Sobota, 21 czerwca
Godzinę temu odleciał samolot Nialla. Był tu zaledwie dobę, a zdarzyło się tyle, że wrażeń starczy mi na najbliższe pięćdziesiąt lat.
Przed balem przez pięć dni prawie nic nie jadłam, piłam wodę, całymi wieczorami ćwiczyłam. Byłam nawet u fryzjera, manikiurzystki i kosmetyczki. Miałam na sobie koronkowo-jedwabną waniliową sukienkę przed kolano, która podkreślała nowo nabytą w solarium opaleniznę i czarne, optycznie wydłużające nogi, szpilki. Świeżo farbowane, wyprostowane włosy w kolorze lnu opadały mniej więcej do połowy pleców. Krótko mówiąc, wyglądałam najlepiej w swoim życiu.
Jednak moja przemiana wydawała się całkiem znikoma w porównaniu z tym, co stało się z Niallem.
Był ciepły, słoneczny wieczór. Szybko pożegnałam się z rodzicami i wyszłam na podwórko, z niecierpliwością oczekując jego przyjazdu. Punktualnie o osiemnastej pod mój dom podjechało czerwone, sportowe porsche. Mogłoby się wydawać, że wysiadł z niego Niall Horan. Ale nie ten Niall, którego znam od prawie dziesięciu lat. Ten facet był od niego kilka centymetrów wyższy, trzy razy lepiej zbudowany, ubrany w perfekcyjnie skrojony garnitur, śnieżnobiałą koszulę oraz buty i krawat, które wyglądały na droższe niż wszystko, co kiedykolwiek miałam w szafie. Na pozór rozczochrane włosy uwydatniały pięknie zarysowaną szczękę. Słońce odbijało się w jego Ray'banach z anty-refleksem. Musiałam wyglądać bardzo idiotycznie, stojąc w drzwiach z otwartymi ustami. Totalnie mnie zamurowało. Czułam się trochę jak postać z disnejowskiego filmu, po którą przyjeżdża książę...w czerwonym porsche. Ale on wydawał się równie zaskoczony. Podszedł do mnie szybkim krokiem i niepewnym ruchem ściągnął szpanerskie do granic możliwości okulary. Tylko jego oczy ani trochę się nie zmieniły. W intensywnie niebieskich tęczówka i nabożnie wpatrzonych we mnie źrenicach nareszcie udało mi się na dobre rozpoznać najlepszego przyjaciela.
-Hej...Wybaczysz mi?- Powiedział swoim nosowym głosem, przyprawiając mnie o ciarki i motyle w brzuchu. Mimo wszystko wydawał się lekko spłoszony. Pochylił się, jakby chciał mnie pocałować w policzek, ale zastygł wpół ruchu. Uderzył mnie zapach wody kolońskiej. Chyba jakiejś nowej. Czułam na twarzy jego urywany oddech. Bezwiednie zarzuciłam mu ręce na szyję. Mocno mnie objął.
-Dobrze, że jesteś, Nialler.- Wyszeptałam w jego kark.
Całe napięcie momentalnie opadło. Nieważne ile czasu minęło, co się zmieniło. Znowu jesteśmy razem, będzie dobrze...Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Trwaliśmy w tym uścisku przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie Horan odsunął mnie na odległość ramienia.
-Wyglądasz niesamowicie, Gracy. I jesteś bardziej blond niż zwykle!- Niemal krzyknął.
-Bardzo zabawne! Mam na sobie tonę tapety, jestem niewyspana i głodna jak wilk...Ale chyba było warto.- Zaśmiałam się troszkę zbyt nerwowo.- Ale ty! Na początku myślałam, że jakiś di Caprio nareszcie odkrył, że mnie kocha i przyjechał!
-Wiesz, chciałem zrobić na tobie wrażenie. - Ponownie założył Ray'bany, zabawnie marszcząc brwi.
-Udało się.- Przyznałam nadal lekko oszołomiona.- To co, jedziemy?
-Jedziemy.- Otworzył przede mną drzwi swojego wypasionego samochodu.
-Skąd masz taką brykę?- Spytałam, podczas gdy Niall wyjeżdżał z mojego podwórka.- Sprzedałeś nerkę?-
Klimatyzacja chłodziła rozgrzane powietrze, skórzane fotele same dopasowywały się do ciała, zaciemniane szyby chroniły przed oślepiającym słońcem, a z nowoczesnych głośników sączył się jazz.
CZYTASZ
THE FAME |N.H|
FanfictionCieszę się tylko, że mu nie powiedziałam. Nie zasłużył na to. Nigdy nie zasługiwał: na mnie, na wszystko, co dla niego robiłam. Dlaczego byłam na tyle głupia, żeby uwierzyć w to, że dla mnie się zmieni, że nie będzie mnie ranił? Nie mam pojęcia. Gdy...