*Loki*
Hemidal nie odrywał ode mnie wzroku, kiedy go mijałem, jednak nie mogłem na niego tracić czasu. Czekały już na nas konie.
Rose siedziała podtrzymywana przeze mnie. Pragnąłem tylko, aby się obudziła.
Z Thorem gnaliśmy ramię w ramię po Tęczowym Moście. Byłem mu wdzięczny za to, co uczynił, ale postanowiłem nie cieszyć się przedwcześnie, w końcu czekało mnie spotkanie z Odynem.
Szybkim krokiem weszliśmy do sali tronowej. Oniemiałem stała przede mną matka.
- Loki synku...
Podbiegła do mnie i dotknęła swą dłonią mego policzka. Spojrzała na Rose. Chciała coś powiedzieć jednak Odyn zabrał głos.
- Loki! Podejdź.
Uczyniłem to. Patrzył na mnie z góry. Wzrok przeniósł na nią. Posmutniał.... Zdziwiło mnie to.
- Odynie... Błagam Cię, uratuj ją... -wyszeptałem.
- Zabierz ją do sali głównego medyka... -powiedział i zasiadł na tronie jak gdyby nigdy nic.
Od razu ruszyłem do komnaty medyka. Gdy ją zobaczył był sceptycznie nastawiony, jednak potrafię być przekonujący...
Leżała.. Lewitowała, a ja wraz z Thorem staliśmy obok i przyglądaliśmy się temu wszystkiemu.
Medycy kszątali się przy niej. Do komnaty wchodzili nowi znawcy... Niestety i oni nic nie wiedzieli i wychodzili z posępnymi minami. Nie tyle, dlatego że nie uratowali biednej dziewczyny, lecz dlatego iż ich wielką mądrość została pokonana. Godziny mijały, a siwy, główny medyk załamywał ręce. Stanął koło nas. Milczenie wypełniło całe pomieszczenie. Cała nasza trójka wpatrywała się w Rose.
- Jest sposób... -wyszeptał starzec.
Wraz z Thorem od razu przenieśliśmy wzrok na niego.
- Mów! -zażądałem.
- W dalekich górach jest pewna osoba... Kobieta... ona zna odpowiedź...
- Na co? -spytał Thor.
- Na wszytko. Loki udaj się do niej. Tylko ona jej pomoże...
Nic nie odpowiedziałem. Miałem zostawić Rose samą w Asgardzie i wyjechać w bogowie wiedza, jakie góry żeby odnaleźć jakąś kobietę, o której nic nie wiem.... Nigdy nie słyszałem o istnieniu owej osoby.
- Jak mam się tam dostać? -w końcu przerwałem milczenie.
- Musi Cię poprowadzić serce...
No to już są chyba kpiny!!! Tu się liczy każdą minutą, a on gra ze mną w kotka i myszkę.
- Pojadę z Tobą -oznajmił Odynson.
- Nie... Loki musi sam odbyć tą podróż...
- Czy to jakiś spisek?!
- Nie mój drogi... Jedyny sposób żeby ocalić twą ukochaną...
Po tych słowach wyszedł z komnaty.
Podszedłem bliżej niej. Musiałem to dla niej zrobić... Bałem się, że... że gdy będę daleko coś może pójść nie tak i...I nawet mnie przy niej bedzie... Na samą tą myśl spłynęła mi łza po poliku. Miałem to gdzieś. Jakby od niechcenia odwróciłem głowę w stronę drzwi... W ich progu stał Odyn.
- Musisz się cieszyć... -wszeptałem.
On po prostu wyszedł. Sam do końca nie wiedziałem, co miały oznaczać te słowa... Chyba to, że były nikłe szanse na uratowanie jej... Czyli nie musi się martwić o Asgardziki tron...Było przed wschodem słońca. Ostatni raz na nią spojrzałem i szybkim krokiem wyszedłem. Wziąłem potrzebne rzeczy i udałem się do stajni. Nie obyło się bez spotkania z Thorem.
- Dasz sobie radę.. -zapewniał.
Ja milczałem. W ciszy doszliśmy do stajni. Osiodłano mego rumaka i na niego wszedłem gotowy do drogi.
- Tylko uważaj na siebie bracie -powiedział na pożegnanie.
Te słowa były tak szczere...
- Ty też... Opiekuj się nią...
Wyruszyłem. Gnałem przed siebie nie mając pojęcia, dokąd. Starałem się słuchać serca jak polecił starzec, jednak to nie takie proste, gdy przez tyle lat się je zagłuszało.
Słońce już dawno było w zenicie. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać czy to miejsce jest tak w ogóle w Asgardzie. Zatrzymałem się na rozdrożu. Nie miałem pojęcia, co dalej. Posłuchałbym serca, jeśli z łaski swej by dało mi jakąś pomoc, ale oczywiście głupi organ nawet nie zmienił rytmu bicia...
Miałem przed sobą dwie drogi, co najlepsze... Identyczne! Niczym się nie różniły, a pomiędzy nimi pole. Starałem się myśleć, co by zrobiła Rose. No i wymyśliłem, choć wydawało mi się to idiotyczne, ale... pognałem polem. W ten sposób miałem wgląd na obie drogi i w każdej chwili mogłem zdecydować.
Straciłem z oczy obydwie drogi, a pole zaczynało się kończyć. Przede mną rozpoczął się las. Niepewnie w niego wyjechałem. Asgardzkie lasy skrywają wiele tajemnic. Pomału jechał przez las, który zaczął się zagęszczać. Słońce już prawie nie dochodziło. Nie powiem... podróż była męcząca. Najgorsze ciągle było to, że ciągle nie wiedziałem dokąd zmierzam. Nie chciałem odpoczynku. Brnąłem nieustannie przed siebie.
Las spowił mrok i ogarnął go chłód. Zatrzymałem rumaka i obejrzałem się wokół siebie. Cisza... Głucha cisza. Szybko zaprzestałem postoju i wróciłem do drogi. Czułem się dziwnie. Nieswojo. Coś wisiało w powietrzu... Nagle poczułem niemiłosierny ból głowy. Przez las zaczął przedzierać się delikatny, kobiecy głos. Bezwiednie ruszyłem w tamtą stronę. Zaczęła otaczać mnie mgła. Byłem ledwo świadome tego co się dzieje. Mój rumak wiódł nas tam gdzie anielski głos miał swe epicentrum. Przede mną rozpostarło się jezioro. Brnęliśmy wzdłuż brzegu. Głos stawał się wyraźniejszy. Zbliżałem się.
Z mgły wyłoniła się postać. Na przybrzeżnym kamieniu siedziała śliczna, młodziutka dziewczyna, o srebrzystych włosach do pasa. Wpatrywała się we mnie i nie przestawała śpiewać. Dopiero, gdy znalazłem się bliżej niej przerwała swą pieśń. Nie schodziłem z konia. Przypatrywałam się jej na tyle uważnie, na ile pozwalał mój przyćmiony umysł. Dziewczyna zeszła pomału z kamienia. Był niska, a woda z jeziora sięgała jej do połowy łydek. Zrobiła delikatny krok w moją stronę. Tafla wody nawet nie drgnęła. Cisza robiła się co raz bardziej niepokojąca. Nagle dziewczyna zabrała głos.
- Witaj Loki... Mój Panie... Czekałam na Ciebie...Miłego czytania i wieczorku xx