Rozdział 3

28 4 0
                                    

Lily skierowała się w stronę niepozornego sklepu, gdzie na wystawie leżała jedna, samotna różdżka. Hmm, no nic idziemy.
Lily wchodząc do środka usłyszała dzwonek. W środku nie było prawie nic. No, nie licząc stolika, jednego kulawego krzesła i piętrzących się od podłogi do sufitu stosów pudełek.
- Dzień dobry - zawołała niepewnie Lily.
- Ah, dzień dobry, dzień dobry - pan Ollivander wyrósł jakby z pod ziemi, czym lekko przestraszył dziewczynkę - Oh! Panienka Greys. To już tyle lat minęło? Jak ten czas szybko leci. Pamiętam jak dziś, kiedy to twoja mama tu przyszła. Tak, jej różdżka była wyjątkowa. Niezwykła mieszanka włókna ze smoczego serca i włosa z ogona jednorożca w różanym drzewie, dziesięć i trzy czwarte cala, elegancka, raczej sztywna, doskonała do rzucania zaklęć. Jest teraz uzdrowicielką prawda?
- Tak.
- A jak się ma Artur Greys? Jego różdżka też była niezwykła. Pióro Feniksa, jedenaście i jedna czwarta cala, giętka, poręczna, doskonała do zaawansowanych zaklęć. Jest teraz Aurorem tak?
- Tak panie Ollivander.
- To świetnie, to świetnie- ucieszył się staruszek - no, a teraz zajmijmy się doborem różdżki dla panienki. Która ręka ma moc?
- Prawa- odpowiedziała dziewczynka. Taśma zmierzyła jej rękę, a gdy zaczęła mierzyć jej czubek nosa pan Ollivander klasnął w ręce mówiąc dość i dalej szukał odpowiedniej różdżki. Po chwili wrócił z jedną z nich.
- Cis, pióro z ogona Feniksa, dziesięć i jedna czwarta cala, giętka. Proszę spróbować.
Lily machnęła podaną różdżką, tym samym rozbijając jedyną lampę. Podskoczyła ze strachu.
- Nie, nie może ta... - tak też było z następnymi różdżkami.
- Hmm... - zamyślił się pan Ollivander - może spróbujemy czegoś innego. Mam taką jedną różdżkę, która powinna do ciebie pasować.
Staruszek wszedł w jedną z alejek, by po chwili wrócić z pudełkiem, otworzył je i wyciągnął różdżkę, która była biała.
- Tak, to niewątpliwie moje największe dzieło. Lipa, czternaście i dwie czwarte cala, giętka elegancka, z sierścią ponuraka, fragmentem kła bazyliszka i włosem z grzywy gryfa szkarłatnego.
Lily delikatnie wzięła do ręki różdżkę. W tym momencie poczuła prąd biegnący jej przez rękę, oraz niesamowitą moc różdżki. Wydawało jej się, że sam ten przedmiot wita się z nią i obiecuje jej ochronę do końca.
Tknięta niesamowitym uczuciem machnęła nią, a wszystkie różdżki wskoczyły do pudełek i powędrowały na swoje miejsca w regałach.
- A więc to jest twoja różdżka. Mogę ci powiedzieć, że będziesz dokonywała rzeczy wielkich. Nie wiem czy dobrych czy złych, ale niewątpliwie wielkich.
Lily westchnęła.
- To ile się należy?
- 7 galeonów.
Dziewczynka podała mężczyźnie wyznaczoną sumę.
- Do widzenia, panie Ollivander.
- Do widzenia panno Greys.
Lily zamyślona szła uliczkami. Pokątną znała bardzo dobrze i teraz nawet nieświadomie skierowała się w stronę skrótu do lodziarni. Zamyślona wpadła na kogoś.
- Przepraszam... - zaczęła.
- Ej, niezdaro uważaj jak chodzisz - dziewczynka zmierzyła chłodnym wzrokiem osobę na którą wpadła. Był to szczupły blondyn, na oko w jej wieku z bardzo nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
- Przecież przeprosiłam.
- Ha, bardzo śmieszne, myślisz że zwykłe przepraszam pomoże? Chyba śnisz. Ale wiesz co? Myślę że wiem jak mógłbyś naprawić swoją głupotę. Jesteś bardzo ładna. Jak zgodzisz się być moją dziewczyną to może ci wybaczę.
- Spadaj ty arogancki, zadufany w sobie dupku, któremu zależy tylko na byciu sławnym.
- Odwołaj to!
- Bo co mi zrobisz zadufany w sobie idioto?
- To ja jestem chłopakiem, więc logiczne że jestem silniejszy. Zanim więc powiesz kolejne nieodpowiednie słowa pomyśl dwa razy.
- Że co proszę?! Zaraz ci pokażę kto tu jest lepszy - mówiąc to złapała jego rękę, wykręciła, zrobiła obrót i widowiskowo przerzuciła go przez plecy na ziemię. Po czym tradycyjnie zaserwowała mu w kopniaka między nogi.
- Mam szczerą nadzieję, że to nie nauczy cię jak być miłym dla kobiet, bo w przeciwnym razie byłoby nudno. Asta la Vista blondi - mówiąc to odeszła w stronę lodziarni.
Gdy dotarła na miejsce było już dość późno. Odszukała wzrokiem rodziców i podeszła do ich stolika.
- Co tak późno?
- A, były małe problemy z doborem różdżki, a potem z pewnym blondynem. - powiedziała znudzonym głosem dziewczynka.
- Lily, co ja ci mówiłam o biciu chłopców? Z tego potem same problemy.
- No niby tak, ale ten idiota mnie zdenerwował i nie mogłam się powstrzymać.
Lily opowiedziała rodzicom co się stało, zajadając się w międzyczasie podwójną porcją lodów.
- Wiesz co córciu - zaczął tata - rzadko to mówię, ale naprawdę mu się należało.
- Poważnie!? - zdziwiły się Lily i jej matka
- Tak, żeby tak się przestawiać do mojej córki. Jak tylko go dorwę, to mnie po pamięta.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
W miłej atmosferze spędzili na Pokątnej resztę dnia.
Po powrocie do domu zmęczona Lily przebrała się w piżamę i natychmiast zasnęła.




Witajcie w kolejnym rozdziale. Myślę, że każdy się domyśla kim jest ten blondyn. Zdradzę, że zrobię z nich arcywrogów nr1. Nie będzie tam jednak ani krzty miłości. Tradycyjnie też przepraszam za błędy. Pozdrawiam :)

Być Tą Dobrą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz