Rozdział 1

1.3K 127 18
                                    


- Rok wstecz -

Ze snu budzą mnie promienie słońca wkradające się do pokoju przez małą szparę w czarnych zasłonach. Marszczę czoło i powoli dochodzę do siebie przejeżdżając swoją wielką, szorstką dłonią po białej pościeli. Jęczę marudnie pod nosem i wstaje do pozycji siedzącej przecierając oczy piąstkami w trakcie ziewania. Rozglądam się po swoim pokoju, czarne ściany, białe meble, melancholia.. Jednak nigdy nie przykuwam uwagi do kolorów w moim pokoju, myślę że nawet podoba mi się to zestawienie, jest prosto, ale inaczej bo kto odważyłby się na czarne ściany? Nie spałem długo, zaledwie 5 godzin, znów przetrzymali mnie w pracy. Dobrze, że chociaż będą z tego jakieś większe pieniądze, a to jest nam potrzebne, zwłaszcza teraz.

Nasz ojciec porzucił naszą rodzinę kiedy miałem 9 lat, Greg był starszy, miał 16 lat, a mama była w ciąży z kolejnym dzieckiem, Maxem. Kilka lat temu Greg postanowił żyć na własną rękę, tworzy z Daisy i 6 letnim synkiem Theo wspaniałą rodzinę, ale to też oznacza, że nie może nas wspierać finansowo tak jak dawniej, oczywiście robi to w jakimś stopniu ale sam musi zadbać o żonę i dziecko. Pracuję tyle ile tylko mogę, nie chce by mamie albo Maxowi czegoś brakowało, zasługują na wszystko co najlepsze.
Z zamyśleń wyrywa mnie mój mały braciszek, otwiera szeroko drzwi i wbiega do pokoju rzucając się na mnie z głośnym śmiechem.
- Wiedziałem, że już nie śpisz! - krzyczy uradowany - Pojedziesz z mamą i ze mną do centrum handlowego, dostanę nowe buty! - szczerzy się do mnie.
Ten dzieciak potrafi cieszyć się z każdej najmniejszej rzeczy. Jest mi cholernie ciepło na sercu gdy wiem, że to dzięki mnie, dzięki mojej pracy i zarobionych pieniądzach.
- Jasne Max. - czochram mu włosy śmiejąc się pod nosem, kiedy ten próbuje zabrać od siebie moją dłoń. - Ale najpierw.. - uśmiecham się szeroko i wyciągam do niego ręce, a on już wie o co chodzi. Piszczy głośno i pędem wybiega z pokoju. - Najpierw muszę zjeść śniadanie! - krzyczę udając potwora i biegnę za nim.
Mały krzyczy i śmieje się prosząc bym go nie jadł. Kocham go, kocham moją rodzinę i czuję się za nią odpowiedzialny niczym ojciec.


Parkuje pod centrum handlowym i wysiadam z auta a śladami za mną idzie moja mama i Max. Śpiewał i wciąż się uśmiechał całą drogę, ile ten dzieciak ma w sobie życia..
Biorę go za rękę i wszyscy wchodzimy do centrum, jest sobota dlatego wita nas od progu straszny tłok, ledwo można się przecisnąć.

- Skarbie, najpierw pójdę zrobić zakupy na obiad, potem zadzwonię i pójdziemy kupić Maxowi buty. - uśmiecha się do mnie i nim się oglądam już jej nie ma, nawet nie zdążyłem jej odpowiedzieć. Jednak w tej samej chwili orientuje się, że w swojej dłoni nie czuję malutkiej rączki mojego brata. Spanikowany rozglądam się wokół siebie.
- Max! Max gdzie jesteś?! - krzyczę na cały głos przepychając się przez ludzi.
Boże gdzie jest mój brat, jak mogłem być tak głupi by go spuścić z oczu, pierdolony dupek ze mnie. On ma tylko 12 lat.
- Kurwa Max, gdzie jesteś?! - wołam na cały głos, a serce podchodzi mi do gardła. Stoisko ze słodyczami! Może tam go znajdę, ale jak zwykle się mylę. Wplatam palce w swoje blond włosy i ciągnę za nie z całą siłą, pierdolony debil. Ludzie nawet nie zwracają uwagi na moje prośby, są zabiegani, zajęci swoimi sprawami, problemami.
- Niall! - słyszę głos mojego braciszka tuż przy wyjściu z centrum, boże jest tam, mój kochany Max. Biegnę w stronę drzwi przepychając się przez ludzi, o mało nie wywalając jakiegoś staruszka.
Widzę go, wychodzi z centrum, cholera muszę biec szybciej.
- Max stój! - krzyczę głośno spanikowany. Jeszcze trochę i będę na zewnątrz, nie mogę go zgubić.

Kiedy mijam szklane drzwi centrum handlowego i stoję w miejscu, rozglądając się i poszukując Maxa,słyszę jak chłopiec mnie woła. Jest po drugiej stronie ulicy. Ucieszony moim widokiem nawet nie pamięta o tym żeby rozejrzeć się na jezdni i po prostu na nią wbiega.
- Kurwa Max, nie! - krzyczę i biegnę w jego stronę widząc nadjeżdżający samochód. Wbiegam na ulicę i łapie go w swoje ramiona czując silne uderzenie w mój bok ciała. Najważniejsze jest to, że trzymam Maxa w ramionach. Leżymy na zimnym asfalcie, a gdzieś z oddala słyszę głos naszej matki, coraz bardziej cichy, jakby się oddalała, chociaż wiem, że jest tuż obok. Moje powieki są tak ciężkie, że mimo swojej własnej woli je zamykam. Tylko ciemność i cisza..

Powoli wybudzam się ze snu, ale czy ja w ogóle spałem? Ugh, czuję jak wszystko mnie boli - żebra, lewe ramię, biodro i noga. Otwieram powoli oczy i rozglądam się dookoła. Jestem podpięty do różnych urządzeń,nie obchodzi mnie nawet, po co mi je podpięli. Wszystko sobie przypominam, cholera gdzie jest Max?! Wszystko z nim w porządku? Dopiero teraz zauważam swoją mamę przy łóżku, chowa twarz w dłonie i płacze.. Dlaczego ona płacze? Nie, to nie może oznaczać..
- Mamo, co.. Co z Maxem? - pytam i nawet nie panuje nad swoim głosem, który łamie się w połowie zdania. Mama spogląda na mnie pełnymi łez, niebieskimi tęczówkami. Wygląda strasznie, ostatnim razem widziałem ją w takim stanie gdy ojciec nas zostawił.
- Niall.. - łapie moją dłoń, w porównaniu do moich, jej są takie malutkie, delikatne, kruche. - On nie żyje.. - łamie się jej głos a w jej oczach pojawiają się nowe łzy - Samochód również go uderzył, jednak w głowę, nie wytrzymał takiej siły.. - kończy zdanie i rozpłakuje się. Jej płacz jest niczym ostrze w moje poranione serce.
Przez chwilę patrze na nią z szeroko otwartymi oczami po czym siadam z sykiem i przytulam ją mocno do siebie. Oboje płaczemy.
Kurwa mać, Horan, coś ty narobił. Nie potrafiłeś nawet zadbać o swojego młodszego brata. Ja.. To wszystko moja wina, on nie żyje przeze mnie.

Lilia | N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz