Namjoon nie udaje nawet przez chwilę, że nie wie, co Seokjin robi, aby ich utrzymać.
Nie udaje także, że nie wie o tym, że Seokjin miał wielkie marzenia. Że był najlepszy w swojej klasie w szkole, że marzył o pójściu na prawo i zarobieniu góry pieniędzy, a potem pomóc odrzuconym sierotom, podobnym do nich.
Nie udaje również, że nie wie, że Seokjin miał szansę opuścić ich wszystkich, by znaleźć lepsze życie i zostawić resztę w ściekach.
Nie udaje, że nie wie, iż zabrał ich z uwłaczającego sierocińca, niosąc Jungkooka na rękach, nawet jeśli był wtedy duży, a on miał czternaście, Yoongi trzynaście, Namjoon i Hoseok dwanaście, Jimin i Taehyung jedenaście, a Jungkook dziewięć lat, znalazł im dom, w którym mogliby mieszkać i porzucił szkołę, by móc pracować.
Nie udaje, że nie zauważa zmarszczonych brwi Yoongiego trwale wyrytych na jego twarzy, za każdym razem, kiedy Seokjin wraca do malutkiej powierzchni, którą dzielą, wyglądając jak śmierć i ściskając w dłoniach banknoty, kuśtykając. Czasem ma siniaki na twarzy, ciemne i okrutne obtłuczenia o kształcie placów na wątłej szyi, a sterta banknotów, które przynosi do domu jest znacznie wyższa.
Seokjin ma teraz dziewiętnaście, Yoongi osiemnaście, Namjoon i Hoseok mają siedemnaście, Jimin i Taehyung szesnaście, a Jungkook czternaście lat. Seokjin sprzedawał swoje ciało praktycznie odkąd tylko odeszli. Na początku, Namjoon nie miał pojęcia o tym, co ten robił, ale Yoongi zawsze rozumiał. Seokjin wpierw pracował jako chłopiec od mleka, od roznoszenia gazet, raz nawet jako dostawca fast-foodów, codziennie biegając mile, bo nie stać ich było na rower. Pewnego dnia, kiedy pracował w nocy, jakiś pijany biznesmen zaoferował mu dwadzieścia tysięcy won za zrobienie mu loda.
Namjoon wie, że Seokjin bierze teraz dużo więcej; więcej niż tyle, ile pobiera większość ulicznych dziwek. Dużo więcej. Ale on nie jest przeciętną uliczną dziwką. Namjoon nauczył się, że Seokjin jest czymś w rodzaju ekskluzywnego towaru. Kupują i poszukują go biznesmeni z elity, którzy oczekują czegoś pikantnego. Czasem przyłapują go ich żony. Jeśli zostaje przez nie zraniony, mężczyźni płacą mu dodatkowo. Czasem żony szukają go i płacą mu za bycie cicho. Uliczne przezwisko Seokjina to Jin, porcelanowa lalka.
To pozostawia gorzki posmak w ustach Namjoona, widzieć Seokjina wracającego do domu, ściskającego w dłoniach banknoty, które ostrożnie wygładza. Część z nich trafia do szuflady, jaką prowadzą Seokjin i Yoongi. Teoretycznie jest dostępna dla każdego, by ją otworzyć i zabrać trochę, ale nikt tak nie robi. Część z nich idzie do Yoongiego, który wpłaca je do banku. Reszta zostaje rozdana o porankach, na opłaty za obiady dla pozostałych oraz czesne, jeśli Jimin, Taehyung i Jungkook mają taką potrzebę.
"Hej, wcześnie wstałeś," mówi Seokjin, uśmiechając się do niego ze zmęczeniem. Ma siniaki na nadgarstkach oraz chodzi trwale kuśtykając, nie licząc czasów, kiedy uwodzi klientów. "Jak idzie z tą piosenką, nad którą pracujecie z Hoseokiem?"
Namjoon nie udaje, że Seokjin mógłby mieć lepszą pracę, pięć lat po sprzedawaniu siebie, jeśli on i Hoseok daliby sobie spokój z muzyką. Yoongi tworzył wraz z nimi, ale przestał, kiedy Seokjin po raz pierwszy wrócił do domu z sińcami na szyi. Wtedy natychmiast to rzucił oraz znalazł gdzieś pracę jako kelner, gdzie haruje niemal cały dzień i dokłada się do ich funduszy.
Namjoon wie, że gdyby on i Hoseok przestali wynajmować studio, i Seokjin, i Yoongi mieliby łatwiej. Yoongi nie musiałby wstawać o siódmej rano po powrocie do domu o trzeciej w nocy. Seokjin miałby czas, by pójść do szpitala, na bilans, który obowiązuje więcej niż tylko choroby weneryczne oraz się wyspać. Ale za każdym razem, kiedy myśli o rzuceniu tego, Seokjin uśmiecha się, klepie go po głowie i mówi: „Nie, ty i Hoseok macie robić co chcecie. Nie chciałem by Yoongi odszedł."
CZYTASZ
We Are Bulletproof
Fanfictionzgoda na tłumaczenie: jest! oryginał - resonae -> http://resonae.tumblr.com link do oryginału -> http://archiveofourown.org/works/2171805/chapters/4750407 zespół: BTS paringi: delikatny yoonjin Namjoon nie udaje, nawet na chwilę, że nie wie, c...