,,Marinette, musisz wstawać, masz szkołę"
,,Nie, Marinette. Nie słuchaj tego kujona, nic się nie stanie, jak dłużej poleżysz."
,,O nie, Marinette. Musisz wstać!"
,,Spróbuj mi tylko otworzyć oczy, a skopię Rozsądkowi ten zarozumiały tyłek."
,,Ty imbecylu, nie waż się mnie tknąć!"
,,Tak, a co mi zrobisz?"
,,Pokonam cię w bitwie słownej."
,,Czyżby? Jak na Rozsądek jesteś dość nierozsądny, skoro że mną zadzierasz. "
,,Marinette, wstawaj! Słyszysz? On mi grozi!"
,,Wcale nie! Ja chcę twojego dobra, będziesz wyspana, odprężona..."
,,I będziesz mieć na koncie kolejną nieobecność."
,,Nie słuchaj Rozsądku..."
,,Bo niby lepiej słuchać Lekkomyślności?"
- Stop! Obaj jesteście irytujący! - Warknęła rozbudzona dziewczyna. - Głową mi pęka.
,,I co zrobiłeś, nie dość, że niewyspana, to jeszcze boli ją głowa!"
,,Milcz duchu Lekkomyślności, bo powoli tracę zimną krew."
- Jeszcze jedno słowo... - Zirytowała się Marinette wstając z łóżka. Spojrzała na zegarek i niemal dostała zawału.
,,Rozsądek zawsze bierze górę!"
,,Następnym razem ja wygram."
I były to ostatni głos podświadomości tego poranka.
Żartuję, jeszcze kilka ich było.
Marinette biegała po pokoju i szukała wszystkich swoich rzeczy. Kiedy torba i projekt były już przygotowane zatrzymała się przy szafie.
,,To co zwykle." - Przyszło jej na myśl.
,,O nie, moja droga! Nie zgadzam się!"
Odezwała się Próżność.
- Jaki jest sens strojenia się do szkoły? - Jęknęła Mari.
,,Oj, jest. Ma śliczne blond włosy i zielone oczy."
Wzrok dziewczyny skierował się na jedną z fotografii Adriena w jej pokoju.
- Dobry argument, ale i tak zakładam to samo. - Skwitowała.
,,Nie ma mowy!"
Marinette poczuła, jak ciało odmawia jej posłuszeństwa. Cholerna Próżność. Nagle dziewczynę olśniło. Szybko wyciągnęła z szafy wyjątkowo paskudny kapelusz od cioci Szeng i wcisnęła go sobie na głowę.
,,Nie rób nam tego! Nie mogę patrzeć na nasze odbicie!"
I po Próżności nie było śladu. Nastolatka uśmiechnęła się do siebie. Zrobiła lekki makijaż i pędem wyleciała z rodzinnej kamienicy biorąc po drodze ciepłego rogalika.
,,Zaraz, gdzie Tikki? Od rana jej nie widziałam!"
Dziewczyna pacnęła się w czoło i sprawdziła dokładnie wszystkie swoje kieszenie. Nie ma jej. Coś musiało być nie tak, przecież to Tikki zawsze ją budzi. Zawróciła. Nie bacząc na dziwne spojrzenia rodziców i klientów wbiegła na górę.
- Tikki, gdzie jesteś?
Cisza.
A niech to! A co jeśli... A jeśli Tikki już mnie nie lubi i sobie odleciała? Faktycznie, wczoraj dałam jej mało ciastek! Cóż za niedopatrzenie! Ale czy Kwami mogą sobie tak po prostu odlecieć? Chyba nie. Może to sprawka Władcy Ciem? A jeśli przetrzymuje istotkę w nieludzkich warunkach i w ogóle nie karmi?
Ciarki przeszły po plecach Marinette.
- Och, Tikki, przepraszam! - Wyszlochała.
Nagle usłyszała dziwny dźwięk. Zupełnie jakby ktoś drapał drewniany mebel. Odwróciła się w kierunku łóżka. Podeszła ostrożnie i odsunęła przedmiot.
