Larisa weszła do wąskiego korytarza, zatrzaskując za sobą masywne drzwi i oznajmiając domownikom swoje przyjście donośnym:
- Jestem!
Odpowiedziało jej tylko ciche mruknięcie leżącego na kanapie dużego mastifa, który słysząc głos swojej właścicielki, podniósł łeb i zamerdał wesoło ogonem.
- Jak zwykle – mruknęła pod nosem, ściągając czerwone trampki.
Jej wzrok przykuły rozrzucone na zimnej posadzce koperty. No tak, listy! Dziewczyna zupełnie o nich zapomniała. Widocznie przez nieuwagę położyła je na ziemi, gdyż była zajęta ratowaniem pozostałości sukni...
- Mama mnie zabije – wycedziła przez zęby, podchodząc do psa. Zwierzę spojrzało na nią swoimi dużymi oczami, jak gdyby chciało szczerze przeprosić dziewczynę. Nastolatka pogładziła jego ciemny grzbiet – Nie patrz się tak na mnie, to twoja wina – powiedziała łagodnie, zatapiając palce w jego miękkiej sierści.
Co ją podkusiło do zakładania tej głupiej kiecki? Czy naprawdę za każdym razem coś musi pójść nie po jej myśli? W tym momencie sama nie potrafiła znaleźć na to jednoznacznej odpowiedzi.
Weszła do kuchni, zupełnie zapominając o ściągnięciu popielatego płaszcza. Brudno!, pomyślała, patrząc się na piętrzące się stosy resztek z obiadu, nieumytych naczyń i nieprzeczytanych gazet. Westchnęła głośno:
– Dlaczego ja? – zapytała sama siebie, przewracając zielonymi oczami. Posprzątanie tego jest jej zadaniem na dzisiejszy wieczór.
Starając się ignorować panujący tam nieporządek, otworzyła filigranową lodówkę, poszukując wzrokiem lekkiej przekąski. Ostatecznie zdecydowała się na jogurt.
Podniosła listy z ciemnego blatu i zaczęła przeglądać zaadresowane koperty. „Sz. P. Benita Neumann", „Dla Benity Neumann", „Iwetta Neumann", znów „Sz. P. Benita Neumann", „Benita, Iwetta i Larisa Neumannowie", „Do rąk własnych Iwetcie Neumann". Nic dla niej. Przyzwyczaiła się już do takiego stanu rzeczy.
Rzuciła niedbale listy na stół w salonie i poszła do swojego pokoju. Pokonując kolejne stopnie rozmyślała nad bieżącymi wydarzeniami. Nie było jej w szkole przez jeden dzień, a już ominęło ją tyle wydarzeń. Po głowie cały czas chodziły jej słowa podekscytowanej przyjaciółki. Wygrała. Wygrała, i tylko to się liczyło. Nawet nie spodziewała się tego po sobie. Ona? Zwyciężczynią w tak, jakby to powiedzieć, wysokim rangą konkursie? W sumie pomagała jej Irma, ale to ona została zgłoszona jako uczestnik. Choć konkurs to złe określenie na zawody w zbieraniu nakrętek.
- Pewnie nie mieli co zorganizować we wakacje – prychnęła Larisa, oblizując łyżeczkę – Zamiast zorganizować coś porządnego, odstawiają teatrzyk z nakrętkami.
Z drugiej strony... Gdyby nie ten konkurs z pewnością nie wygrałaby nowej torby. Choć, szczerze mówiąc, Irmina przesadziła w wychwalaniu jej wyglądu. Jednak pomijając to, warto było. A na co to wszystko ma się zdać? Dla jakiegoś... dziecka! Z pewnością mogli przeznaczyć to na jakiś szczytniejszy cel niż na chłopca. Przynajmniej tak mi się wydaje, że chłopca, pomyślała Larisa, nie zauważając, że znalazła się już w swoim pokoju. Trzeba przyznać, że plakat reklamujący konkurs bardziej odpychał, niż przyciągał. Na samym środku z znajdowało się duże zdjęcie niebieskookiego dziecka z przystrzyżonymi krótko włosami. Nie wiedziała, co z nim nie tak, ani jak się nazywa. W sumie to nie mogło być nic poważnego. Miał ręce, nogi, uśmiech na twarzy, odpadał wypadek. Jedyne, co przyciągnęło jej uwagę na plakacie podczas wieczornego spaceru po mieście, był napisany czerwonymi, drukowanymi literami tekst: „Konkurs w zbieraniu nakrętek!"
CZYTASZ
Dwa kolory nieba
Fiksi Remaja||Tymczasowo zawieszone z powodu poprawek i zmian w fabule|| Przez nasze życie codziennie przewija się wiele osób. Z pewnością nie trafiają tam bez znaczenia. Każda z nich ma za zadanie czegoś nas nauczyć. Niektóre zostają, pomagają nam w bólu, łącz...