzieciakami wewnątrz, razem ustaliliśmy plan ucieczki. Kiedy wszyscy wybiegali, każdy w innym kierunku, żeby trudniej było nas złapać, zatrzymał mnie jeden chłopak, był może w moim wieku.

- Tam jest jeszcze jedna dzieweczyna, musimy ją zabrać.

Wskazał ręką na niewielki, zniszczony, drewniany budynek, był otoczony metalową siatką, miał tylko jedno okno i drzwi. Pobiegł w jego kierunku, a ja za nim. Przeskoczyłem przez ogrodzenie, ale chłopak musiał się na nie wspiąć. Nie bawiłem się w otwieranie drzwi, wyszarpałem klamkę razem z zamkami i wyrwałem drzwi na zewnątrz. Pośrodku na małym, szarym skrawku materiału leżała półprzytomna dziewczyna. Od razu rozpoznałem, że ktoś musiał się nad nią znęcać. Każdy odkryty kawałek jej twarzy był pokryty siniakami. Miejscami miała świeżo zdartą skórę, częśc ran pokryły strupy. Z rozciętej wargi sączyła się krew. Zaniemówiłem. Czy ona mogła być taka jak ja? Zerknęła na nas. Uśmiechnęła się smutno.

- Uciekajcie z tąd.

Szepnęła zachrypnięta. Chłopak podbiegł do niej. Klęknął i złapał za jej nadgarstek.

- Spokojnie zaraz Cię wyleczę.

Przymkął oczy, a ja stałem w osłupieniu. Jej rany zaczęły się goić. Dziewczyna spróbowała wyszarpnąć swoją rękę chłopakowi, nie miała jednak tyle siły.

- Josh musisz uciekać. Oni zaraz wrócą, jeżeli mnie wyleczysz nie będziesz miał siły. Josh? Joshua!

Chłopak opadł na ziemię, trzęsły mu się chyba wszystkie mięśnie. Dziewczyna była już zdrowa, ani jednego zadrapania.

- Nigdy mnie nie słuchasz co?

Spojrzała na mnie zdziwiona i trochę przestraszona. Jej tętno gwałtownie przyspieszyło.

- Kim jesteś?

- To nieważne, chcę pomóc. Dasz radę iść?

Podszedłem do niej i pomogłem wstać. Odgarnąłem włosy z jej twarzy. Nie parzyła mi w oczy.

- Masz coś słodkiego?

New moon. New hope. New beginning.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz