~Levi view~- To się nie kończy. - westchnąłem, przekładając wypełnione papiery na oddzielną kupkę. Kolejny dokument.. i niepiszący długopis. Wziąłem jedną z karteczek na moim biurku i próbując przywrócić go do życia, napisałem pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy. Nie, nie słowo.
Imię. Jej imię.Gdy zdałem sobie z tego sprawę byłem trochę zaskoczony. Jeszcze raz dotknąłem kartki długopisem. I lekko go dociskając znów napisałem jej imię.
[n].....
Muszę porozmawiać z Erwinem.
~Erwin view~
- Ehh.. musimy ograniczyć wydatki. - westchnąłem przeglądając papiery od króla. Po ostatniej wyprawie ludzie zaczęli tracić w nas wiarę.
Wtedy usłyszałem pukanie.
- Imię i nazwisko.
- Levi Ackerman.
- Wejść. - powiedziałem wracając do roboty.
Levi wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Ruchem głowy pokazałem mu by usiadł na fotelu koło biurka.
- Uporałeś się już z tymi papierami, które Ci dałem? - zapytałem od niechcenia. Pomyślałem, że po prostu do mnie przyszedł by porozmawiać, tak jak zazwyczaj. Jednak było inaczej. Levi siedział cicho wpatrując się w ścianę. Zostawiłem robotę. Oparłem łokcie o biurko, splotłem palce, trzymając je koło mojego podbródka.
- Levi, co jest?
Odwrócił się do mnie na fotelu i spojrzał mi prosto w oczy. Błysneła w nich determinacja.
- Erwin, chciałbym by kadet [n] [ln] dołączyła do mojej drużyny. - powiedział stanowczo.
- Czemu jej potrzebujesz? - zapytałem. Coś mi tutaj nie pasowało. Zawsze mówił, że nie chce nikogo więcej w zespole. Że ma zaufaną ekipę. A teraz co? Po prostu zmienił zdanie? - Mówiłeś, że twój skład jest dobry taki jaki jest. Odsyłałeś kadetów, którzy chcieli do ciebie dołączyć lub tych, których ja Ci proponowałem. Więc czemu nagle kadet [n]?
Levi odwrócił wzrok. Cisza.
- Levi? Czemu chcesz ją w swoim składzie?
Nadal na mnie nie patrzył i siedział cicho. Musi być coś jeszcze na rzeczy. Trochę to trwało, zanim znów się odezwał.~Levi view~
'Co ja mam teraz wymyślić? Powinienem to przemyśleć! Nie mogę mu powiedzieć prawdy, przecież on nie umie trzymać dupy na kłódkę! Co teraz..
Moment, chyba mam plan.'
Westchnąłem. Spojrzałem się na Erwina z najpoważniejszym wyrazem twarzy, jaki miałem. Zauważyłem jak przez jego twarz przemknęło zdziwienie. Dobrze.
- Erwin, nie będę owijał w bawełnę. Odkąd muszę pilnować kadeta Jeager'a przekonałem się, że nie panuje on nad swoją 'tytanową' połową. - Erwin chciał mi zaprzeczyć, lecz ja kontynuowałem. - Rozmawiałem o tym z Hanji, a według niej pod wpływem stresu jest bardziej zdolny do przemian. A ze mną gotowym by go zabić w każdej chwili i świadomością, że wszyscy na niego liczą - z pewnością jest pod presją.
Erwin spojrzał na mnie przenikliwie. Nie przekonałem go? Serce zaczęło mi bić szybciej.
- Nie możemy przewidzieć co, wtedy się stanie gdy nagle sie przemieni. - dokończyłem.
Wciąż przenikliwie patrzył w moje oczy. Muszę go przekonać.
- Levi, nie sadzę by to..
- Erwin.
Odwróciłem wzrok. Nie wiedziałem co robię. I powiedziałem cicho, powoli:
- Ja się martwię, o mój skład.
Kątem oka zauważyłem jak przez twarz Erwina przemknęła niepewność.W gabinecie zapanowała cisza. Wciąż trzymałem wzrok wbity w podłogę. Teraz było mi po prostu wstyd. Jak mogłem się posunąć do takich rozwiązań?! Co mi przyszło do głowy?! Byłem na siebie wściekły. Ale gdy wyobraziłem sobie ją, walczącą u mojego boku... Przestałem myśleć co robię.
Usłyszałem wzdychanie Erwina.
- Echh, niech Ci będzie.
Wstałem i po prostu wyszedłem z jego biura.~~
Hejoo
Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział (nie zliczę ile razy coś dopisywałam i kasowałam...). Także dziękuję julciałkowi za sprawdzanie błędów ~♡
Został mi jeszcze poniedziałek z poprawami, a potem biorę się za zamowienia! Ahhh, już czuję tę nadchodzącą wolność ^^
Dzięki za trzymanie kciuków ~♡
I do zobaczenia,
Papatki ;3
CZYTASZ
~Słabość Kaprala~
FanficLevi Ackerman. Siła i nadzieja ludzkości. Żołnierz, który zawsze zachowuje zimną krew i twardo stąpa po ziemi. Zamknięty w sobie, nieugięty... czy aby na pewno? Do Oddziału Zwiadowców dołączyli kadeci z 105. Oddziału Treningowego. A wraz z...