Rozdział I, czyli jak nie zawierać znajomości.

9.4K 662 115
                                    

Pov Baekhyun

Był koniec września, a ja chwytałem każdą okazję, by się wyspać, zwłaszcza przed nadchodzącym rokiem akademickim. Moje sny często mącił niepokój związany z moją przyszłością, lecz czasem udawało mi się zaznać odrobinę wytchnienia od dręczących mnie koszmarów. Dzisiejszej nocy moje sny były wyjątkowo nieczytelne. Przez moją głowę przebiegały bliżej nieokreślone kształty, które ciężko było ułożyć w zgraną całość. Obrazy przypominały wyjątkowo kolorowy kalejdoskop. Wyczuwałem jednak pewną analogię do mojego życia, w którym wszystkich elementów nie dało się dopasować. Kochałem jednak, a może byłem tylko do tego przyzwyczajony, pewne zamieszanie i różnobarwność mojego życia. Czy nie lepiej, gdy każdy dzień jest dla nas zaskakującą niespodzianką?

Z mojego snu wyrwał mnie sygnał telefonu i akompaniujące mu wibracje. No jasne, mam za swoje, nigdy nie nauczę się go wyciszać. Nie sprawdziłem nawet na wyświetlaczu kto postanowił przerwać mój sen, tylko od razu nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- Baek! Baek! Dostałem się! - głos Luhana wręcz mnie ogłuszył.

- Aish, Lu, co się stało? - automatycznie odciągnąłem telefon od ucha w obawie, że mój przyjaciel nie poprzestanie na wcześniejszych krzykach.

- Dostałem się na medycynę, rozumiesz? Strona wreszcie się załadowała, odświeżałem ją całą noc, ale wyniki już są, SĄ! - jego słowa zlewały się w jeden pisk podekscytowania.

- Spokojnie, mów wolniej, jest za wcześnie... - właściwie nie byłem pewny godziny, ale biorąc pod uwagę promienie słoneczne wpadające do pokoju, nie było już tak wcześnie.

- Nie ma co opowiadać, lepiej sam sprawdź stronę uczelni. I natychmiast do mnie zadzwoń! - mówiąc to rozłączył się, a ja cisnąłem telefonem na koniec łóżka. Naturalnie rzuciłem nim odrobinę za mocno i wylądował on na podłodze. Świetnie, teraz potrzeba mi zepsutego telefonu. Miałem ochotę zignorować i leżący na podłodze telefon i prośbę Luhana, ale uznałem, że prędzej czy później i tak będę musiał wstać.

Niechętnie przesunąłem swoje ciało, tak by ręką dosięgnąć telefonu. Gdy zobaczyłem pękniętą szybkę już wiedziałem, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych. Decyzję o ponownym oddaniu się w objęcia Morfeusza odstawiłem jednak na bok i siadając przy niskim stoliku znajdującym się obok łóżka, włączyłem laptopa.

Nie chciałem znać wyników rekrutacji. Studiowanie medycyny nie było moim marzeniem, a jedynie wizją moich rodziców na - podkreślam - moją przyszłość. Z moim przyjacielem, Luhanem, było inaczej. Już w piaskownicy lubił udawać, że operuje ciężkie przypadki na stole zrobionym z piasku, w czasie, gdy ja spadałem po raz trzydziesty drugi z huśtawki. I tak - często udawałem dla niego „ciężki" przypadek, a on łopatką rozcinał mi brzuch. Jemu medycyna była pisana.

Strona uczelni musiała być od rana oblegana przez setki kandydatów, więc nie czekając na to jak się załaduje poszedłem zrobić herbatę.

Moja mała kawalerka i tak pozwalała na obserwowanie monitora podczas, gdy ja zajmowałem się herbatą. Przyjęcie mnie na uczelnię będzie oznaczać to, że Luhan się tutaj wprowadzi, a mieszkanie będzie wydawać się jeszcze mniejsze. Wkładając torebkę z herbatą do kubka zobaczyłem na laptopie logo uczelni i stronę logowania, szybko podbiegłem i zdenerwowany wstukałem swoje hasło. Komunikat podświetlony na zielono potwierdził moje obawy - przez kolejne lata będę studentem medycyny.

. . .

Luhan był tak radosny, gdy go o tym poinformowałem, a kilka dni później wprowadził się do mojej /ekhem, już naszej/ kawalerki. Chłopak był tak uradowany spełnianiem swoich dziecięcych marzeń o medycynie, że wpadł na genialny pomysł utworzenia specjalnej grupy na Facebooku dla osób przyjętych w tym roku. Odnalezienie wszystkich osób zajęło nam sporo czasu, ale gdy tylko dodaliśmy do grupy niejakiego Oh Sehuna, mogliśmy liczyć na czyjąś pomoc.
- Może zaproponujmy spotkanie przed rozpoczęciem semestru? Co ty na to? Można by było wspólnie wyjść do jakiegoś klubu i lepiej się poznać - zaproponował Luhan, gdy stwierdziliśmy, że wszyscy są już w grupie. Twarz mojego przyjaciela wręcz promieniała ekscytacją, a ja zacząłem się zastanawiać jak szybko medycyna sprowadzi go na ziemię. Na razie nie chciałem stopować jego radości, zresztą może takie integracyjne spotkanie jest dobrym pomysłem?
- W sumie masz rację, skoro i tak mam spędzić z tymi ludźmi tyle czasu... - powiedziałem przysuwając się do przyjaciela na którego kolanach leżał laptop. Ten wstukał na klawiaturze pytanie o zainteresowanie ludzi takim spotkaniem, a już po chwili kilka osób podjęło temat.
Tak więc trzy dni przed rozpoczęciem roku mieliśmy spotkać się w lokalu w centrum miasta. Nowo otwarte miejsce przyciągało wiele młodych ludzi i ja sam byłem ciekaw panującego tam klimatu. Właściwie nie przepadałem za głośną muzyką i tłumami, które zazwyczaj towarzyszą tego typu klubom, ale uznałem, że jako student mogłem coś w sobie zmienić.

Doktor ParkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz