Rozdział IV

120 14 0
                                    

Zrobiła krok do przodu. Już chciała wejść, kiedy nawiedziła ją pewna myśl.

,,Może Kot nie spodziewa się kogoś tak zwykłego jak Marinette? Może będzie mnie gorzej traktował, gdy dowie się, że jestem zupełnie zwykła gimnazjalistką?"

,,Nie wiem czy masz rację, ale nie wchodź do pokoju!", Rozsądek.

,,Ok, ok, znowu wygrałeś.", odezwała się Lekkomyślność.

Dziewczyna podjęła decyzję. Niemal w ostatniej chwili zaczepiła swoje Jojo o lampę uliczną i przeskoczyła prosto pod drzwi piekarni rodziców. Tam ponownie stała się zwykła.
Pchnęła drzwi i biegiem znalazła się na górze.

- Marinette? - Choć to może komiczne, to Czarny Kot miał minę zbitego psa.

Dziewczyna odchrząknęła i lekko się rumieniąc, wydukała:

- Kocie, co tu tu robisz, przestraszyłam się.

- Ja... Wydawało mi się, że Ciszopsuj coś ci zrobił. - Wyjąkał speszony. - Gdzie byłaś? Jesteś cała?

Dziewczyna oparła się o ścianę.

,,Wymyśl coś, szybko!"

,,Już wiem. Wczoraj źle się czułam i byłam bardzo zmęczona, więc przez cały dzień mdlałam, a godzinę temu..."

,,Cicho bądź, jesteś tragedią naszej Marinette.", zdenerwował się Rozsądek na Lekkomyślność. ,,Powiedz po prostu, że przypomniało ci sie o zamówieniu na tort dla pani Rosene."

- Zapomniałam oddać pani Rosene tort ślubny... Poza tym nic mnie dziś nie zaskoczyło. - Uśmiechnęła się. - A ty? Jesteś cały?

- Ja, jasne. - Kot naprężył muskuły. - Jestem tu, żeby was ochraniać.

Mari zaśmiała się serdecznie.

- Dziękuję, jesteś świetnym obrońcą. Tylko następnym razem nie wchodź bez uprzedzenia, zgoda?

- Zgoda, mógłbym ujrzeć coś nieodpowiedniego dla kocich oczu. - Mrugnął do niej. - A wiesz, że muszę dbać o wzrok.

- Ha, ha, ha. Jakiś ty dowcipny.

- A jakże inaczej? - Czarny Kot wyszedł na balkon i zasalutował. - Do zobaczenia i do usług.

Marinette zachichotała i pomachała Kotu na pożegnanie.

Kiedy upewniła się, że bohatera nie ma w pobliżu, natychmiast zatrzasnęła drzwi balkonowe.

- Uff, mało brakowało.

- Jesteś bardzo dzielna, Marinette. - Powiedziała Tikki.

- Dziękuję, to chyba było najtrudniejsze zadanie w moim życiu... - Westchnęła. - Tikki, on podejrzewa bądź już wie, że to ja!

- Nie panikuj, Marinette. Nie wyczuwam tego. - Zaśmiało się Kwami. - Jeszcze trochę się musi pomęczyć.

- Troszkę mnie pocieszyłaś.

- Od tego tu jestem. - Odpowiedziało serdecznie Kwami.

Nagle drzwi pokoju gwałtownie się otworzyły i wbiegła Alya.

- Marinette, żebyś ty widziała co tam się działo!

- Słyszałam huki. - Zaśmiała się czarnowłosa.

- Tak, ale ten potwór był serio przerażający! Najpierw było ,,bum" i wtedy ja i Adrien się odwró...

- Czekaj, czekaj... Ty i Adrien?

- Nie bulwersuj się tak, tylko go spotkałam. - Uspokoiła Alya.

- I co mówił? - Dopytywała się Mari.

- Ogółem pytał o chemię...

- O chemię? Przecież jest najlepszy w klasie.

- Tak, ale chodziło o jakieś zaległości. - Wymyśliła dziewczyna na poczekaniu. - Pytał też o ciebie.

- Co mówił?

- Standardowo. Nie chcę cię martwić, ale pytał po prostu o twoje samopoczucie.

Marinette westchnęła.

,,Prędzej umówię się z Czarnym Kotem, niż z Adrienem.", przeszło jej przez myśl.

,,Zaraz, stop, Czarny Kot? Wszyscy tylko nie on!"

,,A nie uważasz, że to wdzianko leży na nim całkiem, całkiem?", rozmarzyła się Próżność.

,,Tak... I do tego te kocie ruchy.", dołączyła Lekkomyślność.

,,Oj, cicho! Nie wiem skąd on się wziął w ogóle w mojej głowie."

,,To może mieć straszne konsekwencje!", odparł Rozsądek.

- Przyzwyczaiłam się. - Odparła cicho Marinette.

- Nie martw się, jeszcze jakoś was zeswatam. - Alya przytuliła przyjaciółkę.

***

Adrien szedł ulicą, a minę miał nieciekawą. Kopnął po drodze kilka śmietników, nikomu nie odpowiedział ,,dzień dobry" i walnął przypadkiem o gałąź.

,,Po prostu świetnie."

Był właśnie w drodze do Nino. Cały czas nie mógł przestać myśleć o Marinette. Mimo tylu różnic między nią a Biedronką wciąż wydawały się podobne. Do tego te włosy i oczy. Może Marinette ma z Biedronką coś wspólnego? Może są rodziną? Nieczęsto zdarzają się kobiety, których uroda to pomieszanie chińskiej prostoty i francuskiej elegancji.

,,Co ty pieprzysz, Adrien?", zapytał sam siebie. ,,Na Marinette się przestawiłeś?"

Dziewczyna byłaby w sumie dobrą alternatywą. Są podobne... No dobra, może nie z zachowania, ale Marinette też miała w sobie to coś. To co prawda nie ta, której oddał serce, ale może czas się odkochać?

Pacnął się ręką w twarz, a zaraz bólu dodała mu jeszcze kolejna gałąź. Rozejrzał się, bo z całego zamieszania w swojej głowie zapomniał gdzie idzie. Znajdował się w parku, tuż obok domu Marinette.

,,Cóż za ironia losu."

W parku, tak samo jak w jego głowie, nie było spokojnie. Odbywał się ślub. Z daleka ujrzał charakterystyczne, kręcone włosy pani Rosene. Była ona dawną znajomą jego matki. Mimo podłego nastroju postanowił jednak podejść i złożyć parze życzenia. Idąc tak przez park przez przypadek natknął się na starszą panią Rosene.

- Adrien, jak ty wyrosłeś! - Zachwycała się. - Pamiętam, jak byłeś takim małym słodziakiem, a teraz taki przystojny mężczyzna...

- Dziękuję, panią też miło widzieć. - Odparł zmieszany.

Ujrzał idącą w ich stronę pannę młodą.

- Wszystkiego najlepszego, proszę pani. - Uśmiechnął się.

Po krótkiej wymianie uprzejmości, pani Rosene podeszła do innych gości.

Usłyszał jeszcze urywek rozmowy.

- Tak, Melisso, biegłam po ten tort i ledwo zdążyłam.

Stanął zamurowany.

,,Może mi się przesłyszało?"

Przypomniały mu się słowa Mari o tym, że była oddać tort pani Rosene.
Uśmiechnął się w duchu.

,,Może nie wszystko jeszcze stracone."

Miraculous: Kim Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz