~2~

54 3 3
                                    

Rano obudziłam się o 6:10.
Wzięłam wybrany wczoraj strój i poszłam pod prysznic.
***
Wyszłam z Pałacu żegnając się wcześniej z Jolis i innymi.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w moją wspaniałą podróż.
Mówiłam tak o każdej podróży, którą miałam zaszczyt odbywać.
Czułam świeże powietrze. Słyszałam śpiew ptaków. Wpatrywałam się w błękitne niebo.
-Hej Rey!- usłyszałam głos mojej przyjaciółki, Elin.
-Hej El.-rzuciłam.
Elin jest wróżką. Mimo to bardzo się lubimy. Ona nigdy nie była w żadnej podróży.
-Czyli byłaś u Jolis o dziesiątej?
W odpowiedzi kiwnęłam głową.
Gadaliśmy chyba pół godziny.
Zerknęłam na zegarek. 7:45.
-Sorry El. Muszę już iść. Kryształ sam się nie zdobędzie.
Elin odleciała, a ja ruszyłam w dalszą drogę.
***
Wchodząc do Jaskini poczułam okropny zapach padliny. Czyli Mer w żywiole.
Mer to coś w stylu przerośniętej myszy. Mojej wysokości. No może troszkę niższa.
Jest "potworem", który strzeże Jaskini. Ja spotkałam ją tylko dwa razy, z czego tylko jeden z nich był w czasie podróży po Kryształ Oneme.
Już na pierwszym kroku zobaczyłam w cieniu czerwone oczy, wpatrujące się we mnie.
Mer...
Sięgnęłam po strzały i łuk.
Wystrzeliłam jedną z nich (strzał specjalnych, które usypiają na 20 minut).
Oczy zniknęły. Trafiłam.
Zapaliłam latarkę i poświeciłam na uśpioną Mer. Wszystko było ok.
Przeszłam przez jaskinię, napotykając co chwila na jakieś martwe zwierzęta. Okropne uczucie. Ja tak kocham zwierzątka...
Idąc przez jaskinię, widziałam różne obrazki na skalnych ścianach. Przedstawiały przeróżne sytuacje. Niektóre z nich mają ponad 3000 lat!
Nagle zauważyłam światło. Ale nie takie powodowane przez słońce. Światło latarki. I to nie mojej...Ktoś oprócz mnie był w jaskini. Zgasiłam swoją latarkę i schowałam się za najbliższą skałą. Światło było coraz bliżej mnie. W ścianie jaskini ujrzałam małą szparę, przez którą wpadło światło. Tajemnicza postać znalazła się na wysokości szpary. Dokładnie mogłam obejrzeć jej twarz...A właściwie to jego. Zobaczyłam wysokiego bruneta. Około metr dziewięćdziesiąt. Miał piękne, ciemne oczy.
Chłopak poświęcił na skałę, czego się nie spodziewałam. Zobaczył mnie. Powoli wstałam.
-Hej.- przywitał się brunet.
Nie było widać po nim strachu. Raczej...zaskoczenie.
-Hej...- mruknęłam.
-Chris.- podszedł bliżej i podał mi rękę.
-Reyla...?- odpowiedziałam niepewnie.
-Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
Chris uśmiechnął się. Odpowiedziałam mu tym samym.
-Co tu robisz?- zapytałam wkładając ręce to kieszeni cienkiej kurtki.
-Jestem w podróży, a ty?- zapytał chłopak.
-Tak samo.
-Może wyruszymy razem?
"Jeżeli mamy wyruszyć razem to musimy iść na tą samą wyprawę"-pomyślałam.
-Pewnie, czemu nie?
Szliśmy razem przez Jaskinię, opowiadając o sobie.
Dowiedziałam się, że Chris ma 17 lat, metr dziewięćdziesiąt pięć (prawie zgadłam), jego rodzice nie żyją, i że ma brata Mark'a i siostrę Jenny. Nie powiedział mi skąd jest, więc ja też nie wspomniałam o moim pochodzeniu.
Mam metr osiemdziesiąt, 17 lat, rodzice żyją, tylko, w innej krainie niż ja, mam siostrę Kessy. Może czas opisać mój wygląd?
Mam (lekko kręcone) blond włosy do brzucha, błękitne oczy, szczupłą sylwetkę i długie nogi. Na ramieniu mam tatuaż. Diament z przepięknym napisem:
,,Love".
Czasami lekko się maluję. Na jakieś większe okazję, lub bale (w Pałacu, na przykład).

Dobre ZłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz