Rozdział V

21 5 1
                                    

– Bileciki do kontroli.

– Proszę bardzo. – Kirito z uśmiechem podał kawałek papieru konduktorowi.

Siedział akurat w pociągu do Sean Carso z nadzieją na dobre zakończenie tego dnia.

Po niefortunnym, ale nieszkodliwym wypadku na drodze, naprawdę sądził, że to jego limit wytrzymałości psychicznej. Tłum gapiów, mimo, iż nic mu nie było, zatrzymał go aż do przyjazdu pogotowia. Jako że wywrócenie się sanitariusze uznali za znikomą szkodę na ciele, a dodatkowo od Noboyuki zajeżdżało alkoholem – otrzymał mandat za bezpodstawne wezwanie służb ratunkowych. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, bo to wcale nie on wybrał 112 i wezwał karetkę, ale był zbyt zdołowany, by się o to wykłócać.

Gdy wreszcie dane mu było dotrzeć do domu, okazało się, że zgubił klucze. Usiadł więc załamany na drewnianych schodach prowadzących na werandę, bliski łez, choć jako mężczyzna nie pozwalał sobie na takie gesty. Nie miał jak się dostać do domu, portfel pusty, a telefon, dzięki któremu mógłby skontaktować się z rodzicami – zepsuty.

I wtedy, sądząc, że przyjdzie mu sypiać na werandzie i umierać z głodu, przypomniał sobie o kilku istotnych faktach.

Mimo, iż portfel pusty, nadal posiadał kartę do bankomatu i pieniądze na koncie. A na wsi Sean Carso stał domek letniskowy należący do jego rodziny. Klucze do niego spoczywały bezpiecznie w skrzynce na listy, którą otwierał jego odcisk palca.

Tak więc wcale nie musiał sypiać na dworze i to głodny!

Podbudowany takimi myślami, od razu pognał do bankomatu, by wybrać z konta tyle pieniędzy ile tylko zdoła. Potem zakupił czyste ubrania i odwiedził łaźnię publiczną, gdzie mógł zmyć z siebie cały brud i pot. Umyty i porządnie ubrany odwiedził restaurację, gdzie zjadł pierwszy porządny posiłek tego dnia. Potem były sklepy, gdzie kupił coś na drogę i udał się na dworzec gdzie zakupił bilet na pierwszy pociąg do Sean Carso.

I właśnie w nim siedział, mając nadzieję, że jego pech pozostał w Tarskonie, mieście, które opuścił.


 ***


Grzmot zagłuszył przeraźliwy krzyk, a w świetle potężnej błyskawicy, przez mgnienie oka, można było ujrzeć twarz oszpeconą bólem. Szeroko otwarte z rozszerzonymi źrenicami, wypełnione paniką oraz niedowierzaniem, oczy. Zroszone słonawymi łzami i resztkami nasienia, czerwone policzki. Na wpół zielony, na wpół przeźroczysty śluz pod drobnym, chwilowo w barwie rubinu, noskiem. Rozwarte usta, z kącików których spływała wymieszana wraz ze śliną, sperma. Z wolna tworzyła szlak po androgenicznych rysach podbródka, by kapać na unoszącą się w spazmatycznych oddechach klatkę piersiową.

Nie można powiedzieć, by pierwsze krople deszczu spadły wraz z jego pierwszymi łzami. Takie, aż do przesady dramatyczne i smutne momenty zdarzają się jedynie w filmach lub bajkach.

Bo gdy to co kiedyś było płynne, a następnie lotne, tylko po to, by powrócić do swej pierwotnej formy i zrosić wysuszoną ziemię – on leżał pośrodku jakiejś polnej drogi, która dawno już zapomniała ciężar samochodowych kół.

Leżał zbrukany połowicznym DNA dzieci, którym nie dane będzie się narodzić. Oszpecony licznymi ranami, otarciami oraz siniakami. Ozdobiony purpurą krwi. Obdarty z niewinności i godności. Z rozszarpaną duszą. Poszatkowanym sercem.

Wypełniony pustką.

A może jednak nie? Może tkwiła w nim iskierka nadziei, tak mała jak te z trzeszczących w ognisku polan, unoszona przez gorące powietrze, hen, wysoko pod ciemniejący nieboskłon.

Nadzieja na śmierć.

W końcu ta, której ludzie tak głupio się bali od dnia swych narodzin, bezpłciowa postać opisywana przez wszystkich jako kościotrup przyodziany w ciemne szaty i z kosą w dłoni – mogła być mu w tej chwili wybawieniem od tego wszystkiego, czego jego umysł nie potrafił znieść.

A więc chodź, pomyślał, zamykając zmęczone płaczem szare oczy. Chodź i uwolnij mnie od tego wszystkiego.


***


– Masz dziś niezłą zabawę, prawda Boże? – spytał Kirito Najwyższego, patrząc na ciemne niebo pozbawione gwiazd i księżyca, poprawiając bluzę. Mimo, iż była zaledwie połowa lata, noce już bywały chłodne. – A już miałem nadzieję, że wszystko zaczęło się układać – mruknął, ruszając powoli nieoświetloną drogą.

Cała podróż do wsi minęła zadziwiająco, jeśli by nie rzec przerażająco, dobrze. Nie było żadnych nieprzewidzianych postojów, podejrzanych osobników czy innych katastroficznych wypadków. Tak jakby całe nieszczęście naprawdę zostało w jego byłym miejscu zamieszkania.

Jednakże gdy tylko opuścił szynowy publiczny środek transportu, pech powrócił. Zegar na starym dworcu oznajmił mu, że jest dwudziesta pierwsza trzydzieści. Jedyna firma taksówek w tej okolicy upadła i zamknęła interes, a autobusy kończyły kursy o dwudziestej.

I dlatego też, już całkiem zrezygnowany Noboyuki, tuptał noga za nogą przez prawie wymarłą okolicę. W takich małych wioskach o tak późno-wczesnej porze już nikogo na ulicy się nie zastanie, a już zwłaszcza wtedy, gdy między domami jest przynajmniej dwu kilometrowa odległość. Przed pogrążonym w depresji mężczyzną było dwadzieścia kilometrów marszu nim dotrze do domku letniskowego rodziców, ale na szczęście znał tę okolicę jak własną kieszeń. Wiedział, przez które pola przemknąć, by skrócić sobie dystans, choć czasy dzieciństwa, gdy skakał jak młody jeleń po wybojach, minęły z dwadzieścia lat temu i po przejściu ośmiu kilometrów złapał zadyszkę, to i tak nie planował żadnego odpoczynku przed dotarciem do celu. Miał zamiar go osiągnąć nim wybije północ, choć wątpił, by zauważył kiedy to nastąpi.

– Dobra, to teraz w lewo... Aaaa! Nosz w mordę pietruszki z groszkiem! To tu dziursko wykopał?! O fuj... Ale to śmierdzi! – Z ledwością wygrzebał się z dołu, który robił za składowisko gnoju, zapewne do nawożenia pola. – Za szybko skręciłem – mruknął Kirito, wychodząc na zarośniętą polną drogę i starając się pozbyć z ubrań jak najwięcej zwierzęcych odchodów i cholera wie czego jeszcze. Nie uszedł dziesięciu metrów, gdy zagrzmiało i niespodziewanie spadł deszcz. Choć raczej czuł się jakby stanął pod wodospadem, tak cholernie lało.

– Teraz to już gorzej być nie może – warknął i to był poniekąd błąd, w ludzkim mniemaniu. 

Nieumarli Tom I : Zawód ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz