IV

497 93 90
                                    

Cześć wszystkim :) Poprawiałam to opowiadanie z bolącą głową i ponad sześć godzin, także jeśli pojawią się jakieś błędy to śmiał piszcie w komentarzach :) Zapraszam was do czytania :*
P.S. WATTPAD MI PSOCI I JEŚLI BĘDĄ PÓLPAUZY, BRAK AKAPITU LUB BRAK ODSTĘPÓW TO SIĘ NIE PRZEJMUJCIE. 

     — Trochę się stresuje.

     — Spokojnie. Damy radę.

     Stoimy pod budynkiem mieszkalnym. Wchodzimy do środka i ruszamy windą na trzecie piętro. W głośnikach leci dobrze mi znana melodia i chociaż nie mogę skupić się na jej tytule, czy wykonawcy, to moja głowa bez kontrolnie porusza się w jej rytmie.

    
     Wychodzimy i rozglądamy się za mieszkaniem o numerze dziewiętnaście. Brunet idzie do końca korytarza i po chwili wraca, kiwając sprzecznie głową. Kręcimy się jeszcze dookoła blisko schodów, skanując po kilka razy te same drzwi mieszkań, aż w końcu odpuszczamy.

     — Może to nie to piętro. — Podchodzi do barierki, łapie się jej i stawia lewą nogę na stopień prowadzący do góry.

     Wzruszam ramionami i podchodzę do przyjaciela, zmierzając z nim na czwarte piętro.

     Na schodach dwubiegunowych mijamy się z dziewczyną podobną charakterystycznie do opisu podanego przez Charlotte. Szepczę Oliverowi do ucha, podkreślając głośniej liczbę ''dziewiętnaście''.

     Widzę kątem oka, jak dziewczyna zatrzymuje się na dolnym biegu schodów i podnosi głowę w naszym kierunku.

     — Przepraszam, czy mówiliście coś o numerze dziewiętnaście? Szukacie mieszkania pod tym numerem, tak?

     — Tak. — Oboje spuszczamy wzrok, by na nią spojrzeć.

     — Ja tam mieszkam. Pewnie to wy jesteście od pani Parker. Moja mama zapowiedziała mi waszą wizytę, ale niestety nie mam teraz czasu, muszę wyjść do pracy. Pod wieczór chętnie was przyjmę i wtedy porozmawiamy. — Wychodzi kilka stopni wyżej i podaje mi kartkę, wyjętą z obudowy telefonu. — Tu masz mój numer, w razie czego dzwoń.

     — Jasne, dzięki. — Uśmiecham się i odprowadzam ją wzrokiem, kiedy pośpiesznie schodzi na dół i znika mi z oczu.

     Spoglądamy na siebie z Oliverem i ruszamy za nią, ale zdecydowanie wolniej.

    
     Wychodzimy z budynku i skręcamy w prawo, kierując się w stronę supermarketu.

     — Ładna. — Zaczyna mówić z uśmieszkiem na twarzy.

     — I starsza — dodaję.

     — No to co. — Wzrusza wiotko ramionami i patrzy w moim kierunku, zatrzymując mnie pewnym siebie ruchem dłoni. — Jak powiedział niegdyś pewien wybitny rosyjski pisarz: ''Miłość na wiek się nie ogląda''.

     — Z kryminałów przeszedłeś na aforyzmy? — Prycham i uśmiecham się cynicznie, spoglądając na niego przenikliwie.

     — Trzeba próbować nowych rzeczy.

    
     Wchodzimy przez automatyczne drzwi do środka i zabieramy wózek, chociaż nie planujemy większych zakupów niż baton i woda.

     Idziemy wzdłuż korytarza, chowając się za wysokimi regałami i wsiadam do wózka, a po chwili Oliver odpycha go jedną nogą, a drugą trzyma na rurce między kołami.

     Przypominają mi się stare czasy, kiedy tato sadowił mnie na wózku sklepowym i pakowali z mamą do niego tyle produktów, że wystawała z niego jedynie moja głowa.

Ostatnia wiadomośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz