IX

241 40 73
                                    

Cześć :) Kto nie zauważył mojej nowej ikonki, teraz ją widzi <3

Chciałam opowiadanie dodać wcześniej i nawet nie wiedziałam, że tyle mi zajmie nad poprawianiem go. Ale z rana jak się obudzicie, to będziecie mieć ode mnie taką niespodziankę, że nowy rozdział jest już dodany :) Pod tym rozdziałem ważna notka :)
UWAGA! Opowiadanie zawiera dużo Sean'a. Cieszycie się? :D



     — Wychodzę! — informuje Maia, wchodząc do mojego pokoju i opierając lewą rękę na klamce, by założyć buta na stopę.

     — Nie krzycz tak! — Zakładam poduszkę na głowę i przykładam jej końce do uszu, po czym nagle podnoszę się do siadu i patrzę na brunetkę, której wzrok skupiony jest na obuwiu, a jej grymas i syczenie świadczy o tym, że najwidoczniej ma gdzieś ranę. — Która godzina?

     — Po dziewiątej.

     — O nie, nie, nie! — Nogami gwałtownie ściągam z siebie kołdrę i w samej bieliźnie podbiegam do szafy, z której wyciągam biały top, różową bluzę, która leży niechlujnie rzucona na stercie nieposkładanych ubrań i zabierając jeszcze czarne, jeansowe spodnie z podłogi, które miałam na sobie wczoraj, wychodzę z pokoju.

     — Zdążysz? — pyta brunetka, kiedy wymijam ją w drzwiach.

     — Mam dziesięć minut, żeby tam dotrzeć, więc jak myślisz? — odpowiadam i zamykam za sobą drzwi od łazienki.

     — Muszę iść, bo jeszcze ja się spóźnię.

     Po tych słowach słyszę jeszcze stukanie szpilek brunetki po korytarzu i zostaję sama, kiedy drzwi wejściowe zamykają się z charakterystycznym dźwiękiem.

     Wkładam na siebie bluzę, dłońmi przeczesuje moje — jak na wiercenie się podczas snu — dobrze ułożone włosy i wychodzę z pomieszczenia. Chociaż obracam się jeszcze na pięcie i perfumuję wiele razy moją szyję kwiecistym zapachem, aż zaczyna robić mi się nie dobrze, więc pewnym krokiem wychodzę z łazienki.

     Wbiegam do kuchni, prawie poślizgując się na płytkach i wyjmuję kromkę z chlebaka, po czym wkładam ją do ust i zagryzam ją zębami, kiedy zmierzam do pokoju. Otwieram torebkę i wkładam do niej komórkę, którą znajduję pod kołdrą, a w między czasie żując chleb, który w połowie mi się odłamuje, wystając za ust.

     Obracam się wokół własnej osi, zastanawiając się, czy jeszcze coś mi będzie potrzebne z pokoju i wychodzę, natychmiast zakładając białe trampki, które również miałam wczoraj na nogach. Ściągam z haczyka kluczyk i wychodzę na klatkę schodową, zamykając za sobą drzwi i biegnę do windy, którą przez cały czas nerwowo przywołuję wciskaniem guzika, ale to na nic. Nawet jej nie słyszę.

    
     Wzdycham i zbiegam po schodach, a kiedy podchodzę do drzwi wyjściowych, uderzam głową o czyjeś ramię. I to tak mocno, że upadam na ziemię, aż jęczę z bólu.

     — Bardzo przepraszam. — Masuję się powoli po kości ogonowej i ze zmrużonymi oczami podnoszę głowę, by zobaczyć na kogo wpadłam. Jak zawsze robię z siebie idiotkę przy nim. —To ty.

     — Tak, to ja. Też miło cię widzieć. — Uśmiecha się z rozbawienia i podaje mi pomocną dłoń, którą bez zastanowienia przyjmuje. — Jestem Sean, pamiętasz mnie jeszcze?

     — Tak. — Uśmiecham się do niego szeroko i stoję tuż przed nim, chociaż jest ode mnie o wiele wyższy. Przełykam ślinę, czując gorzki smak w ustach, który uświadamia mi, że przecież nie umyłam zębów, więc szybko zakrywam dłonią buzię, by nie zrazić tym brzydkim zapachem szatyna. — Przepraszam, że na ciebie wpadłam.

Ostatnia wiadomośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz