Prolog

3.9K 296 23
                                    

Biegłem wąskimi ulicami Londynu. Niedługo zajdzie słońce. Muszę ukryć się w swoim domu, zanim znów stanę się potworem. Po co, po co próbowałem rozwiązać tą sprawę? Po co wypiłem tą miksturę? Próbowałem rozwiązać serię niewyjaśnionych morderstw. Kiedy jednak odnalazłem sprawcę, ten zahipnotyzował mnie i wypiłem napar sprawiający, że w nocy ON przejmował nade mną kontrolę. Czułem jego oddech na karku. Wiedziałem, że się zbliża. Słońce chowało się za horyzontem.

- Panie Pines, proszę poczekać! - mała dziewczynka stanęła za mną.

- Betty... odejdź. Nie mam teraz czasu rozmawiać. - przystanąłem. Poczułem to dobrze znane mi uczucie. Traciłem panowanie nad swoim ciałem. Nim przeszedłem do strefy mentalnej zdołałem jeszcze usłyszeć jej pytanie :

- Ale dlaczego?

Głupie dziecko. Patrzyłem jak moje oczy stają się tak ohydnie, obrzydliwie żółte i świecące. Biała peleryna załopotała na wietrze i zmieniła kolor na czarny. Dostrzegłem formujący się nad głową czarny jak smoła cylinder i usłyszałem jego przerażający głos :

- A cóż to za zbłąkana owieczka?

Podszedł do niej i z szerokim, szaleńczym uśmiechem zadał pierwszy cios wysuwając pazury. Zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem na ziemi leżały tylko zwłoki. Spojrzał na mnie z uśmiechem, oblizując krew z ręki. Wzdrygnąłem się.

- Co tam u ciebie ciekawego, Dipper?

- Wyłaź z mojego ciała, morderco! Oddaj mi je!

Demon parsknął śmiechem, odchylając głowę do tyłu. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany. Podszedł do mnie i szepnął z uśmiechem :

- Nie, Dipper. Ja nie przejąłem twojego ciała. Ty i ja to jedność.

- Kłamiesz!

- Będę żyć w tobie wieki, Pines. Z Szatanem u mego boku. Nie pozbędziesz się mnie. - rzucił mi w twarz i odszedł. Zrezygnowany pofrunąłem za nim.

- Co zamierzasz teraz zrobić, Cipher?

- To co każdej nocy, Pinetree - posłał mi spojrzenie. Jego (a raczej moje) oczy wyrażały pobłażanie do całego świata. - Mordować, kraść i popełniać wszystkie możliwe wykroczenia.

Westchnąłem ciężko i posłałem mu krzywy uśmiech.

- Tylko nie przesadź.

- Spokojnie. Mówiłem już - lubię cię. Nie dam się złapać.

Wspiął się na murek i zaczął uważnie obserwować otoczenie szukając kolejnej ofiary. Brązowe włosy były delikatnie unoszone przez wiosenny wietrzyk, a peleryna luźno spływała po ciele. Cylinder lewitował w powietrzu.
Zaczęły się łowy.


Doktor Cipher i Pan Pines /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz