4. 26.05 Wtorek

3.1K 136 16
                                    

-cholera, zaspałam! - tak oto pięknie zaczęłam dzień.
Jest 7:15 a bus odjeżdża za 10 minut. Nie zdąże.
Usłyszałam pukanie do drzwi

-wszystko w porządku kochanie? Myślałem, że źle się czujesz i nie jedziesz do szkoły.

-jadę. Zaspałam! Na pierwszej lekcji mam sprawdzian.

-spokojnie, odwiozę cię.

-serio? Rany, dzięki... W takim razie będę gotowa za 15 minut.

-dobrze, czekam przy samochodzie.

-okey. Ubrałam się, umyłam zęby, ogarnęłam włosy i pobiegłam do samochodu.

-spokojnie, zdążysz.

-mam nadzieję.

Po 10 minutach byliśmy na miejscu, o dziwo lekcję się jeszcze nie zaczęły. Przy drzwiach stała Mery.

-a więc ty żyjesz- rzuciła z wyrzutem

-dlaczego miałoby być inaczej?

-wczoraj myślałam, że wyślesz chociaż jednego smsa. A ty nic. Co się tam działo?

-przepraszam, powinnam napisać ale naprawdę nie miałam kiedy.

-aż takie atrakcje wczoraj ci zaserwował tatuś?

-opowiem ci na przerwie, okey?

-jak chcesz. Chodź, już po dzwonku.

Sprawdzian poszedł mi chyba całkiem dobrze. Na przerwie usiadłyśmy z Mery w ustronnym miejscu.

-no opowiadaj- niecierpliwiła się

-no juz. Wec...- zaczęłam- jak wróciłam do domu to ojciec tak mnie wyściskał, że prawie się udusisiłam. Potem zauważyłam, że zaczął remonty więc do swojego pokoju mogłam wrócić dopiero wieczorem. Tata zaproponował żebyśmy pojechali na miasto coś zjeść, wiec poszłam wziąć prysznic, pouczyłam się trochę no i pojexhaliśmy. Nie uwierzysz, ale nie na pizzę.- obie parsknęłyśmy śmiechem.- jak wróciliśmy spowrotem do domu to tata zawiązał mi oczy i zaprowadził do pokoju.- tutaj wzięłam głęboki oddech.- Mery.... Musisz zobaczyć mój pokój. Jest wspaniały! Żółto-miętowy, jak z katalogu. Jak tylko skończą się te wszystkie remonty to musisz wpaść. Na noc.

-okey, okey. Brzmi całkiem nieźle.

-wiesz co... Trochę mi wstyd, że tak zareagowałam na to wszystko. Jowite może jakoś strawię. Mam nadzieję, że nie będzie mi wchodzić w drogę.

-zobaczysz, że to też później wyda ci się śmieszne. Cieszę się, że już u ciebie lepiej, naprawdę. Sara...

-tak?

-mam nadzieję, że nie zapomniałaś.

-o czym?- serio byłam zaskoczona.

-zakupy sieroto!

-cholera... Na śmierć zapomniałam. Ale to nic. Po szkole pojedziemy do mnie. Poproszę tate o trochę kasy i pojedzimy do galerii.

-okey- ucieszyła się przyjaciółka.

Tak jak powiedziała, tak się stało. Po lekcjach pojechałyśmy do mojego domu, gdzie na podjeździe zobaczyłam nieznany mi samochód. Weszłyśmy do domu i naszym oczom ukazała się szczupła, średniego wzrostu blondynka.

-cześć- odezwała się pierwsza.

-cześć- odpowiedziałam od niechcenia. Muszę przyznać, że Jowita zmieniła się od momentu kiedy ostatni raz ją widziałam. Z nie smakiem muszę przyznać, że wyładniała, choć była blada i miała podkrążone oczy.- jest tata?

-wyszedł na chwilę do sąsiada

-okey, poczekam.

-coś się stało?

-nic. Po prostu jadę na zakupy i potrzebuje trochę pieniędzy.

-ile?- no bej przesady Jowitka.

-poczekam na tatę.

Poszła do kuchni, poczym zaraz wróciła z portfelem taty w ręku. Pięknie, jeszcze będzie się jego kasą rządzić. Wyjęła trzy banknoty stu złotowe i skierowała je w moją stronę.
-powiedziałam, że poczekam na tatę.- tym razem powiedziała to bardziej dobitnie. W tym momencie wszedł i stanął jak wryty.

-coś się stało?- zapytał z niepokojem zerkając raz na mnie, raz na Jowitę.

-Sara wybiera się na zakupy, potrzebuje pieniędzy więc chciałam jej dać 300 złotych z twojego portfela.

-na zakupy? Co będziesz kupować?-Zainteresował się nagle.

-w sobotę idę na imprezę, którą organizuje Kaja.

-aha. No dobrze.- powiedział średnio przekonany, wziął pieniądze od Jowity i wręczył mi je.

-dzięki. Będę wieczorem.- wyszłam ciągnąć za sobą Mery.

-ale jaja.- zaśmiała się- macochę będziesz mieć zajebistą

-spadaj.

-no co? Serio mówię.- zmierzyłam ją lodowatym wzrokiem.- przyzwyczaisz się, zobaczysz.

-jasne. Rusz dupę, bo spóźnimy się na autobus.
Godzinę później już chodziłyśmy po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na imprezę.
W końcu zdecydowałam się na błękitną spódnicę i biała bluzkę z koronką na rękawach. Ogólny efekt: słonica- czyli nic nowego.

-Mery, wyglądam jak bekon. Nie idę na żadną imprezę.- zrezygnowana opuściłam ręce.

-nie wygłupiaj się. Idziemy i bez dyskusji. - zaciągnęła mnie do kasy. Zapłaciłam i ruszyłyśmy w drogę powrotną.

Gdy o 19:00 wesŁam do domu, Jowity już nie było.

-jak zakupy? Udane?- przywitał mnie tata, nie odrywając wzroku od telewizora.

-powiedzmy.

-jesteś głodna?- Jowita zrobiła kolację, zostawiliśmy ci trochę.

-nie dosypała cyjanku?

-Sara, nie wygłupiaj się.

W kuchni na stole czekał na mnie talerz z ryżem polanym sosem z warzywami i kawałkami kurczaka. Pachniało dobrze, ale smakowało za to dużo, dużo lepiej. Było pyszne i na pewno drowsze niż pizza. 1:0 dla Jowity.
Po kolacji poszłam do siebie.
Podeszłam do półki z książkami i sięgnęłam po pierwszą z brzegu.
Zaczytałam się do takiego stopnia, że nie wiem kiedy urwał mi się film.

_______________

🌟💬

Nowa JA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz