Step back if you don't want me to attack

740 36 1
                                    

 (Vivenne)

Nie mogłam uwierzyć, że ten prostak tak po prostu przyjechał, przecież to był jakiś absurd! Przepraszam bardzo, ale czy on nie wie kim ja jestem, duuh? Swoją drogą, może jeszcze bym to jakoś przełknęła, gdyby nie fakt, iż Kai pozostawił na mnie niewątpliwie palący znak.

Rozwścieczona ruszyłam do swojego pokoju po drodze rozbijając porcelanowy wazon. Gdy przekroczyłam próg mojej świątyni omal nie padłam na ziemię ze zdumienia.

- Kochanie, o co ci chodzi?- zapytał zszokowany Dominic oparty o framugę mojego łóżka w samych jeansach.

- W tej chwili masz założyć swoje odzienie i opuścić to pomieszczenie- powiedziałam w miarę spokojnym tonem wskazując na uchylone drzwi.

- Ale dlaczego? Przecież mi obiecałaś- kontynuował niewzruszony, wykorzystując jakieś zdanie, którego wypowiedzenia przeze mnie nawet nie pamiętam, jako argument, nic sobie nie robiąc z mojej prośby.

- Posłuchaj mnie niedorozwoju emocjonalny w stopniu lekkim, wypieprzaj!-wykrzyczałam zaciskając dłonie w pięści.

- Co proszę?- zszokowany podszedł do mnie i chwycił mnie za podbródek, abym patrzyła mu w oczy.

W tamtej chwili straciłam cierpliwość, odtrąciłam chłopaka od siebie i uderzyłam go w twarz z otwartej ręki przy okazji przejeżdżając mu po policzku paznokciami.


- Uuuuu, zostanie ślad- prychnęłam obserwując Dominica.

- Zapłacisz mi za to- odparł po chwili z wyrzutem.

- Nie sądzę, a teraz jeżeli już skończyłeś te sceny to wyjdź stąd, chyba że chcesz mojej pomocy, ale wtedy spodziewałabym się wyjścia przez okno, ewentualnie wyjechania karawanem zboczeńcu- rzuciłam rozbawiona.

- Co?!- wykrzyczał wielce oburzony.

- Powtórzyć czy zademonstrować- odrzekłam podchodząc bliżej chłopaka, którego źrenice automatycznie się rozszerzyły.

- Nie trzeba, a tak na marginesie to wcale cię nie potrzebuję, twoja przyjaciółka też daję radę- parsknął.

Chwilę później chłopak padł przede mną na kolana łapiąc się za głowę, nic dziwnego skoro zafundowałam mu uczucie pękającego w głowie krwiaka, musiał to być dla niego niezwykły dyskomfort psychiczny, mimo tego i tak powinien być mi wdzięczny, zawsze mogłam pozbawić go penisa. Kiedy już skończyłam torturować, chociaż to i tak chyba za dużo powiedziane, Dominica puściłam go wolno.

Zadowolona z takiego obrotu spraw postanowiłam wziąć prysznic. Szybko pochwyciłam swoją koronkową bieliznę i czarną koszulkę na ramiączkach, po czym udałam się do łazienki. Odkręciłam kran i po chwili na moje ciało spadł potok gorących kropel wody. Kiedy uznałam, że moje włosy są wystarczająco mokre nałożyłam na dłoń szampon i delikatnie wtarłam w skórę głowy, aby po skończonej czynności móc go spłukać. Po całej procedurze umyłam się swoim ulubionym płynem do ciała i wyszłam spod prysznica. Wtarłam w siebie body lotion z Mexxa i założyłam swoje rzeczy. Pół godziny później byłam już w łóżku.

-Biegnij, no biegnij! Szybciej! Matko Boska, jaka ty jesteś żałosna! - Malachai krzyczał do mnie, co chwila, a ja tylko obracałam się i rozglądałam w koło, aby go znaleźć i się z nim zmierzyć. Niestety nigdzie go nie widziałam, latałam w kółko jak poparzona po tym cholernym lesie, a jego nigdzie nie było. Poddałam się, stanęłam pod jakimś krzywym drzewem i czekałam, aż sam się zjawi.

- Już ci się znudziło latanie wte i we wte aniołku?- rzucił podchodząc do mnie i przejeżdżając kciukiem po moim policzku zostawiając na nim krwawy ślad. Naładowana negatywnymi emocjami bez chwili wahania uderzyłam pięścią w twarz Parkera, który zatoczył się do tyłu, aby po chwili dojść do wniosku, iż ma krwotok z nos. Bez wzruszenia starł krew i zaczął szeptać jedno z dobrze znanych przeze mnie zaklęć, niestety nie opanowanych. 

W jednej chwili znalazłam się nad ziemią wygięta w łuk, czułam jakby żywy ogień bezcześcił moje ciało od wewnątrz, stróżka krwi wypłynęła z kącika moich ust, gdy ból dobiegał końca zostałam rzucona niczym zwłoki o drzewo, by móc po chwili móc zwijać się w konwulsjach.

- Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłaś. Pamiętaj suko, z socjopatą się nie zadziera- rzucił z trywialnym uśmieszkiem

- Dokładnie tak jak mówisz Kai, z socjopatą się nie zadziera- odparłam po chwili, podkreślając przy tym znacząco jego imię.

Shameless Kai [Malachai Parker]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz