Chanyeol
Oczywiście, że zrobiłem to specjalnie. Mając przed sobą osobę, która znaczy dla mnie coś więcej, niż zwykły przyjaciel, nie mogłem nie skorzystać z okazji. Ten gest... Mimo, że teoretycznie był tylko "karą", ja potraktowałem go poważnie. I miałem nadzieję, że Baek domyślał się, co chciałem mu przekazać, prowokując pocałunek...
Gdy się obudziłem Baekhyun siedział gotowy do wyjazdu na swoim łóżku. Wolałbym obudzić się w tym samym momencie, co on, aby pierwszą czynność, jaką wykonam z samego rana, było spojrzenie w jego ciemnobrązowe oczy. A niestety tym, co zrobiłem od razu po przebudzeniu było szukanie jego ciała po drugiej stronie łóżka.
- Która godzina?– jęknąłem.
- Wpół do ósmej. Niedługo jedziemy.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Od razu tego pożałowałem, ponieważ moje skronie przeszedł okropny ból.
- Na szafce masz kawę.
Nawet po wypiciu kawy i wzięciu dawki aspiryny nie zrobiło mi się lepiej. No, może trochę. Ale głowa nadal bolała mnie jak cholera, a stojąc, miałem wrażenie, że zaraz się przewrócę. Na lotnisku siedziałem razem z Baekhyunem w poczekalni. Też miał kaca, ale dzielnie go znosił. Nie to co ja; słaniałem się, marudziłem i bez przerwy powtarzałem, że zaraz się porzygam. Oparłem się czołem o kościste ramię, siedzącego obok mnie Baeka. Poczułem drżenie jego słabych mięśni, które spowodował ciężar mojej głowy. Podziwiałem go w tej chwili. Wytrzymywał złe samopoczucie, stres związany ze swoją pierwszą trasą i dwudziesto-trzy latka marudzącego mu tuż przy uchu. Od samego rana nie zwrócił mi uwagi z powodu mojego zachowania, towarzyszył mi i znosił moje humory. Był taki dobry.
- Jak się czujesz, Chan?
Sięgnął po moją dłoń, która dotychczas była przewieszona przez oparcie krzesła.
- Zaraz się porzygam.
Przewrócił oczami, a tymczasem mnie naprawdę mdliło. Okropne uczucie. W dniu wylotu...
- Baek?
- Hę?
- Gdzie jest łazienka?
Chłopak błyskawicznie zerwał się z miejsca i złapał mnie za rękę. Pociągnął w wąski korytarz na końcu poczekalni i od razu otworzył jakieś drzwi. Wtoczyłem się do środka pomieszczenia, które okazało się być łazienką i skierowałem się ku pierwszej kabinie. Usłyszałem kroki i po chwili stanął za mną Baekhyun z kamiennym wyrazem twarzy i ramionami splecionymi na piersi.
- Potrzymać ci włosy?– Żartujący Baek?
Gdyby w tym momencie byłoby mi do śmiechu to bym się zgodził. W sumie zgodziłbym się i tak, ale słowa nie zdążyły wyprzedzić wymiocin. Torsje wstrząsały moim ciałem, tym samym pozbywając się resztek alkoholu. Baek gdzieś poszedł, ale wrócił z naręczem ręczników papierowych. Kiedy skończyłem wymiotować, ukucnął przy mnie i otarł mi usta.
- Lepiej?
Skinąłem potwierdzająco.
Na pokładzie samolotu było duszno. Start w takich warunkach okazał się istną masakrą. Prawie złamałem Baekhyunowi kości w dłoni i o mało nie zarzygałem sobie i jemu spodni. Baek troskliwie opiekował się mną dopóki spokojnie nie zasnąłem już wysoko w powietrzu.
Baekhyun wplótł swoje chude palce w moje włosy i klęcząc nade mną okrakiem, pociągnął za nie. Stęknąłem cicho i wlepiłem wzrok w jego opuchnięte usta. Tego wieczoru nie pozwolił mi ich zakosztować ani razu. Oczywiście mógłbym po prostu przygwoździć go do łóżka i robić z nim co tylko bym zachciał, ale dla widoku Baeka, który ma nad wszystkim kontrolę zrobiłbym wszystko.
Pochylił się i zaczął ssać skórę nad moim obojczykiem. Krzywiłem się z rozkoszy, kiedy ją zagryzał, jęczałem, kiedy językiem zataczał na niej kółka, skomlałem, kiedy chwytał ją w zęby i ciągnął, patrząc mi przy tym w oczy, dyszałem. Oderwał się ode mnie i stanął na czworakach. Lustrował wzrokiem moje naznaczone wieloma czerwonymi punktami ciało. Dotarłszy do dołu mojego brzucha, zagryzł wargę. Wyglądał tak cudownie... Drapieżnie... Ku mojemu zdziwieniu złagodniał w jednej sekundzie i ułożył się tuż obok, przywierając do mnie całym sobą. Biło od niego gorąco, przyprawiające mnie o jeszcze większe podniecenie. Kochałem to ciepło. I Baekhyuna, który mi je dawał.
- Chanyeol...– Jego głos był chrapliwy i łamał się.– Kocham cię...
Gdy powróciłem do rzeczywistości poczułem jedynie chłód. Baekhyuna nie było obok mnie. Przetarłem oczy i zacząłem się oglądać na wszystkie strony w jego poszukiwaniu.
- Jongin-ah, gdzie jest Baekhyun?– zapytałem, siedzącego po drugiej stronie bruneta.
Podniósł wzrok znad telefonu, a jego twarz wykrzywiał dziwny uśmiech.
- Jakieś pięć minut temu poderwał się z fotela i popędził do toalety.
Widziałem, że chciał coś dodać, ale ja już w tym momencie szybkim krokiem podążałem do małej łazienki z tyłu kabiny, w której siedzieliśmy. Zza drzwi dobiegały urywane oddechy. Bez wahania pociągnąłem za klamkę. Baekhyun siedział na wąskim blacie obok umywalki. Wszedłem do środka i zamknąłem nas na klucz.
Obraz Baeka we łzach złamał mi serce. Wyglądał tak krucho. Jakby się kończył. Jakby coś wycisnęło z niego wszystko, co pozwala mu chodzić z podniesioną głową. Stanąłem naprzeciw niego i starłem dłońmi łzy z jego chudziutkiej twarzy. W jego oczach było tyle smutku i krzywdy, że niemal niezauważalna była odrobina ciepła, która błysnęła przez sekundę i znikła.
- Co się stało?
W odpowiedzi spojrzał na drzwi i pociągnął nosem.
- Coś mówili?
Spuścił wzrok.
Podszedłem krok bliżej, tak, że teraz stałem pomiędzy jego kościstymi nogami. Złapałem na kciuk maleńką łzę, spływającą mu po policzku. Nawet płaczący był piękny. Nie potrafiłem patrzeć na niego i nie widzieć małego cudu. Spadł mi z nieba. Nie dałbym rady dłużej...
- Baekhyun...– powiedziałem w tym samym momencie, co on "Chanyeol".
Uśmiechnąłem się do niego ciepło i przyciągnąłem do siebie jego wątłe ciało. Objął moją szyję ramionami. Ciepły oddech łaskotał mnie w szyję, a odczuwanie tego sprawiło, że mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Teraz był mój. Wreszcie mój.
CZYTASZ
nothing like us || chanbaek
FanfictionNie ma nic takiego jak my. Potrzebuję go. the highest ranks 29.07.2019 - #44 W FF 14.04.2019 - #99 w FF 7.04.2019 - #105 w FF