- Tikki, tak się martwiłam... Co cię napadło, żeby się chować za łóżkiem?
- Marinette, ja się nie chowałam, zepchnęłaś mnie w nocy, a potem utknęłam.
Dziewczyna zarumieniła się i wydukała ciche przeprosiny.
- Nie martw się. Chodź do szkoły, może zdążysz na ostatnie dwadzieścia minut lekcji. - Uśmiechnęła się Kwami. Ach... Tikki i ten jej wieczny optymizm.
Bez zbędnej zwłoki udały się na lekcje.
Marinette biegiem wleciała na szkolny dziedziniec. Spojrzała na zegar w pokoju higienistki. Zostało jej dziesięć minut ostatniej lekcji, nie było sensu wchodzić do klasy. Postanowiła poczekać na przerwę i dopiero ujawnić swoją obecność. Wyciągnęła telefon i szybko wystukała na nim adres internetowej strony z pomocami naukowymi. Skoro zostało jej trochę czasu, należałoby go dobrze spożytkować.
,,Kujon."
- Zamknij się. - Ofuknęła swoją własną głowę.
- Ja?
Dziewczyna momentalnie się odwróciła. Na ławce obok niej siedział nie kto inny, jak Adrien.
,,Co za upokorzenie." - Twarz Marinette przybrała różowawy odcień.
- N-nie, ty się nie o-o-odzywałeś... - Jąkała się. - To znaczy... J-ja tak czasem mam, ż-że do siebie mówię.
Na szczęście chłopak nie był nieuprzejmy, więc tylko pokiwał głową z zakłopotaniem. Postanowił zacząć niezobowiązującą rozmowę. Od dawna obserwował Marinette i podejrzewał, że dla niej jest kimś więcej, niż tylko przyjacielem.
- Też spóźniona? - Zapytał beztrosko.
Dziewczyna pokiwała głową i spuściła wzrok.
- Zgubiłem coś i musiałem się wracać do domu, zresztą jak zwykle. - Zaśmiał się. Przecież nie mógł powiedzieć, że jego Kwami utknęło w szafce pełnej Camembert.
- To zupełnie j-jak ja.
,,Cholera, on jest taki sexy, przystojny, miły, szarmancki. Dlaczego ciągle się przy nim błaźnisz, dziewczyno?"
- Czego się uczysz? - Kolejny sprawdzian na odwagę, Marinette!
- Chemii, nie rozumiem ostatniego tematu. - Odparła, ku zdziwieniu obojga, bez zająkniecia.
- Pokaż, wytłumaczę ci.
,,O Bogowie, czy to się dzieje naprawdę?" - Zapytała w duchu Marinette.
,,Jestem Bogiem twojego kobiecego piękna i masz tego nie schrzanić!"
,,Chyba raczej mojej Próżności."
Adrien spokojnie tłumaczył. Był dobrym nauczycielem. Po chwili Mari nie musiała już o nic pytać.
Dźwięk dzwonka sprawił, że oprzytomnieli. Dziewczyna szybko wstała przewracając swoją torbę. Pech chciał, że wyleciały z niej dwa malutkie przedmioty. Biedronkowe kolczyki. Ciemnowłosa spojrzała na blondyna z zakłopotaniem i szybko zebrała swoje rzeczy. Po minucie już jej nie było.
,,Błagam, oby się nie domyślał." - Powtarzała w myślach.
Adrien został sam w powoli zapełniającym się korytarzu. Wyraźnie widział kolczyki i minę dziewczyny. Czy Marinette mogła być Biedronką? Nie pasowała do niej. Może po prostu tak jak Chloe była jej fanką, a kolczyki to zwykły gadżet?
Westchnął ciężko i po chwili witał się z przyjaciółmi.
CZYTASZ
Miraculous: Kim Jesteś?
FanfictionOpowieść na podstawie animacji Miraculous. Kręci się wokół głównych bohaterów, Marinette i Adriena. Taka miłość nastolatków, lekkie, idealne do czytania ;) Zapraszam.