Rozdział 2

395 41 13
                                    

  Od­ważny, to nie ten kto się nie boi, ale ten który wie, że is­tnieją rzeczy ważniej­sze niż strach.   

Autor nieznany 

  ~*~  

Lochy były ciemne i wilgotne, trochę większe od zwyczajnej komórki na miotły. Powietrze nasiąknięte było zapachem zgniłej ziemi i zimnych ścian. Przez ciało przeszły dreszcze przerażenia. Bał, się nadzwyczajnej w świecie bał się, byłby głupcem gdyby tak nie było.

To miejsce wydawało mu się znajome, pamiętał je z ostatniej „podróży" po posiadłości państwa Lestrange, był w tedy z Syriuszem znudzeni monologiem Ojca, Łapy. Ruszyli na obchód, kierując się dotychczasową taktyką „zawsze w lewo" – zapoznaliśmy się z nią na pierwszym roku w Hogwarcie, przy podróży do Wieży Gryffindoru. Piwnice zawsze napawała go nie pokojem, nie wiedział co go może tam czekać. Teraz właśnie znajdował się w takiej, która utwierdziła go w przekonaniu że lepiej tam do nich nie zaglądać, koniec i kropka.

James nigdy nie zastanawiał się nad dokończeniem sformułowania „Co jeśli.." . Nie myślał o śmierci, w każdym razie nie w tak młodym wieku, cały świat stał przed nim otworem. Nie obawiał się jej, do teraz.

Tutaj nie miało znaczenia fakt, że był Huncwotem, Gryfonem. Jedynym faktem który sprowadził go do tego miejsca, było noszone nazwisko Potter. Ojciec szanowny auror, matka uzdrowicielka, był ich jedynym synem, oczkiem w głowie. Ojciec starał się za wszelką cenę nie dopuścić aby stało mu się coś złego. Teraz idealny plan, szlag trafił. Był porwany, dotkliwie pobity i uwięziony w stęchłym lochu, przytwierdzony ciasno linami, które wpijały się w jego rozgrzane ciało. Uniemożliwiając jaki kol wiek ruch. Tu był zwykłym piętnastoletnim chłopakiem, zupełnie niepotrzebnym, zdanym na łaskę oprawców.

Zdawał sobie sprawę z tego czego może zażądać od niego Voldemort. Wiedział to od chwili w które zamknęli go w tym ponurym miejscu. Od tamtej chwili także był pewien, że woli śmierć od takiej hańby. Nie robił sobie złudzeń, jeśli się nie zgodzi, Umrze śmiercią najboleśniejszą z najgorszych jakie mogą czekać człowieka.

W tym Momocie zza drzwi doszedł do niego szczęk otwieranych zamka. Napiął mięśnie i czekał na to co przygotował mu los.

Całe pomieszczenie zalała smuga jasnego światła, oślepiająca Rogacza. Ktoś szybkim ruchem różdżki, uwolnił go z lin które opadły u jego stup. Wykorzystując okazję, poderwał się na równe nogi, już chciał ściągnąć z siebie małą bransoletkę na lewym przegubie, która miała za zadanie regularnie go osłabiać.

Dwie osoby złapały brutalnie jego ręce, każdy z innej strony. Szarpnął się, lecz na próżno – trzymali go zbyt mocno, by mógł coś osiągnąć. To go nie zniechęciło. Kierując się instynktem, zamachnął się i z całą siłą w kroczę, przez co poszkodowany Śmierciożerca, skulił się, puszczając jego ramie. Wolną ręką wymierzył drugiej osobie cios prosto w twarz. Rozległ się trzask i kolejny jęk, a zaraz później Rogacz poczuł kolejne szarpnięcie, tym razem od tyłu, i mocny cios w brzuch. Syknął z bólu i już chciał oddać , jednak kolejny napastnik uprzedził go, wykręcając mu ramię i popychając na drzwi. James z impetem uderzył w niego głową. Zachwiał się, gdy prawie stracił równowagę, przez ból jaki poczuł w miejscu uderzania, lecz ktoś w tej samej chwili znów nim szarpnął i zanim się obejrzał, leżał na ziemi, po licznych uderzeniach ze strony Śmierciożerców.

- Parszywy gówniarz – usłyszał niski głos, który z jakiegoś powodu wydawał się być znajomy.

Nie miał zbyt dużo czasu, żeby o tym myśleć, gdyż chwilę później był brutalnie targany w głąb wielkiego domu. W którym był przetrzymywany.

----------------

Przepraszam że jest tak krótki ale siła wyższa. Co o tym sądzicie ? 

Lucy 

P.S.: Parafraza (fragmentu ) II rozdziału 2 - Barwne życie Jamesa Pottera.  


James Potter i Prawo krwiWhere stories live. Discover now